Wyniki egzaminu

Informacje o egzaminie:
  • Zawód: Technik geolog
  • Kwalifikacja: GIW.06 - Wykonywanie prac geologicznych
  • Data rozpoczęcia: 17 grudnia 2025 10:21
  • Data zakończenia: 17 grudnia 2025 10:23

Egzamin niezdany

Wynik: 6/40 punktów (15,0%)

Wymagane minimum: 20 punktów (50%)

Udostępnij swój wynik
Szczegółowe wyniki:
Pytanie 1

Największe zróżnicowanie form krasowych występuje na obszarze

A. Wyżyny Śląskiej.
B. Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej.
C. Wyżyny Kieleckiej.
D. Wyżyny Lubelskiej.
Wyżyna Krakowsko-Częstochowska to absolutny klasyk, jeśli chodzi o bogactwo i różnorodność form krasowych w Polsce. Właśnie tam znajdziemy najbardziej charakterystyczne i spektakularne przykłady zjawisk krasowych, które powstały w skałach wapiennych – na przykład liczne jaskinie (jak Jaskinia Wierzchowska czy Jaskinia Ciemna), wywierzyska, malownicze ostańce (Maczuga Herkulesa czy Brama Krakowska) oraz głębokie doliny krasowe. Cały ten teren jest wyjątkowo atrakcyjny nie tylko dla geologów, ale też dla speleologów, fotografów przyrody czy amatorów wspinaczki. Z mojego doświadczenia wynika, że to świetne miejsce do nauki o procesach krasowych, bo wszystko można zobaczyć jak na dłoni. Kras na tej wyżynie rozwijał się przez miliony lat i jego efekty są zgodne z typowymi standardami naukowymi dotyczącymi zjawisk krasowych: obecność rozpuszczalnych skał wapiennych, odpowiednia ilość wód opadowych i czas. Warto wiedzieć, że ten region jest także chroniony – mamy tu parki krajobrazowe i rezerwaty, gdzie można podziwiać nie tylko formy krasowe, ale też unikatową florę i faunę. Praktycznie każdy podręcznik geografii czy geologii w Polsce podaje ten przykład, bo tak duże nagromadzenie zjawisk krasowych w jednym miejscu jest naprawdę wyjątkowe. Dla branży turystycznej i naukowej to prawdziwy skarb, pozwalający na prowadzenie badań terenowych oraz edukację na wysokim poziomie.

Pytanie 2

Występowanie osobliwych form geologicznych jest kryterium oceny

A. zagospodarowania turystycznego.
B. wartości merytorycznej obiektu.
C. wartości kulturowych obiektu.
D. wartości lokalizacyjnej obiektu.
Kiedy przyglądamy się osobliwym formom geologicznym, łatwo wpaść w pułapkę wiązania ich przede wszystkim z dostępnością infrastruktury czy szeroko pojętą atrakcyjnością turystyczną. To jednak uproszczenie, które nie oddaje pełnej specyfiki zagadnienia. Zagospodarowanie turystyczne to raczej kwestia obecności ścieżek, tablic informacyjnych, miejsc parkingowych czy zaplecza gastronomicznego, a nie samych wartości przyrodniczych obiektu. Można mieć świetnie rozwinięte zaplecze, ale bez naprawdę ciekawych form geologicznych, dany teren nie będzie miał wysokiej wartości naukowej czy edukacyjnej. Wartość lokalizacyjna obiektu najczęściej związana jest z jego położeniem względem szlaków komunikacyjnych, dużych miast czy innych atrakcji turystycznych. Ktoś może uznać, że bliskość hotelu albo łatwy dojazd winduje potencjał danego miejsca, ale to nie ma związku z samą obecnością interesujących form geologicznych. Co do wartości kulturowych – te odnoszą się do zabytków, miejsc historycznych, legend czy tradycji lokalnej społeczności. Oczywiście czasem skały mogą mieć znaczenie kulturowe, ale sam fakt ich osobliwości geologicznej nie jest tu kluczowy. Najczęściej błędne myślenie wynika z utożsamiania wszystkich „ciekawych” miejsc z ich użytecznością turystyczną albo z przekonania, że lokalizacja czy infrastruktura jest zawsze najważniejsza. Tymczasem w ocenie geoturystycznej i przyrodniczej to właśnie wartość merytoryczna, wynikająca z unikatowości form geologicznych, jest narzędziem, które pozwala specjalistom rzetelnie klasyfikować i chronić takie obiekty. Warto o tym pamiętać, bo to właśnie naukowy aspekt decyduje o randze danego miejsca w katalogach geologicznych i planach ochrony przyrody.

Pytanie 3

Najbardziej stromy fragment stoku jest na odcinku oznaczonym cyfrą

Ilustracja do pytania
A. 3
B. 4
C. 2
D. 1
Wybór innego odcinka niż numer 3 sugeruje pewne niewłaściwe zrozumienie sposobu, w jaki z mapy topograficznej można odczytać stromość stoku. Częstym błędem jest kierowanie się długością fragmentu, obecnością najwyższych lub najniższych poziomic, albo nawet próbą oszacowania stromizny „na oko” na podstawie ukształtowania linii. Kluczowe jest jednak rozpoznanie, że to właśnie odległość między poziomicami determinuje stromość – im bardziej są one do siebie zbliżone, tym stromizna większa. Przykładowo, odcinki oznaczone 1, 2 czy 4 mają linie poziomic rzadziej rozmieszczone względem siebie, co według standardów kartograficznych (np. normy ISO 19113 dotyczącej topografii) oznacza łagodniejszy stok. W praktyce, jeśli ktoś wybiera takie fragmenty jako najbardziej strome, to często popełnia błąd myślowy polegający na myleniu dużej sumarycznej różnicy wysokości z lokalną stromizną albo patrzy na mapę zbyt ogólnie, bez analizy szczegółów. Należy pamiętać, że nawet jeśli na odcinku 1 czy 2 jest spora różnica poziomów, to przez większy dystans, więc nachylenie nie jest tak intensywne jak tam, gdzie poziomice się niemal stykają. Takie podejście jest zgodne z najlepszymi praktykami geodezyjnymi i obowiązuje w nauczaniu zarówno w technikum, jak i na studiach inżynierskich. W terenie, złe oszacowanie stromości może prowadzić do poważnych błędów podczas prowadzenia prac budowlanych, geologicznych czy nawet turystycznych, dlatego warto zawsze analizować mapę z uwagą na rozmieszczenie poziomic, a nie wyłącznie na zmiany wartości wysokości.

Pytanie 4

Rysunek przedstawia znak kartograficzny, który na mapie geologicznej dokumentuje

Ilustracja do pytania
A. stożek napływowy.
B. mokradło.
C. stożek nasypowy.
D. skarpe.
Na podstawie przedstawionego rysunku łatwo popełnić błąd interpretacyjny, zwłaszcza jeśli brakuje praktyki w czytaniu map geologicznych. Wielu osobom stożek nasypowy czy napływowy może kojarzyć się z podobnym układem kresek, ale różnice są zasadnicze. Stożki nasypowe i napływowe mają na mapach inne symbole – stożek nasypowy dotyczy sztucznie usypywanych form terenu (np. hałd, nasypów kolejowych), a jego oznaczenie najczęściej nie zawiera regularnych, krótkich kresek prostopadłych do linii warstwic; natomiast stożek napływowy to forma akumulacyjna powstająca naturalnie w wyniku działania wód, i też prezentowany jest za pomocą innych znaków. Mokradło z kolei w dokumentacji kartograficznej oznacza się zupełnie innym symbolem, zazwyczaj są to rozproszone kropki, faliste linie albo specyficzne cieniowanie, nigdzie nie znajdziemy tam tych charakterystycznych kresek prostopadłych do warstwic – po prostu wskazują one na miejsce, gdzie zachodzi gwałtowna zmiana wysokości, czyli właśnie skarpę. Typowym błędem jest sugerowanie się wyłącznie kształtem obszaru na mapie, bez analizy symboli. W praktyce terenowej takie pomyłki mogą prowadzić do błędnych decyzji przy projektowaniu tras komunikacyjnych lub ocenie ryzyka geotechnicznego. Z mojego doświadczenia wynika, że osoby początkujące często ulegają złudzeniu, że każdy nietypowy symbol to coś rzadkiego, tymczasem skarpa jest bardzo powszechną formą, a jej oznaczenie należy do podstawowych w legendzie większości map geologicznych i topograficznych. Warto więc przyswoić sobie rozróżnienie między symbolami związanymi z procesami erozyjnymi (np. skarpa), akumulacyjnymi (stożki) i zjawiskami wodnymi (mokradła), bo to klucz do właściwej interpretacji danych terenowych.

Pytanie 5

Geolog planujący marszrutę bezpośrednio z punktu A do B będzie przemieszczał się w kierunku

Ilustracja do pytania
A. południowo-wschodnim.
B. południowo-zachodnim.
C. północno-zachodnim.
D. północno-wschodnim.
Z mojego doświadczenia wynika, że błędy w określaniu kierunków na mapie poziomicowej wynikają najczęściej z nieprawidłowej interpretacji orientacji mapy oraz nieuważnego śledzenia położenia punktów względem siebie. Często osoby patrzą na poziomice i automatycznie zakładają, że kierunek przemieszczania się pokrywa się z kierunkiem północnym lub wschodnim, co jest mylące, jeśli nie weźmie się pod uwagę standardowej orientacji mapy (północ zawsze u góry). Przy takim założeniu, łatwo pomylić się i wybrać północno-zachodni lub północno-wschodni kierunek, jednak analizując mapę, widać wyraźnie, że punkt B leży na południe i zachód od punktu A. Kolejny błąd to sugerowanie się wartościami poziomic – różnica wysokości nie determinuje kierunku, tylko informuje o przewyższeniu. Często spotykam się też z myśleniem, że wybór kierunku południowo-wschodniego wynika z układu linii, ale wtedy zupełnie pomija się faktyczną lokalizację punktów. Najlepiej od razu przyłożyć linijkę lub palec do mapy, przeciągnąć prostą z A do B i wtedy łatwo wychwycić, że przesuwamy się na południowy zachód. W pracy geologa taka precyzyjna orientacja w terenie to podstawa – błędne określenie kierunku może skutkować nadkładaniem drogi albo nawet zgubieniem się w terenie. Dlatego warto zawsze weryfikować swoje rozumowanie przez analizę mapy i wypracować nawyk sprawdzania azymutu – to dobra praktyka, którą stosuje się w geologii, geodezji i kartografii.

