Blacha miedziana to naprawdę wyjątkowy materiał pod względem odporności na czynniki atmosferyczne. W praktyce, po wykonaniu pokrycia dachowego z miedzi, najczęściej zostawia się ją bez jakiegokolwiek dodatkowego zabezpieczenia. Miedź ma tę świetną właściwość, że z czasem na jej powierzchni tworzy się naturalna patyna, czyli warstwa tlenków miedzi, która działa jak bariera ochronna przed dalszą korozją. To nie tylko zabezpiecza materiał na długie lata (czasami mówi się nawet o trwałości dachu na 100 lat!), ale też nadaje całej połaci charakterystyczny zielonkawy kolor – wiele osób wręcz na to czeka. Żadne dodatkowe powłoki czy malowanie nie są tu potrzebne, a co więcej, mogłyby wręcz zaszkodzić – blokowałyby naturalny proces patynowania lub nie trzymałyby się dobrze gładkiej powierzchni miedzi. Tak samo w instrukcjach producentów i normach branżowych (np. wytyczne Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy) jasno się mówi: miedź zostawia się w spokoju i pozwala jej pracować. Osobiście uważam, że to bardzo wygodne i praktyczne, bo dach praktycznie nie wymaga żadnej konserwacji. Warto też wspomnieć, że niektóre środki mogą nawet zaszkodzić – np. powłoki lakiernicze mogą z czasem się łuszczyć i wyglądać bardzo nieestetycznie. Ogólnie mówiąc – mniej znaczy tu więcej!
Wiele osób, które nie mają na co dzień styczności z pokryciami z miedzi, może sądzić, że każdą blachę metalową trzeba od razu zabezpieczyć – czy to malując, czy powlekając jakimś środkiem chemicznym. To prawda przy stali czy aluminium, gdzie ochronna warstwa jest wręcz niezbędna dla zachowania trwałości, ale miedź to zupełnie inna historia. Jest naturalnie odporna na korozję atmosferyczną dzięki zjawisku patynowania; dlatego malowanie proszkowe, odtłuszczanie czy nakładanie powłok antykorozyjnych jest nie tylko zbędne, lecz wręcz sprzeczne z zasadami montażu tego materiału. Można by się spodziewać, że pokrycie blachy kwasem ortofosforowym coś pomoże, ale w rzeczywistości nie jest to praktykowane – nie daje to żadnej sensownej ochrony na zewnątrz, a wręcz może uszkodzić powierzchnię lub wpłynąć na powstawanie niepożądanych przebarwień. Z kolei malowanie proszkowe blachy miedzianej to też pomysł chybiony – tego typu malowania stosuje się głównie na stali, gdzie wymagana jest solidna bariera przed rdzą, natomiast na miedzi farba zwykle nie trzyma się dobrze, odspaja się pod wpływem warunków atmosferycznych i wygląda nieestetycznie. Odtłuszczanie i nanoszenie powłoki antykorozyjnej? Brzmi znajomo dla blach stalowych, ale na miedzi nie ma sensu, bo naturalny proces patynowania daje o wiele bardziej skuteczną i trwałą ochronę niż jakakolwiek sztuczna powłoka. Takie myślenie bierze się z chęci „zabezpieczania na wszelki wypadek”, ale w przypadku miedzi jest to niepotrzebne, a nawet czasem szkodliwe. Standardy branżowe i doświadczenie dekarzy jasno wskazują: blachę miedzianą pozostawia się bez dodatkowych zabezpieczeń i pozwala jej spokojnie się zestarzeć – wtedy przez lata cieszy oko i nie wymaga praktycznie żadnej obsługi.