Wyniki egzaminu

Informacje o egzaminie:
  • Zawód: Technik pszczelarz
  • Kwalifikacja: ROL.03 - Prowadzenie produkcji pszczelarskiej
  • Data rozpoczęcia: 17 grudnia 2025 12:55
  • Data zakończenia: 17 grudnia 2025 12:58

Egzamin niezdany

Wynik: 7/40 punktów (17,5%)

Wymagane minimum: 20 punktów (50%)

Udostępnij swój wynik
Szczegółowe wyniki:
Pytanie 1

Przedstawiony na ilustracji przyrząd służy do oznaczania zawartości

Ilustracja do pytania
A. wody w miodzie.
B. soli mineralnych w miodzie.
C. enzymów w miodzie.
D. pyłku w miodzie.
Zdjęcie przedstawia refraktometr, a więc przyrząd służący stricte do pomiaru zawartości wody w miodzie, nie zaś pyłku, enzymów czy soli mineralnych. Częstym błędem jest przekonanie, że skoro miód to produkt naturalny, to wystarczy dowolne narzędzie laboratoryjne do oceny większości jego parametrów – nic bardziej mylnego. Pyłek w miodzie analizuje się głównie mikroskopowo, wykonując specjalnie przygotowane preparaty i licząc ziarna pyłku. Takie badanie ma sens głównie przy oznaczaniu pochodzenia botanicznego miodu i nie wymaga refraktometru. Jeśli chodzi o enzymy, to ich analiza wymaga zaawansowanych metod biochemicznych, takich jak testy z użyciem odczynników, spektrofotometria czy elektroforeza – refraktometr w ogóle się do tego nie nadaje, bo nie mierzy stężeń białek ani aktywności enzymatycznej. Zawartość soli mineralnych natomiast ocenia się najczęściej poprzez mineralizację próbki i analizę popiołu lub przy użyciu specjalistycznych analiz chemicznych, takich jak spektrometria absorpcji atomowej. Wybór refraktometru do takich zadań wynika z niezrozumienia jego zasady działania – mierzy on współczynnik załamania światła, który jest bardzo czuły na zawartość wody, natomiast na obecność pyłku, enzymów czy minerałów jest praktycznie niewrażliwy w tej matrycy. Moim zdaniem, mylenie tych funkcji wynika z ogólnego zamieszania wokół nazw urządzeń laboratoryjnych i potrzeby uniwersalizacji sprzętów, co w praktyce prowadzi do poważnych błędów w ocenie jakości miodu. Warto zapamiętać, że profesjonalne laboratorium czy porządna pasieka zawsze dobiera sprzęt odpowiedni do konkretnego typu analizy.

Pytanie 2

Co najmniej ile kilogramów nasion nastrzyka białego należy przygotować do obsiania 20 ha nieużytków, by poprawić bazę pożytkową w terenie? Norma wysiewu tych nasion na 1 ha wynosi od 25 do 30 kg.

A. 600 kg
B. 450 kg
C. 500 kg
D. 550 kg
Błędne wyliczenie ilości nasion do wysiewu często wynika z pobieżnego spojrzenia na zakres normy wysiewu lub nieuwzględnienia powierzchni do obsiania. Przykładowo, niektórzy zakładają, że dla większej pewności trzeba przyjąć maksymalną wartość z przedziału, czyli 30 kg/ha, stąd pojawiają się odpowiedzi wyrażające zbyt duże ilości, jak 600 kg. Jednak w praktyce rolniczej, szczególnie na nieużytkach, często stosuje się dolny próg normy wysiewu – 25 kg/ha, bo podłoże nie zawsze pozwala na maksymalne wykorzystanie potencjału nasion, a zbyt gęsty siew bywa nieefektywny. Z drugiej strony, zaniżanie tej ilości poniżej minimalnej normy, jak w przypadku 450 kg (czyli średnio 22,5 kg/ha), grozi zbyt rzadkim obsianiem i słabym efektem poprawy bazy pożytkowej. Wiele osób mylnie sądzi, że lepiej dać więcej nasion „na wszelki wypadek”, ale to nie tylko niepotrzebny wydatek, lecz może też prowadzić do nadmiernej konkurencji między roślinami i spadku ogólnej wydajności pożytku. W praktyce, zarówno standardy branżowe, jak i doświadczenie wskazują, że należy trzymać się dolnej granicy normy, o ile nie występują wyjątkowo niekorzystne warunki glebowe. Dobrze jest znać te liczby i logicznie podejść do zadania, zamiast kierować się intuicją czy chęcią „na zapas”, bo w rolnictwie precyzja przekłada się na realne efekty i oszczędności.

Pytanie 3

Objawami niedoboru azotu na roślinie są:

A. młode liście skręcone i zgięte haczykowato, purpurowe zabarwienie.
B. zwiędły pokrój rośliny, zielononiebieskie zabarwienie.
C. strzelisty pokrój rośliny, żółtozielone zabarwienie.
D. chloroza młodych liści, zabarwienie niebieskozielone.
Objawy niedoboru azotu u roślin są bardzo charakterystyczne, a odpowiedź ze strzelistym pokrojem rośliny i żółtozielonym zabarwieniem doskonale oddaje praktyczną rzeczywistość upraw. Azot to jeden z kluczowych makroskładników niezbędnych do prawidłowego wzrostu, ponieważ odpowiada za syntezę chlorofilu i białek. Jeśli brakuje go w glebie, rośliny słabiej rosną, ich pędy stają się nienaturalnie wydłużone i cienkie – to właśnie ten strzelisty pokrój. Bardzo łatwo go zauważyć w zbożach lub kukurydzy, gdzie rośliny przy niedoborze azotu przypominają wręcz cienkie łodygi z małą masą liści. Zabarwienie liści zmienia się z intensywnie zielonego na żółtozielone lub nawet jasnożółte, najczęściej zaczynając od starszych liści, bo azot jest składnikiem mobilnym i roślina „zabiera” go z dolnych partii na potrzeby młodszych. W praktyce ogrodniczej i rolniczej takie objawy to dla doświadczonych osób sygnał, że trzeba szybko zareagować – najlepiej poprzez racjonalne nawożenie azotem, stosując się do zaleceń IUNG czy lokalnych doradców rolniczych. Warto pamiętać, że zbyt duża ilość azotu też jest szkodliwa, więc zawsze trzeba działać z głową. Moim zdaniem rozpoznawanie tych objawów to absolutna podstawa codziennej praktyki, zwłaszcza jeśli ktoś pracuje z uprawami polowymi czy ogrodem warzywnym.

