Demontaż rusztowania to zawsze delikatny temat, szczególnie jeśli chodzi o zachowanie bezpieczeństwa. Prawidłowo proces powinien się zacząć od zdemontowania poręczy, bo one pełnią funkcję zabezpieczającą przed upadkiem z wysokości – zarówno podczas montażu, jak i demontażu. Moim zdaniem to podstawa, żeby pracownik demontujący miał cały czas dostęp do barierek ochronnych, aż do momentu, kiedy faktycznie musi je zdjąć. W większości wytycznych BHP, np. wg rozporządzenia Ministra Infrastruktury, wyraźnie się mówi, że poręcze powinny być ostatnim elementem demontowanym w obrębie danego poziomu roboczego, a zarazem pierwszym na kolejnym niższym poziomie – tak, żeby zawsze była ciągłość zabezpieczeń. W praktyce wygląda to tak, że najpierw zdejmuje się zabezpieczenia na najwyższym poziomie, a osoba stojąca niżej nadal jest chroniona barierkami. Z mojego doświadczenia wynika, że osoby, które próbują zacząć od pomostów czy schodni, stawiają się w bardzo niebezpiecznej sytuacji, bo zostają bez żadnego zabezpieczenia na wysokości. Tak naprawdę, nawet przy drobnych rusztowaniach elewacyjnych, nie wolno lekceważyć tej kolejności – jeden nieprzemyślany ruch i konsekwencje mogą być poważne. Warto zawsze pamiętać, że standardy branżowe, np. PN-EN 12811, też podkreślają ten schemat demontażu, bo jest on po prostu najbardziej bezpieczny.
W przypadku rusztowań łatwo popełnić błędy wynikające z rutyny lub niewiedzy, zwłaszcza jeśli chodzi o kolejność demontażu. Często spotykam się z przekonaniem, że demontaż powinno się zacząć od elementów podstawowych, takich jak leżnie, schodnie czy nawet pomosty, bo wydają się najbardziej logiczne – przecież na nich się stoi lub po nich się wchodzi. Jednak w praktyce takie podejście jest nie tylko niezgodne z przepisami, ale też bardzo niebezpieczne. Leżnie to elementy poziome, na których opierają się słupki i inne części rusztowania, więc ich demontaż w pierwszej kolejności mógłby skutkować niestabilnością całej konstrukcji, co grozi niekontrolowanym zawaleniem. Schodnie, czyli drabinki lub schody umożliwiające dostęp na poszczególne poziomy, też nie powinny być demontowane na początku – jeśli ktoś zdejmie je za wcześnie, potem nie będzie miał jak bezpiecznie zejść z rusztowania. Najwięcej zamieszania budzi kwestia pomostów. Z pozoru wydaje się logiczne, że należy je zdjąć od razu, bo to na nich się stoi, ale to błędne założenie. Demontując pomosty, gdy poręcze nadal są na miejscu, pracownik zostaje bez zabezpieczenia przed upadkiem, zwłaszcza kiedy zostaną już tylko ramy. To typowy błąd myślowy wynikający z nieznajomości zasad bezpieczeństwa – poręcze są elementem ochronnym i powinny być zdejmowane dopiero wtedy, kiedy nie są już potrzebne do zabezpieczenia ludzi na danym poziomie. Wszelkie standardy branżowe, czy to polska norma PN-EN 12811, czy wytyczne BHP, jasno określają, że kolejność demontażu musi być podporządkowana bezpieczeństwu. Moim zdaniem lekceważenie tej kolejności to najprostsza droga do wypadku – i niestety wciąż zdarza się to na budowach, gdzie brakuje solidnego nadzoru lub szkolenia. Warto pamiętać, że bezpieczeństwo zawsze musi być na pierwszym miejscu, nawet jeśli wydaje się, że inna kolejność będzie szybsza czy wygodniejsza.