Pytanie 6

Złoża soli zlokalizowane na Nizu Polskim występują w postaci

A. sztolwerów.
B. soczewek.
C. diapirów.
D. pokładów.
W polskiej geologii złoża soli na Nizu Polskim mają swoją bardzo specyficzną genezę i formę występowania. Często można spotkać się z myleniem różnych typów złóż, zwłaszcza gdy chodzi o terminy takie jak soczewki czy pokłady. Soczewki faktycznie istnieją, ale raczej dotyczą złóż o niewielkich rozmiarach i nieregularnych kształtach, przykładowo rud miedzi, a nie soli kamiennej na Nizu Polskim – w praktyce są rzadkością dla dużych złóż solnych. Pokłady natomiast kojarzą się z ułożonymi warstwami, typowymi np. dla węgla kamiennego czy soli występującej w innych regionach świata, gdzie procesy sedymentacyjne przebiegały spokojniej. Jednakże na Nizu Polskim złoża soli nie tworzą równoległych pokładów, lecz są zdeformowane przez ruchy tektoniczne i ciśnienie, co prowadzi do powstawania wypiętrzonych struktur – stąd decydujące znaczenie diapirów. Sztolwery natomiast nie występują w geologii jako forma złoża – to raczej potoczne określenie na chodniki górnicze, a nie typ złoża. Typowym błędem jest utożsamianie form występowania znanych z innych surowców czy regionów z sytuacją polskich złóż solnych. Standardy rozpoznania surowców mineralnych wymagają dokładnych badań geologicznych, które jasno wykazują, że specyfika Nizu Polskiego to właśnie diapiry solne – wypiętrzenia powstałe w wyniku plastyczności i migracji soli ku powierzchni. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą praktyką jest dokładne analizowanie genezy każdego złoża przed przypisaniem mu konkretnej formy – to pozwala unikać typowych nieporozumień i błędów klasyfikacyjnych.

Pytanie 7

Triasowe wapienie krynoidowe (trochitowe) – odmiana wapieni organogenicznych, utworzone są z elementów szkieletowych

A. małży.
B. liliowców.
C. ramienionogów.
D. gąbek.
Przy pytaniach o budowę wapieni krynoidowych, nie trudno się pomylić, szczególnie gdy kojarzą się one z innymi organizmami morskimi. Bardzo często spotykam się z przekonaniem, że gąbki lub małże mają główny udział w powstawaniu takich wapieni, bo przecież ich szkielety też bywają węglanowe. Jednak w przypadku triasowych wapieni krynoidowych, kluczowy jest udział liliowców. Gąbki co prawda budują czasem tzw. gąbkowe wapienie, ale tam skład szkieletowy jest zupełnie inny – przeważają igły krzemionkowe lub bardzo drobne fragmenty wapienne, których struktura nie przypomina trochitów. Małże i ramienionogi z kolei, choć często występują w wielu wapieniach, to ich skorupki są duże, wyraźnie inne morfologicznie i nie tworzą tej charakterystycznej, drobnoziarnistej tekstury jak u liliowców. Trochity, czyli człony trzonków liliowców, są łatwo rozpoznawalne, bo mają kolisty przekrój i są dosłownie 'poszatkowane' w skale – tego nie da się pomylić z innymi szczątkami. W standardach geologicznych i podczas praktycznych zajęć terenowych, zawsze zwraca się uwagę, by nie utożsamiać wapieni krynoidowych z innymi skałami wapiennymi typu muszlowce czy gąbczaste, bo wtedy tracimy bardzo ważne informacje o paleośrodowisku. Typowym błędem jest też przypisywanie budowy wapieni organogenicznych każdemu popularnemu organizmowi morskiemu, zamiast zwracać uwagę na unikalne cechy tekstury i mikrostruktury poszczególnych typów skał. W praktyce surowcowej, geologicznej czy nawet w architekturze, właściwa identyfikacja takich wapieni ma konkretne znaczenie, bo pozwala przewidzieć ich właściwości mechaniczne, podatność na wietrzenie albo obecność określonych skamieniałości, co bywa kluczowe przy ocenie przydatności skały do różnych zastosowań. Moim zdaniem warto pamiętać, że wiedza o pochodzeniu szkieletów w wapieniach daje przewagę nie tylko na testach, ale też w codziennej pracy z materiałem skalnym.

Pytanie 8

Masa próbki skalnej pobranej do badań mikroskamieniałości powinna wynosić co najmniej

A. 0,1 kg
B. 0,2 kg
C. 0,5 kg
D. 0,4 kg
Analizując temat masy próbki skalnej do badań mikroskamieniałości, warto zwrócić uwagę na skalę mikroskamieniałości i ich rozmieszczenie w materiale skalnym. Częstym błędem jest myślenie, że wystarczy niewielka ilość próbki, taka jak 0,1 kg czy 0,2 kg. Prawdopodobnie wynika to z przekonania, że mikroskamieniałości są bardzo małe, więc każda ilość materiału wystarczy, żeby je znaleźć. Niestety, w praktyce bywa inaczej, bo rozmieszczenie tych mikroskamieniałości w skale rzadko kiedy jest równomierne i bardzo łatwo można trafić na fragment ubogi w takie formy. Zdecydowanie za mała próbka skutkuje brakiem reprezentatywności, co przekłada się na niską wiarygodność wyników analizy. Część osób uznaje 0,4 kg za wystarczające minimum, jednak według wytycznych branżowych ta ilość wciąż jest na granicy i często nie pozwala na wykonanie powtórnych badań czy przekazanie części próbki do innych analiz, na przykład chemicznych czy mineralogicznych. Moim zdaniem najczęstszy błąd myślowy to chęć ograniczenia masy ze względów praktycznych, np. żeby było lżej w plecaku, ale w laboratorium okazuje się, że taka próba jest niewystarczająca. Dobre praktyki geologiczne, potwierdzone zarówno w literaturze, jak i przez doświadczonych geologów, wskazują, że minimalna masa 0,5 kg to absolutne minimum, które daje szansę na uzyskanie wiarygodnych i powtarzalnych wyników. Pozwala to również na przygotowanie kilku preparatów, a także umożliwia wykonanie analiz porównawczych czy archiwizację części próbki na przyszłość. Warto mieć na uwadze, że próbka zbyt mała to nie tylko większe ryzyko błędu, ale i po prostu strata czasu oraz pieniędzy na nieefektywne badania.

Pytanie 9

Wody juwenilne są pochodzenia

A. lodowcowego.
B. magmowego.
C. kosmicznego.
D. metamorficznego.
Wody juwenilne często mylone są z innymi typami wód podziemnych, zwłaszcza przez podobieństwo nazw czy skojarzenia z procesami geologicznymi, ale ich pochodzenie jest dość specyficzne i ściśle związane z magmatyzmem. Wody kosmiczne, choć brzmią intrygująco, w zasadzie nie funkcjonują w literaturze geologicznej jako uznany typ wód podziemnych – nie są to wody pochodzące spoza Ziemi, a takie myślenie raczej wynika z nadinterpretacji lub fascynacji tematami pozaziemskimi. Wody lodowcowe natomiast to zupełnie inna kategoria – powstają podczas topnienia lodowców i biorą udział w obiegu hydrologicznym, są takimi zwykłymi, choć często bardzo czystymi, wodami powierzchniowymi lub podziemnymi, ale na pewno nie mają „pierwotnego” charakteru. Wody metamorficzne mogą pojawiać się podczas przeobrażeń skał pod wpływem wysokiego ciśnienia i temperatury, jednak woda uwalniana w tych procesach najczęściej pochodzi z już istniejących minerałów i nie jest nowo powstałą wodą w sensie chemicznym – więc to nie jest woda juwenilna. Mylenie wód metamorficznych z juwenilnymi wynika czasem z tego, że oba typy uwalniane są w głębi skorupy ziemskiej, ale różni je źródło: juwenilne wywodzą się prosto z magmy, metamorficzne z przeobrażania już istniejących minerałów. Typowym błędem jest też myślenie, że każda „nowa” woda w skorupie to woda juwenilna – w praktyce liczy się jej pierwotność względem obiegu hydrologicznego. Praktycy geologii zawsze zwracają uwagę na konkretne procesy powstawania wód, bo od tego zależą właściwości chemiczne, potencjał mineralizacyjny i przydatność tych wód w różnych branżach, np. w geotermii czy przy poszukiwaniach surowców mineralnych. Moim zdaniem warto pamiętać, że pochodzenie wód juwenilnych jest kluczowe dla zrozumienia powstawania niektórych złóż oraz zachowania się wód podziemnych w rejonach aktywnych geologicznie, więc rozróżnianie tych definicji jest nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne.

Pytanie 10

Najbliższym przybliżeniem kształtu Ziemi jest

A. kula.
B. sferoida.
C. elipsoida.
D. geoida.
Wiele osób intuicyjnie wybiera kulę albo elipsoidę, bo tak się często przedstawia Ziemię na uproszczonych modelach w szkole. W rzeczywistości jednak te podejścia są zdecydowanym uproszczeniem, które nie uwzględnia naturalnych nierówności wynikających z rozmieszczenia mas na Ziemi i zmienności siły grawitacji. Ziemia jako kula to tylko czysto teoretyczny model, dobry na poziomie ogólnej edukacji, ale niezbyt przydatny w zastosowaniach praktycznych, na przykład w precyzyjnych pomiarach geodezyjnych czy GPS. Sferoida czy elipsoida to już bardziej zaawansowane matematyczne odwzorowania, które biorą pod uwagę spłaszczenie Ziemi przy biegunach, co faktycznie jest bliższe rzeczywistości niż kula, ale dalej nie oddaje wszystkich anomalii. Te modele sprawdzają się głównie wtedy, gdy nie potrzebujemy ekstremalnej dokładności, np. przy obliczeniach inżynierskich na dużą skalę albo dla uproszczonych map. Błąd pojawia się, gdy nie dostrzegamy, że w praktyce, zwłaszcza przy precyzyjnym określaniu pozycji czy wysokości (jak w systemach satelitarnych albo sieciach niwelacyjnych), potrzebny jest model geoidy, który uwzględnia lokalne odchylenia grawitacji. Geoida, choć trudniejsza do wyobrażenia, jest realnym odniesieniem dla wysokości na całym świecie i to do niej kalibruje się dane z GPS czy pomiarów satelitarnych. Z mojego doświadczenia, najczęściej błędne odpowiedzi wynikają z pomijania tych niuansów i traktowania Ziemi zbyt idealistycznie – a przecież praktyka pokazuje, że precyzja ma tu ogromne znaczenie. W branży geodezyjnej i kartograficznej, stosowanie właściwego modelu to absolutny standard, bez którego nie da się zapewnić zgodności i powtarzalności wyników pomiarów.

