To jest właściwy moment – przed zgraniem ścieżek dźwiękowych zleca się imitatorowi wykonanie zarówno synchronicznych, jak i niesynchronicznych efektów dźwiękowych. W praktyce filmowej ten etap nazywa się nagraniami postsynchronów oraz foliami (czyli właśnie efektami wykonywanymi na żywo pod obraz przez imitatora). Chodzi o to, żeby wszystkie dodatkowe dźwięki: kroki, szuranie ubrania czy inne niuanse, były już gotowe zanim zacznie się ostateczne miksowanie wszystkich warstw audio: dialogów, efektów i muzyki. Tak jest po prostu najbezpieczniej i najwygodniej, bo daje pełną kontrolę nad tym, jak będzie brzmiał finalny film. Z mojego doświadczenia powiem, że każde opóźnienie w tym zakresie skutkuje chaosem podczas zgrania. Branżowe standardy – zarówno w polskiej postprodukcji, jak i w zagranicznych studiach filmowych – wyraźnie wskazują, że to właśnie przed mixem całości powinny zostać wprowadzone i przygotowane ścieżki z efektami. Takie podejście umożliwia swobodną manipulację głośnością, panoramą i barwą tych dźwięków, żeby idealnie zgrały się z pozostałymi elementami ścieżki dźwiękowej. Przykładowo, w dużych produkcjach dźwiękowcy potrafią spędzić tygodnie na dogrywaniu praktycznie niezauważalnych dźwięków, a wszystko po to, żeby podczas zgrania całości móc precyzyjnie ustawić każdy detal. To jest podstawa profesjonalnej postprodukcji dźwięku.
Wydaje się, że sporo osób zakłada, iż imitator dźwięku może być zaangażowany praktycznie na każdym etapie produkcji audio, ale to prowadzi do kilku istotnych nieporozumień. Przede wszystkim – zlecenie nagrania efektów po zgraniu ścieżek dźwiękowych jest już za późno, bo zgranie to proces finalnego miksowania wszystkich dźwięków. Jeśli efekty nie zostaną dograne wcześniej, nie ma jak ich odpowiednio wkomponować w całość i mogą się po prostu nie pojawić w finalnym miksie albo zabrzmieć sztucznie czy nieadekwatnie do obrazu. Z kolei próba nagrywania efektów synchronicznych i niesynchronicznych bezpośrednio na planie razem z dialogami to raczej domena dokumentu lub bardzo prostych produkcji, ale w fabule jest po prostu niepraktyczna – mikrofony łapią wtedy zbyt dużo niepożądanych dźwięków, a precyzja wykonania efektów bywa wtedy wręcz niemożliwa. Jeszcze inny błąd myślowy to założenie, że efekty dźwiękowe tworzy się na etapie komponowania muzyki – to kompletnie inne procesy, realizowane przez inne osoby. Kompozytor jest od muzyki, imitator od efektów. W branży filmowej istotne jest, by wszystkie elementy ścieżki dźwiękowej były dostępne przed rozpoczęciem finalnego zgrania, gdyż tylko wtedy można uzyskać profesjonalnie brzmiący miks. Często na etapie testów dźwiękowych okazuje się, że nawet drobny efekt – jak szelest kurtki czy krok po płytkach – ma ogromne znaczenie dla realizmu całej sceny. Brak takiej warstwy przed zgraniem skutkuje słabą jakością finalnego produktu. Tak więc najlepszą i najczęściej stosowaną praktyką jest wcześniejsze przygotowanie efektów z imitacji, by potem móc nimi swobodnie zarządzać podczas ostatecznego miksowania filmu.