Umowa zlecenia to najczęściej stosowana forma kontraktu dla aktorów występujących w produkcjach filmowych. Wynika to z tego, że aktor realizuje konkretną usługę artystyczną, która nie jest typowym świadczeniem pracy pod kierownictwem pracodawcy czy w ustalonych godzinach, jak w przypadku stosunku pracy. W branży filmowej obowiązują dość specyficzne praktyki – elastyczność czasu pracy, różnorodność miejsc zdjęciowych i charakter pracy twórczej sprawiają, że umowa zlecenia zapewnia odpowiednią swobodę zarówno aktorowi, jak i producentowi. Często w środowisku mówi się, że taka forma zabezpiecza interesy obu stron – aktor nie jest związany sztywnymi ramami etatu, a produkcja nie ponosi typowych kosztów pracowniczych. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, gdy stosuje się umowy o dzieło (np. wyłącznie na użyczenie wizerunku czy jednorazowe zadanie), ale dla aktora grającego główną rolę, który przez tygodnie albo miesiące realizuje określony zakres obowiązków, zlecenie jest najbardziej praktycznym rozwiązaniem. Warto też pamiętać, że to standard europejski, w Polsce często bazujący na przepisach Kodeksu cywilnego, nie Kodeksu pracy. Z mojego doświadczenia wynika, że każda produkcja powinna dobrze przemyśleć zapisy umowy, by jasno określić prawa do wizerunku, grafiki pracy i wynagrodzenie. To ważne, bo praca aktora przy filmie to masa niuansów, których nie ogarnia sztywna umowa o pracę.
Temat właściwego typu umowy dla aktorów filmowych bywa mylący, bo w praktyce produkcyjnej spotyka się różne rozwiązania, ale nie każde z nich jest odpowiednie albo zgodne z branżowymi standardami. Umowa o dzieło, choć historycznie bywała stosowana, jest raczej przeznaczona do sytuacji, gdzie efekt pracy jest konkretnym, oddzielnym dziełem – na przykład nagraniem pojedynczego spotu reklamowego czy stworzeniem utworu muzycznego. W przypadku głównej roli filmowej trudno mówić o jednym, wyraźnie zdefiniowanym dziele, bo aktor bierze udział w wielu dniach zdjęciowych, często zmieniają się scenariusz i harmonogram, a na planie zachodzi mnóstwo interakcji. Umowa o pracę na czas określony lub nieokreślony byłaby zaś przesadą – po pierwsze, produkcje filmowe są z natury projektowe, trwają określony czas, a aktorzy nie wykonują pracy pod ścisłym kierownictwem produkcji w regularnych godzinach. Taki typ umowy generowałby dodatkowe koszty (ZUS, urlopy, ochrona przed zwolnieniem), a do tego jest niekompatybilny z realiami pracy twórczej, która wymaga dużej elastyczności. Błąd, który często pojawia się w myśleniu, to utożsamianie każdej powtarzalnej pracy z koniecznością zatrudnienia na etat – w filmie to nie działa, bo aktorzy często pracują w kilku produkcjach naraz albo wykonują zlecenia o różnym zakresie. W skrócie: umowa zlecenia jest najbardziej adekwatna do tej roli, bo pozwala na elastyczność, nie wiąże obu stron na sztywno i oddaje charakter współpracy artystycznej. To branżowy standard i moim zdaniem najlepsze rozwiązanie dla tego typu sytuacji.