Pytanie 4

Który gruczoł pszczoły wydziela mleczko pszczele?

A. Rektalny.
B. Kieszonkowy.
C. Ślinowy.
D. Gardzielowy.
Gruczoł gardzielowy u pszczół robotnic to absolutna podstawa, jeśli chodzi o produkcję mleczka pszczelego. To właśnie ten gruczoł, zlokalizowany w głowie pszczoły, wytwarza substancję odżywczą, którą karmione są larwy oraz matka pszczela. Tak na marginesie, mleczko pszczele jest jednym z najważniejszych składników diety młodych larw i jedynym pokarmem matki przez całe jej życie, co wydatnie wpływa na jej długość życia i płodność. Moim zdaniem, zrozumienie roli gruczołu gardzielowego to podstawa w branży pszczelarskiej, bo bez tej wiedzy ciężko wyprodukować jakościowe mleczko, które później można wykorzystywać nawet w suplementach diety czy kosmetyce. Praktycznie każdy pszczelarz, który chce się zająć pozyskiwaniem mleczka pszczelego, powinien wiedzieć, że tylko młode robotnice (najbardziej wydajne w wieku 5–15 dni) są w stanie wydzielać tę substancję w odpowiednich ilościach. Współczesne podręczniki i wytyczne (np. Zalecenia Polskiego Związku Pszczelarskiego) jasno wskazują, że inne gruczoły, takie jak ślinowe czy rektalne, pełnią zupełnie inne funkcje i nie mają nic wspólnego z produkcją mleczka. Warto też pamiętać, że odpowiednia dieta i warunki w ulu to klucz do wydajnej pracy gruczołów gardzielowych, co przekłada się na jakość całej rodziny pszczelej. To taka ciekawostka, ale prawidłowa odpowiedź na to pytanie to fundament wiedzy dla każdego, kto planuje profesjonalnie działać w tej branży.

Pytanie 5

Którego z wymienionych nawozów nie powinno się stosować w nawożeniu mineralnym na glebach kwaśnych?

A. Siarczanu amonu.
B. Saletry amonowej.
C. Saletrzaku.
D. Mocznika.
Wybierając nawozy mineralne do stosowania na glebach kwaśnych, kluczowe jest zrozumienie, jak poszczególne związki wpływają na odczyn podłoża. Całkiem często spotykam się z tym, że ktoś automatycznie odrzuca saletrzak lub saletrę amonową, sądząc, że każdy nawóz azotowy będzie zakwaszał glebę. To nie do końca prawda. Saletrzak (azotan amonu z dodatkiem węglanu wapnia lub magnezu) ma właściwości raczej neutralizujące, a wręcz może trochę odkwaszać, dzięki obecności składników odkwaszających. Mocznika też bym nie demonizował – on ma bardzo neutralny wpływ na pH, a nawet czasem nieco alkalizuje (szczególnie przy intensywnym nawożeniu, choć oczywiście wszystko zależy od warunków i dawek). Saletra amonowa, choć ma w sobie formę amonową, to jednak w praktyce nie pogłębia zakwaszenia tak mocno jak siarczan amonu, a wręcz – przez obecność azotanów – jest jednym z lepszych wyborów na gleby kwaśne. Typowym błędem jest myślenie, że skoro coś zawiera amon, to automatycznie zakwasza – trzeba patrzeć na całą reakcję chemiczną w glebie. Złe dobranie nawozu może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego, np. spowolnić wzrost, ograniczyć pobieranie składników pokarmowych i pogorszyć strukturę gleby. Z mojego doświadczenia wynika, że siarczan amonu jest szczególnie problematyczny, bo jego regularne stosowanie na kwaśnej glebie może szybko doprowadzić do sytuacji, z której ciężko się później wycofać bez kosztownego wapnowania. Warto po prostu dobrze znać właściwości nawozów i nie ulegać utartym opiniom – wybierajmy je w oparciu o realne potrzeby i badania gleby, a nie tylko o samą nazwę nawozu.

Pytanie 6

Która roślina pożytkowa charakteryzuje się najwyższą wydajnością miodową?

A. Rezeda biała.
B. Przegorzan pospolity.
C. Gryka zwyczajna.
D. Chaber łąkowy.
Wybór roślin pożytkowych do obsiewu w pobliżu pasieki to temat wymagający dobrej znajomości zarówno preferencji pszczół, jak i specyfiki lokalnego klimatu oraz gleby. Często spotykaną pomyłką jest przypisywanie wysokiej wydajności miodowej popularnym roślinom takim jak chaber łąkowy, rezeda biała czy nawet gryka zwyczajna, które faktycznie mają spore znaczenie pożytkowe, ale nie są liderami pod względem ilości nektaru. Chaber łąkowy rzeczywiście jest ceniony przez pszczelarzy, bo kwitnie długo i jest łatwo dostępny dla owadów, jednak jego pojedyncza wydajność miodowa jest umiarkowana, nie przekracza kilkudziesięciu kilogramów z hektara. Gryka zwyczajna znana jest z charakterystycznego, ciemnego miodu i stosunkowo dużej produktywności (czasem 100–300 kg/ha), ale daleko jej do rekordów osiąganych przez przegorzan. Rezeda biała również nie wyróżnia się zbyt wysoką wydajnością, raczej traktowana jest jako uzupełniający pożytek. Takie nieporozumienia wynikają często z faktu, że te rośliny występują powszechnie w krajobrazie rolniczym, więc intuicyjnie wydają się lepszym wyborem. W standardach nowoczesnego pszczelarstwa coraz większy nacisk kładzie się jednak na pożytki o bardzo wysokiej wydajności, jak właśnie przegorzan pospolity, co pozwala maksymalizować produkcję miodu i utrzymywać silne rodziny pszczele nawet w trudniejszych sezonach. Dobór roślin pożytkowych powinien być więc poparty nie tylko tradycją, ale i konkretnymi danymi wydajnościowymi, które w przypadku wymienionych roślin zdecydowanie przemawiają na korzyść przegorzanu.

Pytanie 7

Która choroba pszczół powoduje u nich biegunkę, niechęć do wychodzenia z ula przy niższych temperaturach, słabe odbudowywanie plastrów oraz małą ilość miodu w ulu?