Pytanie 11

Rysunek przedstawia

Ilustracja do pytania
A. trójnóg.
B. czwórnóg.
C. maszt wiertniczy.
D. wieżę wiertniczą.
To jest klasyczna wieża wiertnicza, czyli konstrukcja wykorzystywana powszechnie w przemyśle naftowym i gazowniczym do wykonywania odwiertów w poszukiwaniu złóż surowców energetycznych. Wieża wiertnicza, zwana też często wieżą wiertniczą lub masztem wieżowym (choć maszt to nieco inny element), umożliwia bezpieczne prowadzenie procesu wiercenia, a jej wysokość pozwala na wciąganie i opuszczanie długich kolumn rur wiertniczych. Takie konstrukcje muszą spełniać normy bezpieczeństwa – na przykład zgodnie z wytycznymi API (American Petroleum Institute) czy PN-EN. Różnią się od prostych masztów czy trójnogów swoją złożonością, nośnością i możliwościami technicznymi. W praktyce wieże tego typu spotkasz nie tylko na lądzie, ale także na platformach morskich – i za każdym razem są one kluczowym elementem infrastruktury wiertniczej. Moim zdaniem bardzo ciekawe jest to, że nowoczesne wieże są często wyposażone w systemy automatyzujące wiele czynności, co znacząco zwiększa bezpieczeństwo i wydajność prac. Dodatkowo wieża musi być dostosowana do ciężaru narzędzi, które będą używane, oraz warunków środowiskowych – czasami te konstrukcje wytrzymują ekstremalne warunki pogodowe, co naprawdę robi wrażenie. Warto zwrócić uwagę na praktyczne zastosowanie takiej wieży – bez niej prowadzenie głębokich odwiertów byłoby po prostu niemożliwe lub bardzo nieefektywne. W branży mówi się, że solidna wieża to podstawa sukcesu każdej operacji wiertniczej.

Pytanie 12

Gęste spękania uporządkowane geometrycznie o odstępach między spękaniami mniejszymi od miąższości ławic, powstające najczęściej w skałach składających się z warstw o różnej sztywności nazywa się

A. kliważem.
B. ciosem kompresyjnym.
C. laminacją.
D. budinażem.
Kliważ to bardzo specyficzny rodzaj spękań, który często spotyka się w skałach osadowych i metamorficznych, zwłaszcza tam gdzie skały zbudowane są z warstw o różnej sztywności. No i te spękania pojawiają się w sposób geometrycznie uporządkowany, czyli są równoległe, bardzo regularne – czasem aż zbyt idealnie wyglądają w przekroju. Moim zdaniem, to jest jeden z najciekawszych tematów w geologii strukturalnej, bo kliważ ułatwia rozpoznawanie kierunków naprężeń działających na skałę w przeszłości. W praktyce, np. w górnictwie czy podczas projektowania tuneli, takie spękania mają duże znaczenie przy ocenie stateczności masywu skalnego. Zwraca się na to uwagę nawet podczas projektów hydrotechnicznych czy budowy fundamentów, bo kliważ potrafi osłabić całą ławicę i powodować lokalne przesiąkanie wody. Często spotyka się go w łupkach ilastych albo w piaskowcach warstwowanych, gdzie różna sztywność poszczególnych warstw działa jak „prowadnica” dla powstawania spękań. W branży mówi się, że rozpoznanie i właściwe zmapowanie kliważu to podstawa przy analizach geomechanicznych. Warto pamiętać, że chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się niegroźny, to jednak bywa poważnym utrudnieniem w budownictwie podziemnym. Standardy dokumentacji geologicznej wymagają zawsze opisu orientacji i odstępów kliważu – to daje już do myślenia, jak ważna to cecha skał.

Pytanie 13

Którą formę złoża przedstawiono na rysunku?

Ilustracja do pytania
A. Soczewka.
B. Pokład.
C. Wysad.
D. Kieszeń.
Analizując wszystkie podane opcje, łatwo zauważyć, że każda z nich odnosi się do innego typu formy złoża, a różnice są dość wyraźne pod kątem geologii i praktyki górniczej. Pokład to złoże o znacznej rozciągłości, stosunkowo niewielkiej miąższości, występujące równolegle do warstw skalnych – typowe np. dla węgla czy soli. Wysad natomiast to forma złoża o charakterze pionowym lub skośnym, gdzie skały solne, gipsowe albo inne plastykowe wypiętrzają się ku górze, tworząc charakterystyczne, wyniesione struktury (np. wysady solne – bardzo wyraziste na przekrojach geologicznych). Soczewka z kolei ma kształt zbliżony do wydłużonego owalu albo elipsy, jest ograniczona zarówno w poziomie, jak i pionie, i dość ściśle wtopiona w inne skały – typowe dla niektórych złóż rud metali czy minerałów. Myśląc o tych formach, łatwo się pomylić, zwłaszcza gdy nie ma się wprawy w interpretacji przekrojów geologicznych – czasem każde nieregularne skupisko rudy może się wydawać kieszenią, soczewką lub nawet fragmentem pokładu. To typowa pułapka myślowa wśród osób rozpoczynających naukę geologii złożowej. W praktyce jednak, odpowiednia identyfikacja formy złoża jest kluczowa, bo determinuje nie tylko metodykę wydobycia, ale też szacowanie zasobów czy planowanie robót górniczych. Niezrozumienie niuansów pomiędzy tymi formami może prowadzić do błędów w planowaniu eksploatacji, a nawet strat finansowych. Z mojego doświadczenia – zawsze warto dokładnie przyjrzeć się geometrii i otoczeniu złoża na przekrojach i modelach 3D, bo to pomaga uniknąć wielu kosztownych pomyłek na etapie praktycznym.

Pytanie 14

Na mapie przedstawiono Dolinę Pięciu Stawów Polskich w Tatrach Wysokich. Które z wymienionych jezior posiada najwyżej położone lustro?

Ilustracja do pytania
A. Wielki Staw.
B. Przedni Staw.
C. Czarny Staw.
D. Zadni Staw.
Wielu osobom wydaje się, że największe lub najbardziej rozpoznawalne jeziora, takie jak Wielki Staw czy Czarny Staw, leżą najwyżej w dolinie, ale to dość typowy błąd związany z oceną na podstawie wielkości i popularności, a nie rzeczywistego położenia topograficznego. Mylne jest też założenie, że jezioro, które wydaje się najbardziej centralnie położone lub najbliżej szlaku, automatycznie znajduje się najwyżej – w przypadku Doliny Pięciu Stawów Polskich poziomice wyraźnie pokazują, kto tu rządzi wysokością. Przedni Staw, choć często widziany jako pierwszy podczas wejścia do doliny, leży najniżej spośród wszystkich pięciu. Czarny Staw lokuje się wyżej, ale mimo ciekawego położenia i otoczenia, nie dorównuje wysokością Zadniemu. Wielki Staw z kolei, pomimo imponującej powierzchni, znajduje się zdecydowanie niżej od Zadniego Stawu. Z mojego doświadczenia wynika, że brak uważnej analizy mapy poziomicowej to najczęstsza przyczyna takich pomyłek. W praktyce terenowej czy podczas planowania tras turystycznych ważne jest, aby nie sugerować się wielkością jeziora, a faktyczną wysokością jego położenia nad poziomem morza. Zgodnie z dobrymi praktykami geodezyjnymi i turystycznymi, zawsze warto sprawdzać te dane na mapie, zamiast polegać na intuicji lub na tym, co zasłyszane gdzieś na szlaku. Takie myślenie pozwala uniknąć niepotrzebnych zaskoczeń i lepiej przygotować się do wyzwań terenowych w górach.

Pytanie 15

Na obszarach zaliczanych do sieci Natura 2000 działalność człowieka jest

A. dopuszczona czasowo.
B. dopuszczona z pewnymi ograniczeniami inwestycyjnymi.
C. dopuszczona bez żadnych ograniczeń.
D. zabroniona.
Wiele osób zakłada, że na terenach Natura 2000 nic nie można robić, ale to jednak często wynik nieporozumienia albo uproszczonego podejścia do przepisów środowiskowych. W praktyce, te obszary nie są całkowicie wyłączone spod działalności człowieka, bo gdyby tak było, to zupełnie nie dałoby się tam mieszkać, pracować czy prowadzić żadnej działalności gospodarczej. Zakaz całkowity to raczej wyjątek i dotyczy bardzo wąskiej grupy rezerwatów ścisłych albo parków narodowych w niektórych strefach. Z kolei dopuszczanie wszystkiego bez żadnych ograniczeń prowadziłoby do szybkiej degradacji środowiska i utraty tego, co Natura 2000 miała chronić – to trochę takie myślenie życzeniowe, ale niestety sprzeczne z realnymi celami tej sieci. Natomiast pomysł, że działalność jest dopuszczona czasowo, sugeruje jakby można było działać tylko w określonych okresach, co się prawie nie zdarza – tu chodzi raczej o konkretne rodzaje inwestycji i ich oddziaływanie, a nie o kalendarzowe okienka. W rzeczywistości kluczowe są ograniczenia inwestycyjne – każda większa inwestycja wymaga oceny pod względem wpływu na przyrodę, a jeśli ryzyko jest zbyt duże, może zostać zablokowana lub musi być odpowiednio zmodyfikowana. Takie podejście jest zgodne z dyrektywą siedliskową UE i ogólnymi standardami ochrony środowiska. Moim zdaniem, często zapomina się, że te ograniczenia są właśnie po to, żeby pogodzić rozwój lokalny z potrzebą zachowania najcenniejszych fragmentów przyrody dla kolejnych pokoleń. To taki złoty środek, a nie blokada dla ludzi.

