Właściwie, w tej sytuacji do naprawy kwalifikuje się tylko jeden element nadwozia – chodzi o tylny błotnik (lub ćwiartkę, zależnie od konstrukcji pojazdu). Na zdjęciu wyraźnie widać, że uszkodzenie ogranicza się do jednego panelu, bez widocznych śladów na sąsiadujących częściach, takich jak zderzak czy lampa. Z punktu widzenia praktyki blacharskiej i lakierniczej, elementem uznaje się pojedynczy, wydzielony konstrukcyjnie fragment karoserii – tutaj nie ma podstaw do rozszerzania zakresu naprawy na inne części. Moim zdaniem, takie uszkodzenia są doskonałym przykładem zastosowania technik PDR (paintless dent repair), gdzie dzięki technologii bezlakierowej można skutecznie przywrócić pierwotny kształt bez dodatkowych kosztów. Branżowe standardy, zarówno w ASO, jak i niezależnych warsztatach, jasno wskazują na rozgraniczenie elementów według podziałów konstrukcyjnych pojazdu – nie naprawiamy 'na zapas' ani nie nadinterpretujemy zakresu szkód. W codziennej pracy blacharza bardzo ważne jest umiejętne rozpoznawanie granic pojedynczego elementu, bo od tego zależy wycena oraz rodzaj zastosowanej technologii naprawczej. Warto też pamiętać, że właściwe zakwalifikowanie liczby uszkodzonych elementów wpływa na koszty naprawy i czas realizacji – a to, jak wiadomo, zawsze ma znaczenie dla klienta.
W przypadku analizy szkód na karoserii samochodu często można spotkać się z błędnym rozumieniem, ile elementów nadwozia naprawdę wymaga naprawy. Jednym z najczęstszych błędów jest utożsamianie całego obszaru, który wizualnie wydaje się uszkodzony, z większą ilością elementów niż to naprawdę ma miejsce. Przykładowo, widząc wgniecenie w pobliżu tylnej lampy czy w sąsiedztwie zderzaka, łatwo można założyć, że również te części wymagają naprawy. Jednak zgodnie z praktyką serwisową oraz wytycznymi większości producentów, za element przyjmuje się osobny panel karoseryjny, np. błotnik, drzwi czy maskę, a nie całą strefę dookoła uszkodzenia. W przypadku tego zdjęcia uszkodzenie ogranicza się wyłącznie do jednego elementu – tylnego błotnika – i nie przechodzi na sąsiadujące panele. Niestety często zdarza się, że podczas oceny szkód osoby mniej doświadczone ulegają złudzeniu optycznemu, przypisując do zakresu naprawy również zderzak czy lampę tylko dlatego, że są tuż obok. W praktyce serwisowej unika się takich uogólnień, bo prowadzą one do niepotrzebnych kosztów i wydłużenia czasu naprawy. Dobre warsztaty zawsze stosują zasadę minimalnej, ale wystarczającej ingerencji w konstrukcję pojazdu, aby zachować nie tylko estetykę, ale i bezpieczeństwo oraz wartość auta. Z doświadczenia wiem, że kluczowe jest precyzyjne rozpoznawanie granic elementu – tu wszystko ogranicza się do jednego panelu, nawet jeśli uszkodzenie wydaje się rozległe. Takie podejście to nie tylko branżowy standard, ale i dobra praktyka dla blacharza i lakiernika.