Blenda to absolutny standard na planie zdjęciowym, jeśli chodzi o uzyskiwanie miękkiego, naturalnie wyglądającego odbicia światła. Rzecz w tym, że światło słoneczne czy nawet to generowane przez lampy studyjne często bywa zbyt ostre albo z konkretnym kierunkiem, przez co na twarzy aktora pojawiają się cienie – czasami bardzo niepożądane. Blenda rozprasza światło, odbija je i pozwala uzyskać subtelne doświetlenie twarzy, eliminując głębokie cienie pod oczami czy nosem. Moim zdaniem, w praktyce blendy są niezastąpione podczas sesji plenerowych, zwłaszcza przy ostrym słońcu – a i na planach wewnętrznych często sięgamy po nie, żeby szybko skorygować światło bez rozstawiania dodatkowych lamp. Branżowe standardy, zarówno w fotografii, jak i w filmie, zakładają pracę z blendami różnych rozmiarów i odcieni (białe, srebrne, złote), bo każdy daje trochę inny efekt. Z doświadczenia wiem, że niektórzy próbują używać innych narzędzi, ale to właśnie blendy są najczęściej polecane na kursach i warsztatach operatorskich, bo są lekkie, mobilne i dają natychmiastową kontrolę nad światłem. To podstawowe narzędzie w torbie każdego fotografa czy operatora – nawet nie wyobrażam sobie pracy bez choć jednej blendy pod ręką.
Często spotykam się z przekonaniem, że do osiągnięcia efektu odbicia światła od twarzy aktora wystarczy zwykłe lustro albo jakiś inny przypadkowy sprzęt. Jednak w praktyce na planie filmowym czy fotograficznym większość takich rozwiązań po prostu się nie sprawdza. Lustro rzeczywiście odbija światło, ale robi to w bardzo konkretnym, ostrym kierunku, przez co na twarzy powstają mocne, nienaturalne plamy świetlne. Lustro daje światło bardzo twarde, które nie doświetla równomiernie – a przecież w pracy z aktorem chodzi głównie o subtelne rozjaśnienie cieni, a nie o ostre refleksy. Prompter natomiast to sprzęt, który w ogóle nie służy do operowania światłem – to urządzenie do wyświetlania tekstu, pomocne np. prezenterom lub aktorom w zapamiętywaniu kwestii, ale nie ma żadnego zastosowania przy kształtowaniu światła na planie. Translokator to już zupełnie oderwany od rzeczywistości termin w kontekście zdjęć – taki sprzęt nie istnieje w branżowej nomenklaturze, przynajmniej ja się z tym nigdy nie spotkałem. Z mojego doświadczenia wynika, że takie pomyłki biorą się albo z zamieszania pojęciowego, albo z braku praktycznego kontaktu z planem zdjęciowym. Kluczowe jest, aby pamiętać o specyfice światła – blenda, w przeciwieństwie do lustra, odbija światło w sposób rozproszony, delikatny, modelując twarz w bardzo naturalny sposób. To jest zgodne z najlepszymi praktykami branżowymi i standardami zawodowymi zarówno w fotografii, jak i w produkcji filmowej. Warto przy każdej okazji sięgać po sprawdzone narzędzia, które dają przewidywalne i profesjonalne efekty.