Pytanie 16

Stan naprężenia gruntu przedstawiony na rysunku należy do naprężeń

Ilustracja do pytania
A. osiowych.
B. wtórnych.
C. pierwotnych.
D. mimośrodowych.
Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo często mylone są pojęcia związane ze stanami naprężeń w gruncie, szczególnie jeśli temat dotyczy bardziej złożonych sytuacji niż proste, podręcznikowe przypadki. Na przykład, naprężenia wtórne są wynikiem przebudowy struktury gruntu po wcześniejszych oddziaływaniach, takich jak konsolidacja czy ścinanie – nie mają one bezpośredniego związku z sytuacją przedstawioną na rysunku, gdzie mamy klasyczny rozkład pod obciążeniem symetrycznym. Naprężenia pierwotne natomiast odnoszą się do stanu początkowego gruntu przed jakąkolwiek ingerencją człowieka, czyli przed nałożeniem obciążenia – to właśnie stan równowagi naturalnej, a nie sytuacja związana np. z obciążeniem fundamentem. Z tego powodu na rysunku nie mamy do czynienia z pierwotnym stanem naprężeń, tylko z odpowiedzią gruntu na nowe obciążenie. Z kolei naprężenia mimośrodowe pojawiają się wtedy, gdy środek ciężkości obciążenia nie pokrywa się z osią symetrii fundamentu, co skutkuje nierównomiernym rozkładem sił i momentów. Tutaj, na rysunku, wszystko jest poukładane względem jednej osi, więc to nie jest przypadek mimośrodowy. W praktyce geotechnik spotyka się z rozmaitymi układami naprężeń, ale znajomość ich natury i przyczyn jest kluczowa, żeby poprawnie analizować zachowanie się gruntu pod budowlami. Według dobrych praktyk projektowych, zawsze powinno się w pierwszej kolejności rozpoznawać typ układu sił i kierować się przyjętymi definicjami oraz standardami, żeby nie popełnić typowego błędu interpretacyjnego.

Pytanie 17

Przedstawiony wykres nazywany jest trójkątem

Ilustracja do pytania
A. Casagrande´a.
B. Pascala.
C. Pitagorasa.
D. Fereta.
Trójkąt przedstawiony na wykresie to właśnie trójkąt Fereta. Moim zdaniem, jest to jedno z najważniejszych narzędzi, jakie spotykasz w geotechnice czy inżynierii środowiska, gdy chodzi o klasyfikację gruntów niespoistych i spoistych. Trójkąt Fereta służy do określania typu gruntu na podstawie udziału procentowego trzech podstawowych frakcji: piaskowej, pylastej i iłowej. Pracując na budowie czy przy badaniu gruntu pod fundamenty, szybko docenisz ten diagram, bo pozwala ci w jeden rzut oka określić, czy masz glinę, piasek, pył czy mieszankę i jakiego rodzaju. To z kolei wpływa na decyzje dotyczące posadowienia budowli, odwodnień lub nawet doboru technologii robót ziemnych. Ważne jest, że trójkąt Fereta bazuje na normach i standardach, np. PN-EN ISO 14688-2, które jasno określają, jakie są granice poszczególnych frakcji. W praktyce, kiedy dostajesz dane z analiz sitowych i areometrycznych, po prostu zaznaczasz wyniki na tym diagramie i od razu masz odpowiedź, bez konieczności długich obliczeń. Niby proste, ale bardzo pomocne narzędzie – z mojego doświadczenia praktyczna znajomość obsługi trójkąta Fereta bardzo przyspiesza i ułatwia pracę w laboratorium czy na budowie.

Pytanie 18

Jak nazywa się otwory wykonywane w celu określenia budowy geologicznej danego regionu?

A. Badawczymi.
B. Rozpoznawczymi.
C. Eksploatacyjnymi.
D. Geologiczno-inżynierskimi.
Wśród podanych opcji nietrudno zauważyć typowe pułapki, jakie pojawiają się w branży geotechnicznej, kiedy ktoś zaczyna mylić pojęcia praktykowane w terenie. Na przykład otwory geologiczno-inżynierskie to, owszem, ważny element w praktyce budowlanej, ale ich głównym celem jest rozpoznanie warunków gruntowo-wodnych pod projektowaną inwestycję, czyli skupiają się zwykle na aspektach nośności i stateczności podłoża, a nie na pełnej charakterystyce budowy geologicznej regionu. Eksploatacyjne otwory z kolei to już zupełnie inna bajka – służą do wydobywania surowców (np. węgla, gazu, ropy), a nie do badania przekroju geologicznego w klasycznym sensie rozpoznania. Rozpoznawcze otwory natomiast faktycznie są bliskie tematyce pytania, bo mają za zadanie zidentyfikować budowę podłoża, ale najczęściej używa się tej nazwy w górnictwie lub przy poszukiwaniu złóż, gdzie chodzi o wstępne określenie występowania kopalin, a nie o pełną dokumentację geologiczną regionu. Typowym błędem jest mylenie otworów badawczych z rozpoznawczymi – tu decyduje głównie szczegółowość i cel prac. W praktyce branżowej, według zaleceń np. Polskiego Komitetu Geotechniki lub wytycznych Głównego Geologa Kraju, do ogólnego określenia budowy geologicznej stosuje się jednak pojęcie otworów badawczych, które są najbardziej uniwersalne i obejmują zarówno rozpoznanie gruntu, analizę warstw geologicznych, jak i pobór próbek do dalszych badań laboratoryjnych. Właśnie dlatego, w procesie planowania i dokumentowania inwestycji, wyraźnie rozróżnia się te typy otworów, żeby nie dochodziło do nieporozumień na etapie projektowym lub wykonawczym. Moim zdaniem takie niuanse potrafią zaskoczyć nawet bardziej doświadczonych praktyków, a precyzyjne rozróżnienie kategorii otworów to podstawa profesjonalizmu w geotechnice i geologii.

Pytanie 19

Sudety zostały pierwotnie wypiętrzone podczas orogenezy

A. hercyńskiej.
B. karelskiej.
C. alpejskiej.
D. kaledońskiej.
Wybór innej orogenezy niż hercyńska często wynika z mylenia epok geologicznych oraz procesów, które miały miejsce na terenie dzisiejszej Polski. Orogeneza kaledońska, choć bardzo ważna dla Skandynawii czy północnych wybrzeży Wysp Brytyjskich, w Polsce nie odegrała tak kluczowej roli – jej efekty są zauważalne przede wszystkim w starszych strukturach, na przykład we wschodniej części Gór Świętokrzyskich, ale nie w Sudetach. Z kolei orogeneza karelska to jeszcze wcześniejszy etap formowania skorupy ziemskiej, który właściwie nie ma związku z terenami Polski. Często myli się ją z kaledońską ze względu na podobnie brzmiącą nazwę – to taki typowy błąd uczniowski, łatwo się na tym złapać, szczególnie gdy ktoś nie przyswoił dokładnych ram czasowych tych procesów. Orogeneza alpejska natomiast kojarzona jest z powstawaniem Karpat i Alp, czyli z zupełnie innym okresem (paleogen, neogen) i innym mechanizmem powstawania gór. W praktyce branżowej takie pomyłki prowadzą do błędnych analiz geologicznych i złej oceny potencjału danego regionu – na przykład przy poszukiwaniu złóż mineralnych czy analizie stabilności gruntów. Dlatego bardzo ważne jest, żeby kojarzyć dokładnie, które pasma górskie powstały w wyniku jakich orogenez, bo od tego zależy nie tylko wiedza teoretyczna, ale i skuteczność działania w terenie. Moim zdaniem jedną z najważniejszych umiejętności w geologii – i szeroko rozumianej inżynierii środowiska – jest właśnie właściwe przyporządkowanie procesów tektonicznych do odpowiednich formacji. Pomaga to nie tylko w nauce, ale przede wszystkim w życiu zawodowym, gdzie konkretna wiedza o budowie geologicznej regionu pozwala unikać kosztownych błędów i podejmować trafne decyzje projektowe.

Pytanie 20

Szelfem kontynentalnym nazywa się

A. rozległą, płaską, monotonną część dna oceanicznego rozciągającą się na głębokości 3 000-6 000 m.
B. głębokie formy dna, sięgające od 7 000 do ponad 11 000 m głębokości.
C. system wzniesień dna oceanicznego, tworzący podwodne łańcuchy o łącznej długości około 60 000 km .
D. część kontynentu zalaną wodami płytkiego morza, kończącą się zwykle gwałtownym załomem.
To pytanie potrafi sprawić trochę problemów, bo wszystkie odpowiedzi opisują różne elementy budowy dna oceanicznego i bardzo łatwo się pomylić, gdy nie rozróżni się precyzyjnie pojęć. Głębokie formy dna sięgające od 7 000 do ponad 11 000 m, takie jak rowy oceaniczne (np. Rów Mariański), to zupełnie inna strefa – absolutnie nie zalicza się ich do szelfu, bo to najgłębsze fragmenty oceanów, powstałe w wyniku subdukcji płyt tektonicznych. Z kolei rozległa, płaska, monotonna część dna oceanicznego rozciągająca się na głębokości 3 000–6 000 m to tzw. basen oceaniczny, czyli głębia oceaniczna, również nie mająca nic wspólnego z szelfem – to już fragment pelagialu, a nie strefa przybrzeżna. System wzniesień dna oceanicznego, tworzący podwodne łańcuchy na długości około 60 000 km, odnosi się do grzbietów śródoceanicznych, takich jak Grzbiet Śródatlantycki, które są strefą powstawania nowej skorupy oceanicznej, a nie części kontynentu zalanej morzem. Typowym błędem myślowym jest mylenie tych pojęć przez podobieństwo nazw albo przez to, że wszystkie opisują jakieś formy dna morskiego – jednak tylko szelf kontynentalny to faktycznie przedłużenie kontynentu pod wodą, do głębokości kilkuset metrów, i to tam koncentrują się strefy eksploatacji surowców oraz główne łowiska. Z mojego doświadczenia wynika, że warto zawsze zwracać uwagę na głębokości oraz położenie względem lądu – to klucz do rozróżniania szelfu od głębi oceanicznej czy grzbietów śródoceanicznych. Branżowe standardy jasno opisują te granice, bo mają one znaczenie prawne, gospodarcze i ekologiczne.

Pytanie 21

Która z przedstawionych skamieniałości pojawiła się najwcześniej?