A. Roztoczowa.
B. Sporowcowa.
C. Woreczkowa.
D. Pełzakowa.
Często myli się objawy chorób pszczół, bo niektóre symptomy pozornie się pokrywają. Pełzakowa, czyli ameboza, faktycznie może powodować pewne problemy trawienne, ale w praktyce nie jest aż tak powszechna w naszej szerokości geograficznej, a jej klasyczne objawy dotyczą raczej indywidualnych pszczół niż całych rodzin. Roztoczowa, znana bardziej jako warroza, to zupełnie inny mechanizm – odpowiada za nią pasożyt Varroa destructor. Ta choroba raczej osłabia całą rodzinę, powoduje deformacje skrzydeł, osłabienie czerwiu, zwiększoną podatność na inne infekcje, ale biegunka czy niechęć do wychodzenia z ula nie są dla niej typowe. Woreczkowa z kolei dotyczy głównie czerwiu, a jej głównym objawem są charakterystyczne woreczkowate larwy – nie dotyka bezpośrednio dorosłych pszczół w opisany sposób. W praktyce można łatwo się pomylić, jeśli nie obserwuje się rodzin systematycznie i nie zna się kalendarza chorób pasiecznych. Typowym błędem jest kojarzenie ogólnego osłabienia rodziny wyłącznie z roztoczową, bo ta jest mocno nagłośniona w literaturze, ale akurat biegunka i problem z odbudową plastrów to domena chorób jelitowych, głównie sporowcowej. Zdarza się też, że pszczelarze wiążą niechęć do opuszczania ula z problemami neurologicznymi, podczas gdy najczęściej jest to efekt osłabionych organizmów przez pasożyty pokarmowe. Dobrą praktyką w branży jest zawsze potwierdzać rozpoznanie laboratoryjnie, bo leczenie na oślep bywa nieskuteczne i może pogorszyć sytuację. Moim zdaniem warto pamiętać, że objawy należy analizować całościowo i zawsze szukać przyczyn w kontekście sezonowości i kondycji rodziny, bo tylko wtedy diagnoza jest trafna.

Pytanie 8

Ile roślin owsa głuchego może wystąpić na 1 m2 plantacji nasiennej jęczmienia zgłoszonej do produkcji nasion kategorii kwalifikowane?

A. 30
B. 20
C. 10
D. 40
Z mojego punktu widzenia często spotykam się z przekonaniem, że dopuszczalna liczba roślin owsa głuchego na plantacjach nasiennych jęczmienia jest wyższa niż 20 na m² — niektórzy szacują ją nawet na 40 czy 30, bo wydaje się, że taka ilość chwastów jeszcze nie zagraża jakości całego materiału siewnego. To jednak poważne nieporozumienie i niestety spory błąd pod względem wymagań formalnych. Standardy produkcji nasiennej, szczególnie w przypadku kategorii kwalifikowanej, są bardzo restrykcyjne właśnie po to, by zapewnić wysoką czystość i jakość materiału. Przekonanie, że 40 czy nawet 30 roślin owsa głuchego na metr kwadratowy nie wpłynie znacząco na jakość nasion, wynika zwykle z niedoszacowania tempa ekspansji chwastów oraz ich wpływu na zanieczyszczenie nasion jęczmienia. Każda dodatkowa roślina powyżej ustalonego limitu zwiększa ryzyko obecności nasion chwastów w końcowym produkcie, co nie tylko obniża wartość handlową, ale może skutkować cofnięciem certyfikatu lub zakazem obrotu takim materiałem. Zdarza się też, że niektórzy uważają, że limit powinien być niższy, np. 10 roślin — to już jest przesada w drugą stronę: w praktyce nie sposób wyeliminować każdą pojedynczą roślinę owsa głuchego, a taka rygorystyczność nie znajduje pokrycia w przepisach. Utrzymanie właściwego limitu na poziomie 20 roślin na 1 m² to kompromis między realiami gospodarczymi a wymaganiami jakościowymi i pozwala na efektywną produkcję bez zbędnego ryzyka. Dlatego warto znać aktualne standardy i stosować je w praktyce, bo tylko wtedy produkcja nasienna ma sens i przynosi oczekiwane rezultaty.

Pytanie 9

Na rysunku przedstawiającym narządy wewnętrzne szyi bydła cyfrą 3 oznaczono

Ilustracja do pytania
A. tarczycę.
B. tchawicę.
C. przełyk.
D. grasicę.
Wybór innej odpowiedzi niż tchawica wynika najczęściej z mylenia struktur anatomicznych, które leżą blisko siebie w rejonie szyi bydła. Na przykład tarczyca jest gruczołem dokrewnym, często umiejscawianym w pobliżu dolnej części szyi, ale jej tkanka ma zupełnie inną strukturę niż chrząstki tchawicy – jest bardziej jednorodna i delikatna, nie występują w niej charakterystyczne pierścienie. Z kolei przełyk, mimo że przebiega bardzo blisko tchawicy, ma zupełnie inną funkcję – transportuje pokarm, a jego ściana nie posiada tych wyraźnych, poprzecznych chrząstek, tylko jest bardziej miękka i elastyczna. Wielu uczniów daje się zwieść lokalizacji, bo przełyk faktycznie znajduje się tuż za tchawicą, więc jeśli nie zwraca się uwagi na strukturę, łatwo go pomylić. Grasica natomiast, choć w młodym wieku jest jeszcze dość wyraźna, u starszych osobników prawie zanika i leży bardziej w górnej części śródpiersia niż bezpośrednio na szyi. Jej tkanka ma też zupełnie inną konsystencję i wygląd. Typowym błędem jest kierowanie się samym położeniem, a nie strukturą narządu – a to właśnie budowa anatomiczna powinna być wskazówką. Dobra praktyka to zawsze zwracać uwagę na charakterystyczne cechy: pierścieniowate chrząstki (tchawica), brak takich struktur (przełyk), drobna, gąbczasta tkanka (grasica), czy lity gruczoł (tarczyca). Takie podejście bardzo się przydaje nie tylko w nauce, ale też w praktyce zawodowej, bo pozwala szybko i trafnie identyfikować narządy, nawet bez dokładnych opisów.

