Wybór scenariusza jako dokumentu, który wraz z kopią filmu należy przekazać do archiwum, wynika z fundamentalnych zasad archiwizacji produkcji filmowych. W branży filmowej scenariusz jest uznawany za kluczowy dokument źródłowy, od którego zależy cała koncepcja i przebieg realizacji filmu. W praktyce archiwizacja tego dokumentu pozwala zachować nie tylko treść artystyczną, ale też pełny kontekst powstawania dzieła audiowizualnego, co może być mega istotne przy jakichkolwiek rekonstrukcjach, analizach czy nawet przy działaniach prawnych dotyczących praw autorskich. Zgodnie z dobrymi praktykami, archiwa filmowe – zarówno państwowe, jak i telewizyjne – wymagają obligatoryjnego przekazania scenariusza razem z ostateczną wersją filmu, ponieważ bez tego trudno byłoby w przyszłości odtworzyć zamysł twórców, zweryfikować przebieg produkcji czy wyjaśnić pewne decyzje reżyserskie. Ja zawsze powtarzam, że archiwum to nie tylko taśma filmowa – to także dokumentacja kreatywnej pracy całego zespołu. Dla osób pracujących przy postprodukcji czy nawet w edukacji filmowej, dostęp do oryginalnego scenariusza jest nieoceniony, bo pozwala zrozumieć, na ile gotowy film jest zgodny z pierwotną wizją. Warto pamiętać, że często właśnie na podstawie archiwalnych scenariuszy tworzy się remaki, adaptacje czy nawet naukowe opracowania historii kina. Takie podejście to standard nie tylko w Polsce, ale i na świecie – i moim zdaniem jest to po prostu zdroworozsądkowe podejście do dokumentowania dorobku kulturowego.
Wiele osób wybierając inne dokumenty niż scenariusz, często kieruje się tym, że produkcja filmowa to bardzo rozbudowany proces – rzeczywiście, list dialogowy, plan zdjęć czy tłumaczenie scenariusza to ważne materiały robocze, ale ich funkcje są zupełnie inne w kontekście archiwizacji. List dialogowy służy głównie ekipie postprodukcyjnej, szczególnie przy udźwiękowieniu i tworzeniu napisów, ale sam w sobie nie oddaje całościowej struktury filmu ani zamysłu twórczego – jest po prostu technicznym zapisem kwestii mówionych. Kalendarzowy plan zdjęć, choć rzeczywiście przydatny podczas samej produkcji, raczej nie ma wartości archiwalnej, bo po zakończeniu zdjęć traci aktualność i nie odzwierciedla artystycznych decyzji czy treści filmu. Często spotykam się z opinią, że tłumaczenie scenariusza na języki obce też powinno być archiwizowane – niby fajny pomysł, ale praktyka branżowa mówi jasno: archiwum ma przechować oryginalne, autorskie dokumenty, a nie ich adaptacje czy robocze wersje. Typowym błędem jest też mylenie dokumentów pomocniczych z tymi, które mają kluczowe znaczenie dla ochrony dziedzictwa kulturowego. Z mojego doświadczenia wynika, że często zapomina się, iż archiwizacja ma służyć przyszłym pokoleniom i ewentualnym badaniom, a bez oryginalnego scenariusza analiza powstawania filmu jest praktycznie niemożliwa. Branżowe standardy, zarówno europejskie, jak i np. wytyczne Filmoteki Narodowej, są w tej kwestii jednoznaczne: do archiwum przekazuje się scenariusz jako podstawowy dokument opisujący treść i strukturę filmu – cała reszta to materiały uzupełniające, które mogą się przydać, ale nie są wymagane. Tak naprawdę dobre archiwum pozwala dzięki temu chronić prawa autorskie, historię produkcji i ułatwia wszelkie prace związane z odtworzeniem czy analizą filmu. Mylenie tych dokumentów to częsty błąd początkujących, ale w praktyce łatwo to zrozumieć, kiedy spojrzy się na długofalowe skutki archiwizacji dla kultury i nauki.