A. Skamieniałość 4
Ilustracja do odpowiedzi A
B. Skamieniałość 1
Ilustracja do odpowiedzi B
C. Skamieniałość 3
Ilustracja do odpowiedzi C
D. Skamieniałość 2
Ilustracja do odpowiedzi D
Analizując przedstawione skamieniałości, nietrudno zauważyć, że każda z nich reprezentuje zupełnie inną grupę organizmów, które pojawiły się w odmiennych epokach geologicznych. Liliowce, choć bardzo stare, pojawiły się dopiero w ordowiku, czyli nieco później niż trylobity. Często można spotkać się z przekonaniem, że liliowce były jednymi z pierwszych złożonych organizmów, jednak w rzeczywistości trylobity wyprzedzają je o dobrych kilkadziesiąt milionów lat. Belemnity natomiast to zupełnie inna para kaloszy – są charakterystyczne dla okresu jurajskiego i kredowego, a więc ich pojawienie się to już czasy mezozoiku, znacznie późniejsze niż epoka trylobitów czy liliowców. Co ciekawe, bardzo często myli się belemnity z amonitami, są to jednak organizmy, które pojawiały się w innych środowiskach oraz reprezentują różne linie ewolucyjne. Amonity z kolei, chociaż są szalenie popularne wśród kolekcjonerów skamieniałości, również nie mogą pretendować do miana najstarszych – ich początki to dopiero dewon i rozwijają się dopiero w erze mezozoicznej. Typowym błędem jest sugerowanie się wyglądem czy rozmiarami skamieniałości, a nie rzeczywistą chronologią ich pojawiania się na Ziemi. W praktyce geologicznej najważniejsze jest zawsze oparcie się na danych paleontologicznych oraz korelacjach stratygraficznych – to daje pewność przydatności skamieniałości jako wskaźników wieku skał, a nie tylko ich atrakcyjności wizualnej.

Pytanie 22

Skały fliszowe w Polsce występują w

A. Beskidach.
B. Górach Izerskich.
C. Karkonoszach.
D. Górach Świętokrzyskich.
Wybierając inne pasma górskie, łatwo pomylić się ze względu na podobieństwa krajobrazowe, ale od strony geologicznej jest tu sporo niuansów. Karkonosze i Góry Izerskie to góry zbudowane głównie ze skał krystalicznych, takich jak granity, gnejsy czy łupki metamorficzne, a nie flisz. To są typowe skały magmowe i metamorficzne, które powstały w zupełnie innym procesie geologicznym, związanym raczej z plutonizmem i metamorfizmem, nie z osadzaniem się materiału w morzu. Góry Świętokrzyskie natomiast charakteryzują się głównie występowaniem skał paleozoicznych, jak piaskowce, wapienie czy dolomity, ale nie tworzą one charakterystycznych warstw fliszowych. W praktyce, takie błędne założenia często biorą się z powierzchownego oglądu terenu – z daleka wszystkie góry wyglądają podobnie, a jednak ich budowa geologiczna jest zupełnie inna. Podstawową pomyłką jest tu utożsamianie wszystkich terenów górskich ze skałami fliszowymi, bo tylko część obszaru Polski ma taką specyficzną strukturę geologiczną. W standardach geotechnicznych i planowaniu inwestycji przyjmuje się, że rozpoznanie typu podłoża to absolutna podstawa – błędy w tej kwestii mogą prowadzić do poważnych problemów inżynierskich, jeśli założy się obecność fliszu tam, gdzie go faktycznie nie ma. Przykładowo, w Karkonoszach czy Górach Izerskich spotkasz raczej twarde granity niż łupki fliszowe, co wymaga zupełnie innego podejścia np. przy projektowaniu fundamentów czy zabezpieczeń skarp. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą praktyką jest zawsze konsultacja z lokalnymi mapami geologicznymi i literaturą fachową, żeby uniknąć nieporozumień na etapie planowania i realizacji projektów budowlanych.

Pytanie 23

Do kogo należy się zwrócić o wydanie koncesji na poszukiwanie lub rozpoznawanie niekonwencjonalnych złóż gazu ziemnego?

A. Do Ministra Środowiska.
B. Do wojewody.
C. Do burmistrza.
D. Do starosty.
Wiele osób ma czasem mylne wyobrażenie, że skoro jakieś złoże czy teren leży na danym obszarze, to decyzje dotyczące wydobycia czy poszukiwań podejmują lokalne władze, jak burmistrz, wojewoda czy starosta. W praktyce to jednak nie działa w ten sposób, szczególnie jeśli chodzi o tak ważne i strategiczne surowce jak gaz ziemny – zwłaszcza niekonwencjonalny, którego eksploatacja wymaga specjalistycznej wiedzy i ścisłej kontroli państwa. Prawda jest taka, że burmistrzowie i starostowie zajmują się zarządzaniem lokalnym, ale nie mają uprawnień do wydawania koncesji na poszukiwanie czy rozpoznawanie złóż węglowodorów. Oni mogą opiniować pewne projekty czy wydawać decyzje środowiskowe albo planistyczne, ale nie są organami koncesyjnymi. Wojewodowie również nie są właściwi w tych sprawach, bo ich rola polega raczej na nadzorze nad administracją lokalną i realizacji niektórych zadań rządowych w regionie, ale już nie na zarządzaniu zasobami surowców strategicznych. Często błędne wybory wynikają z przyzwyczajenia, że wszystko, co dotyczy danego terenu, załatwia się na szczeblu lokalnym, ale w przypadku złóż niekonwencjonalnych gazu ziemnego całość leży w gestii Ministra Środowiska. Tylko on ma pełne kompetencje do wydawania takich kluczowych koncesji, bo to związane jest z interesem całego państwa, a nie tylko jednej gminy czy powiatu. Zgodnie z przepisami prawa geologicznego i górniczego, zarządzanie strategicznymi zasobami wymaga centralnego podejścia – co jest zgodne z dobrymi praktykami branżowymi i standardami europejskimi. Warto mieć tę świadomość, bo podobne pytania pojawiają się często także w egzaminach zawodowych czy podczas pracy w branży energetycznej. Lepiej więc nie ulegać automatycznym skojarzeniom i zawsze sprawdzać, jaki organ ma rzeczywistą kompetencję do wydawania decyzji w sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Pytanie 24

Podczas plejstoceńskich glacjałów obszar Polski prawie w całości był pokryty lądolodem skandynawskim, z którego wystawały jedynie wyższe partie gór jako nunataki. Jakie to góry?

A. Tatry.
B. Góry Izerskie.
C. Góry Świętokrzyskie.
D. Karkonosze.
Często można się pomylić, myśląc, że najwyższe polskie góry jak Tatry lub Karkonosze były jedynymi, które mogły wystawać ponad powierzchnię plejstoceńskiego lądolodu. Jednak to nie do końca tak działa w polskich realiach geograficznych. Tatry i Karkonosze, mimo swojej wysokości, w plejstocenie znajdowały się na obrzeżach zasięgu skandynawskiego lądolodu, więc nie były poddane temu samemu procesowi pokrycia lodem co centrum i północ Polski. Z kolei Góry Izerskie również są pasmem sudeckim, które – podobnie jak Karkonosze – leżało poza głównym zasięgiem zlodowaceń skandynawskich. Tu łatwo popełnić błąd, bo intuicyjnie kojarzymy nunataki z bardzo wysokimi szczytami. W rzeczywistości jednak kluczowe jest nie tyle bezwzględna wysokość, ile relatywne położenie i lokalny przebieg pokrywy lodowej. Góry Świętokrzyskie, choć niskie na tle Tatr, leżały na tyle centralnie i wypiętrzały się ponad ówczesną powierzchnię lądolodu, że mogły pełnić funkcję nunataków. To dość nietypowa sytuacja, typowa właśnie dla specyfiki środkowej Polski. W branżowych opracowaniach naukowych i podręcznikach do geografii fizycznej wielokrotnie podkreśla się, że to właśnie Świętokrzyskie „wystawały” ponad lądolód. Często spotykanym uproszczeniem jest myślenie, że najwyższe szczyty zawsze są nunatakami – tymczasem liczy się lokalna sytuacja glacjalna, a także historyczne ruchy lądolodu oraz ukształtowanie terenu wokół. Moim zdaniem warto zwracać uwagę na te niuanse, bo to one decydują o obecnym krajobrazie, rozmieszczeniu gleb, a nawet specjalnych warunkach siedliskowych, z których korzysta się w praktyce – np. przy badaniach środowiskowych czy planowaniu inwestycji.

Pytanie 25

Łupliwość „doskonałą” posiadają

A. amfibole.
B. skalenie.
C. miki.
D. piroskeny.
Wiele osób myli łupliwość doskonałą skalenia, amfiboli czy piroskenów z tą, którą mają miki, ale w rzeczywistości występują tu istotne różnice. Skalenie co prawda mają dobrze wykształconą łupliwość, ale nie jest ona doskonała – posiadają dwie łupliwości przecinające się pod kątem bliskim prostemu (np. ortoklaz ma łupliwość dosyć dobrą, ale nie idealną i nie daje takich cienkich, elastycznych blaszek jak mika). Amfibole oraz piroskeny charakteryzują się łupliwościami dobrymi, czasem nawet bardzo dobrymi, jednak zawsze w dwóch kierunkach i nie są one tak wyraźne czy łatwe do odróżnienia jak łupliwość miki. To właśnie miki, takie jak muskowit czy biotyt, uchodzą za wzorcowy przykład łupliwości doskonałej wśród minerałów. Typowym błędem jest tu utożsamianie „dobrze widocznych” płaszczyzn rozdziału z łupliwością doskonałą – a przecież zgodnie ze standardami mineralogii (np. zalecenia Międzynarodowego Towarzystwa Mineralogicznego) decyduje sposób, w jaki minerał się rozszczepia i jak cienkie, idealne blaszki można uzyskać. Amfibole i piroskeny łamią się na fragmenty o charakterystycznych kształtach (np. pręciki czy igiełki), ale ich powierzchnie łupliwości nie są aż tak gładkie i jednolite jak u miki. W praktyce laboratoryjnej, kiedy próbujesz rozpoznać minerał, taka łupliwość jest jednym z najszybszych i najpewniejszych testów diagnostycznych. Moim zdaniem, największą pułapką w tym pytaniu jest mylenie „dobrego” z „doskonałym” – a w mineralogii to naprawdę robi różnicę. Miki są pod tym względem wręcz podręcznikowym wyjątkiem i warto to zapamiętać na przyszłość.