Pytanie 10

Do pasz treściwych zalicza się

A. okopowe.
B. susze z zielonek.
C. ziarna zbóż.
D. kiszonki.
Wśród pasz wykorzystywanych w żywieniu zwierząt gospodarskich bardzo łatwo pomylić rodzaje, bo ich nazwy czy klasyfikacja mogą się wydawać podobne, a w praktyce różnią się zawartością składników czy przeznaczeniem. Pasze okopowe, takie jak buraki pastewne, ziemniaki czy marchew, są bogate w wodę i mają dość niską koncentrację składników pokarmowych – dlatego uznaje się je za pasze objętościowe soczyste, a nie treściwe. One świetnie nadają się jako uzupełnienie diety, bo dostarczają włókna i pewnych witamin, ale nie zaspokajają w pełni potrzeb energetycznych zwierząt wymagających szybkiego wzrostu. Z kolei kiszonki to również pasze objętościowe, powstające przez zakiszanie zielonek, np. kukurydzy lub traw. Ich główną zaletą jest to, że są dobrym źródłem energii i białka, ale nadal mają dużą objętość i mniejszą koncentrację składników niż pasze treściwe. Susze z zielonek, mimo wysokiej zawartości substancji odżywczych i względnie niskiej wilgotności, także zaliczane są do pasz objętościowych. Częsty błąd wynika z tego, że słowo „treściwy” kojarzy się z czymś odżywczym, ale w branży rolniczej kluczowe jest rozróżnienie na podstawie koncentracji składników pokarmowych w suchej masie. Brak świadomości tej różnicy prowadzi do mylnego komponowania dawek żywieniowych, co później odbija się np. na wynikach produkcyjnych lub zdrowiu zwierząt. W dobrych praktykach hodowlanych zawsze warto dokładnie analizować, który rodzaj paszy jest stosowany, bo tylko wtedy da się prawidłowo zbilansować dietę zwierząt. Moim zdaniem, warto zapamiętać tę różnicę, zwłaszcza jeśli planuje się pracę w gospodarstwie lub doradztwie paszowym.

Pytanie 11

Podczas głównego przeglądu jesiennego w gnieździe rodziny pszczelej stwierdzono ok. 2 kg miodu.
Ilość pokarmu w tym okresie powinna wynosić minimum 6 kg. Z ilu kg cukru pszczelarz musi zrobić syrop cukrowy (o proporcjach 3:2), aby uzupełnić brakujący "żelazny zapas"?

A. 1 kg
B. 2 kg
C. 3 kg
D. 4 kg
Wielu początkujących pszczelarzy ma problem z poprawnym wyliczeniem ilości cukru potrzebnej do uzupełnienia zapasów w gnieździe, szczególnie gdy chodzi o syrop cukrowy do zimowli. Często błędnie zakłada się, że skoro brakuje 4 kg pokarmu, można użyć mniejszej ilości cukru, bo przecież syrop to jeszcze woda. To częsty błąd myślowy – trzeba pamiętać, że po podaniu pszczołom syropu (szczególnie o proporcji 3:2) one same muszą go zagęścić i odparować nadmiar wody, aby powstała substancja odpowiadająca gęstością miodowi. Użycie tylko 1, 2 czy nawet 3 kg cukru spowoduje, że zapas zgromadzony przez rodzinę będzie niewystarczający, bo z syropu o niższej zawartości cukru zostaje w plastrach znacznie mniej właściwej masy pokarmowej, niż by to wynikało z wagi samego syropu. Często zapomina się też o tym, że część podanego syropu pszczoły zużywają do własnych procesów metabolicznych i na energię do odparowania wody. To powoduje, że faktyczny zapas jest niższy niż masa początkowa syropu. Moim zdaniem, odpowiedź typu „2 kg cukru wystarczy” jest typowym uproszczeniem – niestety, w praktyce prowadzi to do głodówek na przedwiośniu. Rekomendacje branżowe oraz literatura pszczelarska jasno wskazują, że aby uzyskać 4 kg gotowego pokarmu, należy zużyć właśnie 4 kg cukru, sporządzając syrop o proporcji 3:2. Każda inna ilość to ryzyko niedoboru, co w skrajnych przypadkach może skończyć się nawet śmiercią całej rodziny pszczelej. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej przygotować nieco większy zapas, niż liczyć na to, że pszczoły sobie poradzą z mniejszą ilością. Technicznie rzecz biorąc, ilość cukru zawsze musi odpowiadać deficytowi miodu, bo to właśnie cukier stanowi faktyczną substancję zapasową, a woda jest jedynie nośnikiem, który pszczoły potem usuwają.

Pytanie 12

Na ile stanowisk uwięziowych przeznaczone jest 1 poidło indywidualne u krów?

A. Na cztery.
B. Na dwa.
C. Na trzy.
D. Na pięć.
Wielu osobom może się wydawać, że jedno poidło indywidualne spokojnie wystarczy dla większej grupy krów – na przykład trzech, czterech czy nawet pięciu stanowisk uwięziowych. Takie myślenie bierze się często z chęci oszczędności na wyposażeniu lub z przekonania, że krowy i tak piją na zmianę, więc nie będą się tłoczyć. W rzeczywistości jednak praktyka pokazuje coś innego. Poidła indywidualne mają swoją pojemność i wydajność przepływu, a krowy, zwłaszcza w upalne dni czy po posiłkach, potrafią zgromadzić się przy poidle jednocześnie. W takich sytuacjach, jeśli poidło przypada na zbyt dużą liczbę stanowisk, zaczynają się przepychanki, walki o dostęp, a krowy o niższej pozycji w stadzie mogą pić mniej lub wręcz nie mieć dostępu do wody wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebują. Moim zdaniem to prosta droga do pogorszenia zdrowia zwierząt, spadku wydajności mlecznej oraz wyższej podatności na choroby metaboliczne. Standardy branżowe i zalecenia praktyczne – zarówno polskie, jak i europejskie – wyraźnie wskazują, że jedno poidło indywidualne powinno przypadać maksymalnie na dwa stanowiska uwięziowe. To zapewnia komfort, ogranicza stres i zapobiega rywalizacji o wodę. Przecenianie wydolności jednego poidła i stosowanie go dla większej liczby krów niż zalecana, to popularny błąd zwłaszcza w starszych oborach lub gospodarstwach oszczędzających na modernizacjach. Takie działania prowadzą jednak do problemów zdrowotnych, które mogą generować znacznie większe koszty niż zakup kilku dodatkowych poideł. Dlatego właśnie warto stosować się do sprawdzonych norm i nie iść na kompromisy w kwestii dostępu do wody, bo to podstawa dobrostanu i efektywnej produkcji.

Pytanie 13

Którą roślinę uprawną pożytkową przedstawiono na ilustracji?

Ilustracja do pytania
A. Ogórecznik lekarski.
B. Seradelę pastewną.
C. Gorczycę białą.
D. Koniczynę białą.
Ogórecznik lekarski to roślina, którą naprawdę warto znać, zwłaszcza jeśli chodzi o uprawę dla pożytku pszczelarskiego albo ekologiczne rozwiązania na polu. Charakterystyczne, niebieskie, pięciokątne kwiaty oraz włochate liście sprawiają, że trudno go pomylić z innymi gatunkami. Z mojego doświadczenia ogórecznik jest często wybierany przez pszczelarzy, bo daje dużo wartościowego nektaru, a pszczoły go wręcz uwielbiają. W praktyce ogórecznik lekarski jest często wysiewany na poplon, szczególnie na glebach lekkich, ponieważ poprawia strukturę gleby i wzbogaca ją w materię organiczną. Jest też stosowany w ogrodnictwie ekologicznym, bo odstrasza niektóre szkodniki i przyciąga pożyteczne owady. W branżowych zaleceniach często podkreśla się, że kwiaty ogórecznika otwierają się codziennie rano, co gwarantuje ciągłość pożytku. Moim zdaniem, to jeden z bardziej niedocenianych surowców zielarskich – kwiaty i liście można wykorzystywać też w kuchni czy domowej apteczce, bo mają działanie przeciwzapalne. W praktyce uprawowej warto pamiętać, że ogórecznik jest dość odporny na suszę, co jest sporym atutem przy obecnych zmianach klimatycznych. Branżowe dobre praktyki zalecają siew ogórecznika w mieszankach z innymi roślinami, dzięki czemu zwiększamy bioróżnorodność pożytków i poprawiamy kondycję gleby. Jeśli ktoś planuje uprawę pożytkową, naprawdę powinien rozważyć dodanie tej rośliny do swojego gospodarstwa.

Pytanie 14

Ile pokarmu miodowego potrzebuje rodzina pszczela w okresie od początku kwietnia do końca czerwca?

ProduktMiesiące rokuRazem
123456789101112
Miód113815201513832190
Pyłek-0,31,83,66,68,15,43,60,6---30
A. 35 kg
B. 28 kg
C. 23 kg
D. 43 kg
Często spotykam się z sytuacją, gdzie szacując zapotrzebowanie pokarmowe rodziny pszczelej na wiosnę i początek lata, pszczelarze przyjmują dużo za niskie wartości. To niestety prowadzi potem do problemów w rozwoju rodziny, zwłaszcza podczas intensywnego wychowu czerwiu w kwietniu, maju i czerwcu. Wskazanie takich wartości jak 28 kg, 35 kg czy nawet 23 kg wynika często z błędnego sumowania miesięcznych potrzeb, nieuwzględniania specyficznej dynamiki wzrostu rodziny w tym okresie lub po prostu ze zbyt optymistycznego zakładania, że każda rodzina skorzysta w pełni z pożytków zewnętrznych. W praktyce, od początku kwietnia do końca czerwca zapotrzebowanie na miód wynosi aż 43 kg – co łatwo policzyć, sumując wartości z tabeli (8 kg w kwietniu, 15 kg w maju i 20 kg w czerwcu). Te liczby nie są przypadkowe: w tym okresie matka intensywnie czerwi, a liczba robotnic gwałtownie rośnie, przez co zużycie energii idzie mocno do góry. Błędne myślenie, że wiosną wystarczą niewielkie zapasy, wywodzi się też często z doświadczeń z lat o wyjątkowo sprzyjającej pogodzie, kiedy pożytki pojawiają się wcześnie i są obfite. Jednak w polskich warunkach klimatycznych wystarczy kilka chłodniejszych, deszczowych dni, by rodzina pszczela zużyła zapasy znacznie szybciej, niż można się spodziewać. Dobre praktyki pszczelarskie nakazują nie tylko ścisłe kontrolowanie zapasów, ale też uwzględnianie rezerw nawet wtedy, gdy z pozoru wszystko idzie dobrze. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej mieć kilka kilogramów miodu za dużo niż dopuścić do osłabienia rodziny przez niedostatek pokarmu w kluczowym momencie sezonu.

Pytanie 15

Na podstawie danych zawartych w tabeli określ, który sposób suszenia zielonej masy przynosi największe straty białka strawnego.

Sposób suszeniaStraty w %
Suchej masyBiałka strawnegoKarotenu
Suszenie w kopkach przy sprzyjającej pogodzie15-3012-2560-85
Suszenie w kopkach przy niesprzyjającej pogodzie25-5050-6095-98
Dosuszanie nieogrzanym powietrzem15-2010-2050-85
Sztuczne suszenie ciągłym powietrzem5-105-85-6
A. Dosuszanie ciepłym powietrzem.
B. Suszenie w kopkach przy sprzyjającej pogodzie.
C. Suszenie w kopkach przy niesprzyjającej pogodzie.
D. Dosuszanie niedogrzanym powietrzem.
Wiele osób wybierając inne metody suszenia jako najbardziej stratne, kieruje się czasem jakimiś stereotypami albo myślą, że na przykład sztuczne dosuszanie czy suszenie w kopkach podczas dobrej pogody też może mocno pogorszyć jakość białka. Jednak analiza tabeli jasno pokazuje, że największe straty białka strawnego są tam, gdzie panują złe warunki atmosferyczne – czyli w kopkach przy niesprzyjającej pogodzie. Dosuszanie nieogrzanym powietrzem czy suszenie w kopkach podczas ładnej pogody daje znacznie mniejsze straty, bo pozwala roślinom szybciej pozbyć się wilgoci i ogranicza rozwój mikroorganizmów rozkładających białko. Normy branżowe sugerują, żeby w przypadku zagrożenia deszczem albo wilgocią unikać tradycyjnych metod suszenia na zewnątrz, bo to właśnie wtedy białko jest najbardziej narażone na rozpad, a przez to pasza traci na wartości odżywczej. Sztuczne suszenie powietrzem, mimo że kosztuje więcej energii, praktycznie minimalizuje straty białka, bo cały proces przebiega błyskawicznie i nie ma miejsca na rozwój bakterii czy pleśni. Częstym błędem jest też myślenie, że „naturalne” suszenie zawsze jest lepsze, ale moim zdaniem i zgodnie z praktyką, liczy się przede wszystkim kontrola nad procesem i szybkie odprowadzenie wilgoci. Warto zawsze kierować się konkretnymi danymi, nie ogólnikami – tabela jasno pokazuje, że najgorsze wyniki pod względem strat białka są właśnie tam, gdzie pogoda nie sprzyja, a zielonka długo leży na polu.