Pytanie 26

Przedstawiona na rysunku skamieniałość należy do

Ilustracja do pytania
A. małży.
B. ramienionogów.
C. trylobitów.
D. jeżowców.
Rysunek przedstawia skamieniałość ramienionoga, co łatwo zauważyć po charakterystycznym kształcie muszli – wyraźnie dwudzielnej, z symetrią rozciągającą się przez środek muszli (wzdłuż podłużnej osi), a nie jak u małży – w poprzek. Ramienionogi to grupa organizmów morskich, której przedstawiciele dominowali w paleozoiku i są ważnym wskaźnikiem stratygraficznym. W praktyce, rozpoznawanie ramienionogów jest kluczowe np. w geologii naftowej, gdzie dokładne datowanie warstw skalnych pozwala przewidywać potencjalne złoża surowców. Często spotykam się z sytuacją, że ktoś myli ramienionogi z małżami, jednak różnice w budowie są tu kluczowe – ramienionogi mają zawiasy i budowę grzbietowo-brzuszną, a nie boczną. Jeśli chodzi o praktykę terenową, zawsze patrzę na miejsce mocowania muszli do podłoża – ramienionogi często były przytwierdzane do dna za pomocą specjalnej nóżki (stopy). Takie cechy wynikają z ewolucji i przystosowania do życia w środowisku morskim, gdzie stabilność i możliwość filtrowania wody były kluczowe. Moim zdaniem umiejętność rozpoznawania takich skamieniałości może być bardzo przydatna nie tylko dla paleontologa, ale i dla każdego, kto pracuje przy analizie historii Ziemi, bo pozwala wyciągać wnioski o dawnych ekosystemach i procesach geologicznych.

Pytanie 27

CaSO₄ • 2 H₂O jest wzorem chemicznym

A. kalcytu.
B. gipsu.
C. anhydrytu.
D. barytu.
Gdyby spojrzeć na alternatywne odpowiedzi, łatwo zauważyć pewne powtarzające się nieporozumienia. Na przykład baryt posiada wzór BaSO₄ i jest to zupełnie inny minerał, o odmiennych właściwościach fizykochemicznych. Jest trwalszy, nierozerwalny w wodzie i wykorzystywany głównie w wiertnictwie naftowym jako składnik płuczek wiertniczych – nie ma tam mowy o obecności wody krystalizacyjnej, która jest kluczowa dla gipsu. Kalcyt natomiast to CaCO₃, czyli węglan wapnia, szeroko rozpowszechniony w przyrodzie (np. kreda, marmur, wapienie). W typowej klasyfikacji minerałów kalcyt należy do grupy węglanów, co odróżnia go od gipsu, będącego siarczanem. Z kolei anhydryt, choć również zbudowany z siarczanu wapnia (CaSO₄), nie posiada cząsteczek wody w swojej strukturze. To właśnie ta różnica – obecność dwóch cząsteczek wody w przypadku gipsu – zmienia całkowicie jego zastosowanie i zachowanie w kontakcie z wodą czy w trakcie wiązania. Wielu uczniów myli gips z anhydrytem, bo ich wzory chemiczne są bardzo zbliżone, ale praktycznie anhydryt nie „chwyta” tak łatwo wody i nie jest tak podatny na wiązanie, jak gips. W branży budowlanej te różnice mają znaczenie, bo dobór odpowiedniego materiału wpływa na trwałość i szybkość prac. Na marginesie warto też pamiętać, że błędne skojarzenia biorą się często z podobieństwa nazw lub z nieuważnego czytania wzorów, co jest częstą pułapką w zadaniach testowych. Umiejętność odróżniania tych związków jest kluczowa nie tylko na papierze, ale później – w praktyce zawodowej, gdzie pomyłka materiałowa może kosztować dużo czasu i pieniędzy.

Pytanie 28

Minerał, w którym wszystkie trzy osie symetrii mają jednakową długość i są w stosunku do siebie prostopadłe posiada układ krystalograficzny

A. trójskośny.
B. trygonalny.
C. rombowy.
D. regularny.
W pytaniu była mowa o układzie krystalograficznym, w którym wszystkie trzy osie symetrii są równej długości i prostopadłe względem siebie. Taką cechę posiada właśnie układ regularny, co niestety często bywa mylone z innymi układami, gdzie występują pewne podobne, ale jednak kluczowo inne zależności między osiami i kątami. Układ rombowy charakteryzuje się trzema osiami, które są do siebie prostopadłe, ale każda z nich ma inną długość – to powoduje, że komórka elementarna nie jest sześcianem, tylko prostopadłościanem o nierównych krawędziach. Trygonalny układ, z kolei, ma jedną oś główną, a pozostałe dwie są sobie równe, ale kąty nie są równe 90 stopni – to już zupełnie inna geometria komórki. Najwięcej zamieszania budzi chyba układ trójskośny, bo tam wszystkie trzy osie mają różne długości i dodatkowo wszystkie kąty są różne od 90 stopni – nie da się więc uzyskać prostopadłości, co zasadniczo wyklucza go z opisu podanego w pytaniu. Typowy błąd to utożsamianie prostopadłości osi z ich równością – niektóre układy mają prostopadłe osie, ale niekoniecznie jednakowe długości, co jest kluczowe dla poprawnej klasyfikacji. Z mojego doświadczenia wynika, że takie pomyłki wynikają z pobieżnego przeglądania tabel krystalograficznych bez zwracania uwagi na szczegóły – w praktyce podczas pracy z minerałami te niuanse bardzo silnie wpływają na właściwości mechaniczne, optyczne i chemiczne materiału. W branży inżynierskiej czy jubilerskiej, znajomość tych różnic jest absolutnie niezbędna, bo pozwala precyzyjnie dobrać materiał do zadania oraz przewidzieć jego zachowanie podczas obróbki. Warto więc w przyszłości zwracać uwagę nie tylko na kąty między osiami, ale też na ich długości – to często jeden z pierwszych kroków do poprawnej identyfikacji minerału czy materiału technicznego.

Pytanie 29

Skamieniałe pozostałości działalności życiowej zwierząt, np. żerowanie, drążenie w osadzie, tropy, odchody, określane są jako skamieniałości

A. śladowe.
B. kompletne.
C. skałotwórcze.
D. strukturalne.
Wiele osób myli typy skamieniałości, co jest całkiem zrozumiałe, bo terminologia potrafi być zwodnicza. Skamieniałości kompletne sugerują, że mamy do czynienia z zachowanymi całymi organizmami lub ich większymi fragmentami – na przykład szkielety dinozaurów czy muszle trylobitów, a nie ślady ich aktywności. W praktyce, jeśli w wykopie geologicznym znajdziesz cały szkielet lub dobrze zachowaną muszlę, to mówimy wtedy właśnie o skamieniałości kompletnej czy ciałowej. Skamieniałości strukturalne, choć brzmią poważnie, nie są oficjalnym terminem w paleontologii – czasami używa się tego określenia na różne deformacje lub struktury w skałach, ale nie w kontekście skamieniałości. Zdarza się, że ktoś z rozpędu użyje tej nazwy, myląc ją z prawidłowymi kategoriami, ale to po prostu niefortunne uproszczenie. Co do odpowiedzi ze skamieniałościami skałotwórczymi – to też często spotykane nieporozumienie. Skałotwórcze skamieniałości odnoszą się do przypadków, gdy resztki organizmów są tak liczne, że wręcz budują skałę (np. wapienie koralowe). To zupełnie inny temat; tu kluczowe jest, że materiał organiczny buduje osad, a nie zostawia po sobie ślady aktywności. Typowym błędem jest utożsamianie każdego śladu po organizmie jako „skamieniałości kompletnej”, a przecież nauka rozróżnia ślady aktywności (śladowe), zachowane elementy ciała (kompletne/ciałowe) i masowe nagromadzenia szczątków (skałotwórcze). Dobre praktyki wymagają precyzyjnego nazewnictwa, bo od tego zależy poprawne zrozumienie historii geologicznej terenu. Z mojego doświadczenia wynika, że stosowanie właściwych pojęć bardzo ułatwia pracę zespołową i komunikację z innymi geologami – w końcu nie chodzi tylko o naukowe etykietki, ale o to, by każdy wiedział, o czym mówimy. Skamieniałości śladowe mają swoją unikalną rolę: pozwalają spojrzeć na prehistorię przez pryzmat zachowań, a nie tylko budowy zwierząt. Warto więc znać i rozumieć te różnice.

Pytanie 30

Na zdjęciu satelitarnym rejonu Japonii strzałką zaznaczono

Ilustracja do pytania
A. rów oceaniczny.
B. grzbiet podmorski.
C. łuk wysp.
D. ryft oceaniczny.
Dość często można się pomylić, patrząc na takie zdjęcia satelitarne i sugerować się ogólnym kształtem linii wybrzeża czy formami podwodnymi. Łuk wysp to rzeczywiście charakterystyczna cecha dla obszaru Japonii, ale łukiem wysp nazywamy ciąg wysp wulkanicznych, które powstają w wyniku subdukcji, a nie samą strukturę głębi dna oceanicznego. Ryft oceaniczny to zupełnie inna bajka – to strefa rozciągania skorupy ziemskiej, gdzie płyty oddalają się od siebie, a nie wsuwają jedna pod drugą. Z tego powodu ryfty są typowe dla środka oceanów, jak Atlantyk, a nie dla obszaru przy Japonii. Z kolei grzbiet podmorski to wypiętrzenie dna morskiego, powstałe zwykle w miejscu rozbieżności płyt, a więc też nie ma związku ze strefami subdukcji. Większość nieporozumień bierze się tu z tego, że nazwy geologiczne bywają mylące, zwłaszcza gdy patrzymy na mapę bez odpowiedniej skali głębokości. W rejonie Japonii kluczowe jest zrozumienie, że widoczny głęboki rowek u wybrzeży to efekt subdukcji, czyli wsuwania się płyty Pacyficznej pod płytę Euroazjatycką. Rów oceaniczny jest więc miejscem największych głębokości, a nie wypiętrzenia czy rozciągnięcia skorupy. W praktyce pomylenie tych pojęć może prowadzić do błędów w analizie zagrożeń sejsmicznych czy przy badaniu procesów geologicznych. Stąd dobrze jest rozpoznawać, jaka struktura odpowiada za jakiego typu aktywność i jakie skutki praktyczne może to mieć dla gospodarki czy bezpieczeństwa regionu. Moim zdaniem warto zawsze weryfikować mapy batymetryczne i dokładnie czytać opisy struktur geologicznych, bo to ułatwia orientację w temacie, zwłaszcza podczas pracy w branży inżynierskiej lub ratowniczej.