Pytanie 16

Która roślina uprawna toleruje następstwo po sobie?

A. Słonecznik.
B. Lucerna.
C. Peluszka.
D. Kukurydza.
Wybór peluszki, słonecznika czy lucerny jako roślin tolerujących następowanie po sobie wynika często z przekonania, że rośliny strączkowe albo motylkowe i oleiste są mniej wymagające dla płodozmianu. Jednak w praktyce zarówno peluszka, jak i lucerna są bardzo wrażliwe na monokulturę. Peluszka, będąca rośliną bobowatą, łatwo ulega presji chorób odglebowych, zwłaszcza zgorzeli korzeniowych i fuzarioz. Ponadto szybkie namnażanie się nicieni czy grzybów glebowych po kilku sezonach prowadzi do spadku plonu i pogorszenia jakości nasion. Lucerna natomiast, choć wydaje się rośliną odporną, źle znosi powtarzanie po sobie głównie ze względu na specyficzne choroby, jak antraknoza czy fuzarioza, a także wyjałowienie gleby ze składników odżywczych, zwłaszcza wapnia i magnezu. Słonecznik również nie jest dobrym wyborem do uprawy w monokulturze – występuje u niego duża presja chorób (np. mączniak rzekomy, zgnilizna twardzikowa) oraz bardzo silne wyczerpywanie gleby z mikroelementów, jak bor. Typowy błąd myślowy polega tu na ocenianiu tolerancji na następstwo na podstawie ogólnej odporności rośliny lub jej niewielkich wymagań pokarmowych. Tymczasem kluczowe są specyficzne patogeny, które kumulują się w glebie, oraz wpływ na strukturę i żyzność gleby. Z moich obserwacji wynika, że wielu rolników przecenia odporność tych gatunków i zapomina, że prawdziwie tolerancyjna na następstwo po sobie pozostaje tylko kukurydza – oczywiście w granicach rozsądku i przy właściwej agrotechnice.

Pytanie 17

Jak nazywa się okres ciągłego wydzielania mleka u zwierząt gospodarskich od porodu do zasuszenia?

A. Mleczność.
B. Wydajność.
C. Laktacja.
D. Produkcyjność.
Często można się pogubić w tych wszystkich terminach, bo brzmią dość podobnie, ale jednak są istotne różnice. Mleczność to określenie bardziej ogólne, które dotyczy zdolności zwierzęcia do produkowania mleka, ale nie jest to nazwa konkretnego okresu – raczej cecha lub parametr hodowlany, który ocenia się na podstawie uzyskiwanych wyników. Wydajność to również pojęcie techniczne, ale odnosi się do ilości mleka uzyskanej w określonym czasie i jest wykorzystywane głównie do porównań między zwierzętami czy stadami, nie jest to jednak nazwa okresu, tylko raczej wynik czy wskaźnik. Produkcyjność natomiast to jeszcze szersze pojęcie, bo bierze pod uwagę ogólną zdolność zwierzęcia do produkowania różnych produktów (nie tylko mleka, ale i mięsa czy wełny). Stąd użycie któregoś z tych określeń na oznaczenie okresu od porodu do zasuszenia jest merytorycznie nietrafione. Często spotykanym błędem jest też mylenie produkcyjności z laktacją, zwłaszcza wśród osób zaczynających przygodę z hodowlą – wtedy łatwo zapomnieć, że laktacja to właśnie ten specyficzny czas od wycielenia, gdy zwierzę aktywnie wydziela mleko, aż do momentu zasuszenia. Standardy branżowe, np. Polskiego Związku Hodowców Bydła, jasno określają, że terminem technicznym jest laktacja, a notowanie jej przebiegu jest kluczowe dla prowadzenia dokumentacji stada i planowania rozrodu. Dobre praktyki hodowlane wymagają takiego rozróżnienia, bo tylko wtedy można prawidłowo analizować dane produkcyjne i zdrowotne zwierząt.

Pytanie 18

Plaster z jednodniowymi larwami należy podać rodzinie, gdy stwierdzono w niej

A. mateczniki rojowe.
B. brak czerwiu krytego.
C. mateczniki ratunkowe.
D. brak czerwiu otwartego.
Wśród błędnych odpowiedzi pojawia się kilka typowych nieporozumień wynikających z niedostatecznej znajomości biologii rodziny pszczelej. Zdarza się, że ktoś uważa, iż mateczniki ratunkowe lub rojowe są bezpośrednim wskazaniem do podania plastra z jednodniowymi larwami, ale w rzeczywistości wyciąganie mateczników ratunkowych już oznacza, że w ulu są larwy obecne i pszczoły próbują same rozwiązać problem braku matki. Wtedy nie trzeba donosić plastra, bo rodzina już wykorzystuje swój własny czerw do wychowu nowej matki. Z kolei brak czerwiu krytego nie powinien być sygnałem do działania w opisany sposób – czerw kryty to larwy starsze, które nie nadają się do wychowu matek. Pszczoły potrzebują do tego larw bardzo młodych, otwartych, w wieku do trzech dni, bo tylko z nich rozwinie się pełnowartościowa matka pszczela. Mateczniki rojowe również nie wymagają takich interwencji – pojawiają się w okresie rojowym, a obecność mateczników świadczy o tym, że rodzina sama podjęła proces podziału, a nie o nagłej potrzebie ratowania się przed stratą matki. Często pszczelarze mylą te sytuacje, co wynika z braku dokładnych obserwacji czerwienia i zbytniego uproszczenia schematów postępowania. W praktyce, jeśli nie ma już czerwiu otwartego, pszczoły są bezradne i wymagają wsparcia z naszej strony. To dopiero wtedy należy dostarczyć im plaster z jednodniowymi larwami, by umożliwić naturalny wychów matki. Trzeba pamiętać, że zaniechanie tego zabiegu w takim momencie prowadzi do nieodwracalnego osłabienia rodziny. Dlatego właśnie poleganie na obecności mateczników czy czerwiu krytego jako sygnału do działania to dość częsty, ale poważny błąd techniczny i warto go unikać w praktyce pszczelarskiej.

Pytanie 19

W jakim czasie po udoju należy schłodzić mleko?

A. Do trzech godzin.
B. Do dwóch godzin.
C. Do czterech godzin.
D. Bezpośrednio po udoju.
Wydaje się, że opóźnienie schłodzenia mleka o godzinę czy dwie nie zrobi wielkiej różnicy, ale z technicznego punktu widzenia to bardzo częsty błąd myślowy. Często spotykam się z przekonaniem, że wystarczy wstawić mleko do schładzarki w ciągu kilku godzin po udoju, bo przecież „mleko jeszcze się nie zepsuło”. Niestety, takie podejście zwiększa ryzyko namnażania się bakterii psychrotroficznych, które potrafią rozwijać się nawet w niskich temperaturach, a ich obecność mocno pogarsza jakość i przydatność mleka do dalszego przetwórstwa. W standardach unijnych i krajowych nie ma miejsca na czekanie – wymagają one, by rozpocząć schładzanie natychmiast po zakończeniu udoju. Nawet przesunięcie o godzinę czy dwie powoduje, że mleko szybciej się psuje i ma gorsze parametry mikrobiologiczne. W praktyce, takie podejście prowadzi do większych strat finansowych, reklamacji i problemów w relacjach z mleczarnią. Trzeba pamiętać, że świeże mleko jest bardzo podatne na namnażanie bakterii już w temperaturze pokojowej, a proces schładzania nie zatrzymuje tego całkowicie – tylko natychmiastowe obniżenie temperatury poniżej 8°C ogranicza rozwój niepożądanej mikroflory. Często spotykam się z opinią, że „u nas zawsze było dobrze i nic się nie działo”, ale warunki i wymagania rynku się zmieniają, a nowoczesna technologia pozwala na szybkie chłodzenie bez strat jakościowych. Z mojego doświadczenia wynika, że tu nie warto ryzykować – lepiej od razu schłodzić mleko i mieć spokój, niż potem tłumaczyć się z przekroczenia norm. Nie chodzi tylko o przepisy, ale o praktyczne bezpieczeństwo i renomę gospodarstwa. Schładzanie na później to stara szkoła, która niestety nie sprawdza się w nowoczesnej produkcji mleka.

Pytanie 20

Które urządzenie stosuje się do oczyszczania roślin okopowych?

A. Rozdrabniacz.
B. Mieszalnik.
C. Otrząsaczo-siekacz.
D. Sieczkarnię bębnową.
Wiele osób zakłada, że do oczyszczania roślin okopowych wystarczy dowolne urządzenie do obróbki mechanicznej, ale to dość częsty błąd wynikający z mylenia etapów obróbki. Mieszalnik to sprzęt typowo wykorzystywany do mieszania pasz lub innych materiałów sypkich, w zasadzie nie posiada żadnych funkcji oczyszczających ani elementów, które mogłyby oddzielić ziemię czy resztki organiczne od korzeni roślin. Rozdrabniacz znowu bardziej nadaje się do niszczenia, rozdrabniania czy przygotowania masy organicznej na biomasę, kiszonki albo kompost – jego głównym zadaniem jest rozbijanie materiału na mniejsze części, a nie oczyszczanie z zabrudzeń. Można pomylić rozdrabniacz z siekaczem, ale w praktyce chodzi o zupełnie inne procesy. Sieczkarnia bębnowa to jeszcze inny przypadek – jej rolą jest przygotowanie sieczki, na przykład z zielonki lub słomy, a w konstrukcji tej maszyny nie przewidziano żadnych rozwiązań typowych dla doczyszczania korzeni. Typowym błędem jest utożsamianie wszystkich maszyn tnących lub mieszających z urządzeniami do oczyszczania, ale w produkcji roślin okopowych kluczowe jest precyzyjne oddzielenie ziemi i resztek, bez uszkodzenia plonu. Otrząsaczo-siekacz został skonstruowany właśnie do tego celu – wykorzystuje określone ruchy mechaniczne, które delikatnie, ale skutecznie usuwają zanieczyszczenia, minimalizując straty. Wybierając inne urządzenie, można narazić się na uszkodzenie roślin lub niedostateczne oczyszczenie, co potem negatywnie wpływa na procesy magazynowania czy dalszego przetwarzania. W branży rolnej ogromne znaczenie mają specjalizacja maszyn i dostosowanie ich do konkretnego plonu – takie podejście pozwala osiągać wysoką wydajność przy minimalnych stratach jakościowych. Z mojego doświadczenia wynika, że nie warto iść na skróty i używać uniwersalnych maszyn tam, gdzie potrzebna jest specjalistyczna technologia.

Pytanie 21

Do poprawnego i bezpiecznego przywiązania konia podczas jego czyszczenia są potrzebne

A. ogłowie i wodze.
B. kantar i uwiąz.
C. kantar i wodze.
D. ogłowie i uwiąz.
Wiele osób myli kantar z ogłowiem albo próbuje przywiązywać konia do czyszczenia za wodze, co w praktyce może przynieść więcej szkody niż pożytku. Ogłowie służy typowo do jazdy – ma wędzidło, które wkłada się do pyska konia. Jeśli przywiążemy konia za ogłowie lub wodze, możemy nie tylko sprawić mu ból (bo ciągniemy za wędzidło w pysku), ale i doprowadzić do trwałych urazów jamy ustnej czy nawet złamań zębów. Wodze są zbyt cienkie i delikatne, nie zostały zaprojektowane do mocowania konia – mogą się zerwać albo boleśnie wżynać w pysk. Z kolei ogłowie to sprzęt do komunikacji w trakcie jazdy i nie daje takiej stabilności oraz bezpieczeństwa przy czyszczeniu. Zaobserwowałem, że ten błąd często wynika z niewiedzy albo nawyków podpatrzonych u niedoświadczonych osób. Prawidłowe postępowanie wymaga użycia kantara, który jest bezpieczny i wygodny dla konia, oraz uwiązu, bo umożliwia szybkie odwiązanie w razie zagrożenia. Dobre praktyki branżowe, np. zalecenia PZJ czy FEI, jasno podkreślają: przy czyszczeniu, prowadzeniu czy myciu koń powinien mieć na sobie tylko kantar i być przywiązany uwiązem. Z mojego punktu widzenia, inwestowanie w tę wiedzę i stosowanie jej na co dzień naprawdę podnosi poziom bezpieczeństwa i komfort pracy każdemu, kto zajmuje się końmi – od rekreantów po zawodowców. Zatem warto zapamiętać: ogłowie i wodze tylko do jazdy, kantar i uwiąz do obsługi w stajni.