Pytanie 31

W obrębie którego polskiego parku narodowego można znaleźć widoczne na zdjęciu wydmy?

Ilustracja do pytania
A. Świętokrzyskiego.
B. Gorczańskiego.
C. Drawieńskiego.
D. Słowińskiego.
W tym pytaniu łatwo można się pomylić, bo w polskich parkach narodowych występuje dużo różnych form krajobrazowych, jednak wydmy podobne do tych na zdjęciu nie są obecne w Świętokrzyskim, Gorczańskim ani Drawieńskim Parku Narodowym. Świętokrzyski charakteryzuje się głównie górami i lasami jodłowo-bukowymi, a nie terenami piaszczystymi, chociaż bywa czasem mylony z innymi miejscami z powodu swojej popularności turystycznej. Gorczański Park Narodowy z kolei słynie raczej z beskidzkich szczytów i szeroko pojętej górskiej przyrody, gdzie wydmy zwyczajnie by się nie utrzymały – po prostu nie te warunki klimatyczne ani geologiczne. Drawieński leży w strefie podmokłych lasów, jezior i rzek, więc występowanie wydm na takim terenie byłoby jakimś nieporozumieniem z punktu widzenia geomorfologii. Typowy błąd myślowy w tym pytaniu polega na utożsamianiu wszystkich parków narodowych z jakimś wybranym elementem krajobrazu, zamiast skupiać się na rzeczywistych, naukowo potwierdzonych cechach tych obszarów. Wydmy, szczególnie ruchome, są bardzo rzadkie w Polsce i ich obecność na dużą skalę jest zjawiskiem wręcz wyjątkowym – właśnie takim, jak w Słowińskim PN nad Bałtykiem. Dobre praktyki w edukacji przyrodniczej podkreślają, żeby nie sugerować się nazwą czy popularnością parku, tylko konkretnymi, udokumentowanymi formami krajobrazu i procesami zachodzącymi na danym obszarze. Wydmy, takie jak te na zdjęciu, są w Polsce prawdziwą rzadkością, dlatego tak ważne jest rozpoznawanie ich właściwego miejsca występowania.

Pytanie 32

Punkty na mapie o jednakowej miąższości warstwy łączy się

A. izohalinami.
B. izohipsami.
C. izopachytami
D. izohietami.
Izopachyty to linie na mapie, które łączą punkty o tej samej miąższości warstwy geologicznej, czyli tak naprawdę pokazują, gdzie dana warstwa ma identyczną grubość. To jest szczególnie przydatne podczas prac związanych z rozpoznawaniem złóż surowców, planowaniem odwiertów albo analizą budowy geologicznej terenu. Moim zdaniem, umiejętność czytania izopachyt jest absolutnie podstawowa dla geologa czy inżyniera górnictwa, bo pozwala szybko zorientować się, gdzie znajdują się najgrubsze partie danej warstwy, a gdzie jest ona bardzo cienka albo wręcz zanika. W praktyce sporządzanie map izopachytowych wymaga dokładnych danych z odwiertów czy przekrojów geologicznych – to nie jest takie proste, ale potem taka mapa jest nieoceniona przy szacowaniu potencjału wydobywczego. Spotyka się to też w hydrogeologii, gdzie określa się grubość warstw wodonośnych. Z moich obserwacji wynika, że nawet doświadczeni technicy czasem mylą izopachyty z innymi liniami, jak izohipsy czy izohiety, więc dobrze, że się na tym skupiasz. W organizacjach typu Państwowy Instytut Geologiczny zawsze zaleca się stosowanie poprawnego nazewnictwa i czytelnych map izopachytowych do celów dokumentacyjnych.

Pytanie 33

Najtrudniejsza do opanowania awaria wiertnicza to

A. przewężenie średnicy otworu.
B. urwanie się czopa świdra.
C. urwanie przewodu wiertniczego.
D. erupcja płynu złożowego z otworu.
W temacie awarii podczas wiercenia często pojawia się mylne przekonanie, że mechaniczne uszkodzenia, takie jak urwanie czopa świdra, przewężenie otworu czy nawet urwanie przewodu wiertniczego, są najgroźniejsze i najtrudniejsze do opanowania. Owszem, każda z tych sytuacji potrafi solidnie skomplikować robotę, ale z mojego doświadczenia i obserwacji praktyków wynika, że mają one zupełnie inny charakter niż niekontrolowana erupcja płynu złożowego. Weźmy np. urwanie czopa świdra – jasne, wymaga sporo kombinowania, żeby wyciągnąć złom z otworu (operacje fishingowe, magnetyczne narzędzia itp.), jednak zagrożenie dla ludzi i środowiska jest minimalne, bo nie dochodzi do nagłego uwolnienia ciśnienia czy toksycznych substancji. Przewężenie średnicy otworu bywa irytujące, bo blokuje narzędzia i opóźnia prace, ale to kwestia precyzyjnej rekondycji otworu, czasem z użyciem specjalnych reamerów. Z kolei urwany przewód wiertniczy to wyzwanie logistyczne i wymaga akcji ratunkowej, ale cały czas mamy kontrolę nad ciśnieniem i płynem wiertniczym. Typowym błędem myślowym jest traktowanie tych awarii jako ekstremalnych, podczas gdy w rzeczywistości ryzyko dla ludzi i otoczenia jest ograniczone, a procedury naprawcze są dobrze znane. W przeciwieństwie do tego, erupcja płynu złożowego powoduje natychmiastowe zagrożenie wybuchem, pożarem oraz skażeniem środowiska, a jej opanowanie wymaga specjalistycznych systemów prewencyjnych i perfekcyjnej koordynacji pracy załogi. W normach branżowych i realiach codziennej pracy to właśnie erupcja jest klasyfikowana jako sytuacja krytyczna, bo skutki mogą być nieodwracalne. Z tego powodu właściwe rozpoznanie i ocena zagrożeń na wiertni są kluczowe, żeby nie dać się zwieść z pozoru trudniejszym, ale jednak mniej niebezpiecznym awariom mechanicznym.

Pytanie 34

Na zamieszczonym formularzu przedstawia się wyniki badania

Ilustracja do pytania
A. pęcznienia gruntu.
B. uziarnienia gruntu.
C. ściśliwości gruntu.
D. spoistości gruntu.
W branży budowlanej i geotechnicznej często spotykamy różne badania laboratoryjne i polowe dotyczące właściwości gruntów, ale ich interpretacja wymaga znajomości specyfiki poszczególnych parametrów. Często można się pomylić, bo terminy takie jak spoistość, pęcznienie czy ściśliwość są mylone z uziarnieniem, choć oznaczają zupełnie inne cechy. Spoistość dotyczy zdolności gruntu do zachowania spójności i jest oceniana np. przez badania wytrzymałości na ścinanie lub konsystencji, a nie przez analizę frakcji ziarnowych – tu wykorzystuje się zupełnie inne wykresy, np. diagramy Atterberga. Pęcznienie natomiast wiąże się z właściwościami ilastych gruntów do zwiększania objętości pod wpływem wody i pokazuje się je na wykresach zmian wilgotności lub objętości w czasie, a nie na skali logarytmicznej średnic ziaren. Z kolei ściśliwość oznacza podatność gruntu na zmniejszanie objętości pod wpływem obciążenia i ocenia się ją w oedometrze, a wyniki pokazuje się na wykresach osiadania, a nie na analizie uziarnienia. Typowym błędem jest utożsamianie tych badań z granulometrią, bo każda z tych właściwości wpływa na inne aspekty zachowania gruntu w budownictwie. W praktyce odczytanie wykresu uziarnienia, takiego jak na ilustracji, pozwala określić proporcje poszczególnych frakcji (ił, pył, piasek, żwir, kamienie) i z tego wyciągnąć wnioski do celów projektowych, natomiast nie daje informacji o zachowaniu się gruntu pod wpływem wody czy obciążeń mechanicznych. Ważne jest, by zawsze zwracać uwagę na oś poziomą (średnica ziarna) i pionową (procentowa zawartość), co jednoznacznie wskazuje na analizę uziarnienia, zgodnie z normami branżowymi.

Pytanie 35

Najmłodsze skały skorupy oceanicznej można znaleźć

A. w basenie oceanicznym.
B. na skłonie kontynentalnym.
C. w strefie ryftu.
D. w strefie subdukcji.
Wiele osób myli położenie najmłodszych skał skorupy oceanicznej, bo intuicyjnie wydaje się, że skoro cały ocean to morze nowych skał, to mogą się one znajdować w różnych miejscach. Jednakże, jeśli przyjrzeć się mechanizmom geologicznym, łatwo zauważyć, że basen oceaniczny czy skłon kontynentalny nie są miejscami, gdzie powstaje nowa skorupa. W basenie oceanicznym, czyli na dużych głębokościach z dala od brzegu, przeważają już znacznie starsze skały, które powstały nawet kilkadziesiąt milionów lat temu i zostały przetransportowane od osi ryftu przez ruch płyt. Skłon kontynentalny to z kolei obszar przejściowy między lądem a dnem oceanu, gdzie nie zachodzą procesy tworzenia nowej skorupy, a raczej dochodzi do akumulacji osadów czy nawet ich erozji. Jeszcze ciekawiej jest przy strefie subdukcji – tam skorupa oceaniczna jest bardzo stara, bo właśnie w tym miejscu „umiera”. W strefach subdukcji skorupa oceaniczna zanurza się pod płytę kontynentalną lub inną oceaniczną i ulega topnieniu. Często spotyka się tu skały bardzo przetworzone, ale z punktu widzenia wieku – to najstarsze partie skorupy. Ten błąd wynika głównie z niezrozumienia dynamiki tektoniki płyt: nowa skorupa powstaje tylko tam, gdzie płyty się rozchodzą, czyli w ryftach. Warto zwrócić uwagę na to, jak prezentują się mapy batymetryczne czy dane magnetyczne dna morskiego – pokazują wyraźnie młode skały bliżej osi ryftu i coraz starsze wraz z oddalaniem się od niej. Moim zdaniem, warto zapamiętać tę zasadę, bo to jeden z kluczowych fundamentów współczesnej geologii i geofizyki – i bez tej wiedzy trudno zrozumieć, czemu oceany mają taki, a nie inny kształt i strukturę.

Pytanie 36

Cięcie poziomicowe na mapie wynosi

Ilustracja do pytania
A. 10 m
B. 20 m
C. 5 m
D. 25 m
Wielu osobom zdarza się mylić, czym jest cięcie poziomicowe i jaką ma wartość na typowej mapie topograficznej. Z mojego doświadczenia wynika, że najczęstszym błędem jest utożsamianie gęstości poziomic z wielkością cięcia – czasami wydaje się, że jeśli poziomice są blisko siebie, to mają bardzo małe cięcie, a jeśli daleko, to cięcie jest duże. To jednak tylko częściowo prawda, bo rozstaw poziomic wynika także z ukształtowania terenu, a nie tylko z ich cięcia. Gdy wybierzemy np. 5 m jako cięcie poziomicowe, zakładamy, że mapa z taką dokładnością pokazuje zmiany wysokości – takie cięcie stosuje się jednak głównie na mapach bardzo dokładnych, technicznych, najczęściej na obszarach o niewielkich różnicach wysokości, gdzie zależy nam na pokazaniu każdej nawet drobnej nierówności. Z kolei wartości 20 m czy 25 m spotyka się raczej na mapach przeglądowych, przeznaczonych do bardzo ogólnej orientacji w terenie lub w terenach górskich o wielkich wysokościach względnych, gdzie zbyt małe cięcie generowałoby ogromną ilość poziomic i praktycznie uniemożliwiłoby czytanie mapy. Typowy błąd polega na nieuwzględnieniu celu i skali mapy – na standardowych mapach topograficznych stosuje się cięcie 10 m właśnie dlatego, że jest to kompromis pozwalający zachować czytelność i jednocześnie przekazać najważniejsze informacje o rzeźbie terenu. Zapamiętaj, że inne wartości stosuje się tylko w konkretnych, uzasadnionych przypadkach, a nie jako standard.

Pytanie 37

Przepływ małego cieku mierzony w terenie podaje się w

A. dm/s
B. dm²/s
C. dm³/s
D. dm/s²
W praktyce terenowej pomiar przepływu cieku wodnego polega na określeniu, ile określonej objętości wody przemieszcza się przez dany przekrój poprzeczny w ciągu jednej sekundy. Niestety, bardzo często spotykam się z błędnym myleniem jednostek, co prowadzi do nieporozumień w interpretacji wyników. Jednostka dm/s oznaczałaby długość (decymentr) na sekundę, co opisuje prędkość liniową, a nie przepływ cieczy. Taką jednostkę możemy czasem spotkać przy pomiarach prędkości wody, ale nigdy nie określa ona przepływu, który zawsze dotyczy objętości. Dm/s² to już jednostka przyspieszenia, kompletnie nieadekwatna w tym kontekście. Przyspieszenie opisuje zmiany prędkości w czasie, jest wykorzystywane głównie w fizyce ruchu, a nie w pomiarach hydrometrycznych. Dm²/s to z kolei jednostka, która pojawia się przy określaniu współczynnika dyfuzji lub lepkości kinematycznej cieczy, co także nie ma zastosowania do oznaczania przepływu rzecznego. Wszystkie te błędne odpowiedzi wynikają, moim zdaniem, z nie do końca zrozumienia, że w hydrologii zawsze chodzi o objętość przepływającą przez przekrój na jednostkę czasu – stąd stosuje się jednostki objętości (tu: dm³) podzielone przez czas (s). Typowym błędem myślowym jest utożsamianie przepływu z prędkością – stąd pokusa wyboru dm/s. Warto zapamiętać, że przepływ (Q) to parametr opisujący ilość wody, a nie jej szybkość. Praktyka branżowa i dokumentacja techniczna, np. projekty melioracyjne czy operaty wodnoprawne, jednoznacznie stosują dm³/s (lub l/s) dla małych cieków, co gwarantuje spójność i porównywalność wyników. Wybór niewłaściwej jednostki może skutkować błędną interpretacją danych i poważnymi konsekwencjami technicznymi podczas projektowania czy eksploatacji urządzeń wodnych.

Pytanie 38

Pierwsze rośliny naczyniowe pojawiły się

A. w sylurze.
B. w permie.
C. w kambrze.
D. w triasie.
Wybierając okresy takie jak kambr, perm czy trias, łatwo przeoczyć kluczowe zmiany, które zaszły w ewolucji roślin. Kambr to czas eksplozji kambryjskiej, kiedy faktycznie życie bardzo się rozwinęło, ale były to głównie organizmy morskie – brakowało wtedy jeszcze roślin lądowych, nie mówiąc już o naczyniowych. Perm i trias to z kolei okresy znacznie późniejsze, gdzie rośliny naczyniowe były już szeroko rozpowszechnione, a wręcz zaczynały dominować paprocie drzewiaste, rośliny nasienne czy pierwsze iglaki. Jednak wszystko zaczęło się wcześniej – właśnie w sylurze. Wydaje mi się, że często tu pojawia się mylenie – bo pokłady węgla kamiennego, kojarzone z wielkimi paprociami, powstawały w karbonie (później niż sylur), więc wiele osób przesuwa debiut roślin naczyniowych na późniejsze okresy. To dość typowy błąd myślowy: kojarzenie spektakularnych skamieniałości z początkiem grupy. Tymczasem fachowo patrząc, pierwsze proste rośliny naczyniowe, takie jak Cooksonia, pojawiły się już w sylurze i to od nich zaczął się prawdziwy rozdział ekspansji roślin na lądach. Standardy naukowe jednoznacznie wskazują na sylur jako ten moment przełomowy – a cała późniejsza różnorodność to już konsekwencja tej pierwotnej innowacji ewolucyjnej. Dlatego znajomość tej chronologii to nie tylko sucha data, ale zrozumienie mechanizmów rozwoju biosfery, co w praktyce ma znaczenie w badaniach geologicznych, paleontologicznych i środowiskowych.

Pytanie 39

W geofizyce otworowej współczynnik Poissona i moduł Younga przewiercanych skał można w przybliżeniu określić na podstawie profilowania

A. jądrowego.
B. elektrometrycznego.
C. magnetyzmu jądrowego.
D. akustycznego.
Bardzo często spotykam się z przekonaniem, że każdy rodzaj profilowania daje dostęp do szerokiego spektrum parametrów skał, ale to spory błąd myślowy. Profilowanie jądrowe, choć przydatne do określania porowatości, składu mineralnego czy nawet nasycenia płynami, nie dostarcza bezpośrednich informacji o parametrach sprężystościowych, takich jak moduł Younga czy współczynnik Poissona. W praktyce ten typ logowania analizuje promieniowanie gamma naturalne lub wymuszone i służy raczej do litologii niż do mechaniki skał. Z kolei profilowanie elektrometryczne to zdecydowanie domena badania własności elektrycznych skał — oporności, przewodnictwa, czasem identyfikacji warstw wodonośnych czy roponośnych, ale nie dostarcza żadnych danych związanych z propagacją fal sprężystych, więc nie pozwala na wyznaczenie parametrów mechanicznych skały. Jeśli chodzi o magnetyzm jądrowy, to on jest wykorzystywany głównie do bardzo szczegółowych analiz porowatości, przepuszczalności czy rozkładu płynów w skale, ale również nie udostępnia danych, z których dałoby się wyliczyć moduł Younga lub współczynnik Poissona. Główny błąd to utożsamianie parametrów mechanicznych skał z właściwościami fizykochemicznymi lub elektrycznymi — a to nie to samo. W praktycznych zastosowaniach inżynierskich, np. przy planowaniu sczepiania hydraulicznego czy modelowaniu deformacji mechanicznych otworów, wyłącznie profilowanie akustyczne pozwala na bezpośrednią analizę sprężystości skał. Warto zapamiętać, że każda metoda profilowa ma swoją specjalizację i tylko niektóre parametry da się z niej wyciągnąć. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma co szukać skrótów — najlepsze wyniki daje zawsze dopasowanie metody do konkretnego celu badania. W tym przypadku tylko logowanie akustyczne spełnia wymagania w zakresie wyznaczania tych dwóch parametrów mechanicznych.

Pytanie 40

Na rysunku widać schematyczną mapę geologiczną w terenie poziomym. Jaką strukturę przedstawia?

Ilustracja do pytania
A. Brachyantyklinę.
B. Synklinę.
C. Brachysynklinę.
D. Antyklinę.
Analizując przedstawioną mapę, można popełnić kilka typowych błędów interpretacyjnych, które wynikają z niepoprawnego odczytania układu warstw czy też z mylenia pojęć związanych ze strukturami geologicznymi. Jednym z najczęstszych nieporozumień jest utożsamianie antykliny lub brachyantykliny z każdą strukturą o równoległych wychodniach, niezależnie od wieku warstw. Tymczasem antyklina charakteryzuje się tym, że w jej osi znajdują się skały najstarsze, a młodsze są na obrzeżach – co jest odwrotnością synkliny. W przypadku brachyantykliny i brachysynkliny mamy do czynienia ze strukturami o podobnej budowie, ale bardziej zaokrąglonym (niemal izometrycznym) kształcie – tutaj układ jest wyraźnie prostoliniowy, więc trudno mówić o „brachy-” cokolwiek. Często spotykanym błędem jest patrzenie tylko na kształt lub szerokość pasów, nie biorąc pod uwagę kluczowego czynnika, jakim jest wiek warstw geologicznych. W tej mapie centralnie występuje kreda, która jest najmłodsza, otoczona przez jurę, a na zewnątrz jest trias – to układ typowy dla synkliny, gdzie młodsze skały leżą w środku struktury. Odruchowe wybieranie antykliny, bo „wygląda podobnie”, prowadzi do błędnych wniosków i jest sprzeczne z geologicznymi standardami interpretacji map. Dobre praktyki branżowe uczą, by w pierwszej kolejności analizować właśnie kolejność wiekową warstw, a dopiero potem ich układ geometryczny. Z mojego doświadczenia wynika, że poprawne rozpoznanie tych struktur jest absolutnie kluczowe przy projektowaniu odwiertów czy planowaniu badań sejsmicznych – niewłaściwa interpretacja może prowadzić do poważnych błędów i strat finansowych.