Pytanie 22

Który szkodnik wiosną drąży łodygi rzepaku powodując ich łamanie?

A. Chowacz brukwiaczek.
B. Chowacz podobnik.
C. Słodyszek rzepakowy.
D. Gnatarz rzepakowiec.
Chowacz brukwiaczek to rzeczywisty postrach plantatorów rzepaku, szczególnie wczesną wiosną. Jego dorosłe osobniki pojawiają się na plantacjach, gdy tylko temperatura gleby przekroczy około 5-7°C, i od razu zaczynają żerować na młodych łodygach. Samice składają jaja do wnętrza łodyg, a larwy drążą w nich korytarze, przez co tkanka przewodząca w roślinie zostaje uszkodzona. Skutkiem tej aktywności są często charakterystyczne spękania łodyg i ich łamanie tuż nad ziemią, co w praktyce prowadzi do znacznych strat plonu, bo roślina albo ginie, albo wytwarza słabsze rozgałęzienia. Moim zdaniem, rozpoznanie pierwszych objawów żerowania chowacza to kluczowa umiejętność w ochronie rzepaku – pozwala nie przegapić optymalnego terminu zabiegu insektycydowego. Standardowo przyjmuje się, że zabieg przeciwko chowaczowi brukwiaczkowi wykonuje się, gdy średnio na 10 roślinach znajdzie się 1-2 osobniki. Warto pamiętać, że mylenie go z innymi szkodnikami jest niestety dość częste, a to skutkuje wdrożeniem niepotrzebnej lub nieefektywnej ochrony chemicznej. Z mojego doświadczenia wynika, że regularne lustracje i stosowanie żółtych naczyń do monitoringu są absolutnie niezbędne, bo pozwalają precyzyjnie określić moment nalotu szkodnika.

Pytanie 23

Która z opisanych sytuacji w ulu jest wskazaniem do użycia węzy?

A. Budowa dzikiej zabudowy.
B. Pojawienie się nakropu w gnieździe.
C. Zajęcie przez pszczoły ostatniej uliczki.
D. Pojawienie się czerwiu na drugim plastrze z brzegu.
W pytaniu pojawiło się kilka sytuacji, które często mylą mniej doświadczonych pszczelarzy, ale nie są jednoznacznym wskazaniem do użycia węzy. Przykładowo, pojawienie się nakropu w gnieździe to znak, że pszczoły zaczynają znosić świeży nektar, ale nie musi oznaczać braku miejsca na plastry czy konieczności rozbudowy gniazda. Oczywiście, jeśli w ulu nie ma miejsca na magazynowanie miodu, trzeba działać – ale sama obecność nakropu nie jest wystarczającą przesłanką do podania węzy. Kolejna sytuacja, czyli zajęcie przez pszczoły ostatniej uliczki, bywa często interpretowana jako znak pełnego ula, jednak w praktyce lepszym rozwiązaniem jest wtedy powiększenie gniazda lub dodanie nadstawki, a niekoniecznie od razu węzy. To może być mylące dla osób, które utożsamiają „pełny ul” z koniecznością budowy nowych plastrów, choć czasami wystarczy przestawienie ramek lub inna organizacja przestrzeni. Pojawienie się czerwiu na drugim plastrze z brzegu świadczy najczęściej o rozwoju rodziny i powiększaniu gniazda, ale nie jest to jeszcze sygnał do natychmiastowego podania węzy – bardziej obserwacyjny punkt do monitorowania dalszych zmian. Typowym błędem jest nadmierna ingerencja bez wyraźnego powodu, co może tylko zaburzyć naturalny rytm życia rodziny pszczelej. W wielu poradnikach podkreśla się, by nie wyciągać pochopnych wniosków tylko na podstawie pojedynczych obserwacji – decyzja o podaniu węzy powinna wynikać z całościowej oceny sytuacji, a nie chwilowego obrazu. Najważniejszym, praktycznym wyznacznikiem potrzeby dodania węzy jest właśnie pojawienie się dzikiej zabudowy. To sygnał, że pszczoły mają potencjał do budowy, ale nie mają jak – i wtedy węza staje się najlepszym rozwiązaniem. Pozostałe opisane sytuacje wymagają raczej dalszej obserwacji lub innych działań gospodarczych, a niekoniecznie podania węzy.

Pytanie 24

Pierwszym symptomem pojawienia się nastroju rojowego u pszczół jest

A. pojawienie się czerwiu garbatego.
B. pojawienie się mateczników.
C. budowa miseczek matecznikowych.
D. bielenie przez nie plastrów.
W branży pszczelarskiej nietrudno się pomylić, bo wiele objawów w rodzinie pszczelej jest do siebie podobnych albo pojawia się w krótkich odstępach czasu. Zacznijmy od „bielenia plastrów” – to zjawisko, gdy pszczoły pokrywają woskiem nowo budowane plastry. Jednak to raczej świadczy o dobrej kondycji rodziny i dużym pożytku, a nie jest jeszcze sygnałem nastroju rojowego. Takie bielenie można zauważyć nawet w bardzo spokojnych, produktywnych rodzinach, gdzie o rójce na razie nie ma mowy. Kolejny temat to „pojawienie się mateczników” – tu łatwo się nabrać, bo mateczniki rzeczywiście są już poważnym znakiem, że pszczoły planują wychować nową matkę. Jednak w praktyce, gdy pojawiają się już mateczniki z jajami czy larwami, to znaczy, że proces jest bardzo zaawansowany. Profesjonalny pszczelarz powinien zareagować dużo wcześniej, bo wtedy zarządzanie nastrojem rojowym staje się o wiele trudniejsze i często kończy się utratą części pszczół. Jeszcze inny wątek to „pojawił się czerw garbaty” – to raczej objaw braku matki lub jej wadliwej pracy (na przykład matka trutowa lub starzejąca się), a nie nastrój rojowy. Czerw garbaty wskazuje na problemy z rozrodem – pszczoły wychowują trutnie zamiast robotnic, gdy matka nie jest w stanie złożyć zapłodnionych jaj. To zupełnie inna kwestia, choć czasem może się zbiec w czasie z innymi problemami w pasiece. Typowy błąd myślowy, który prowadzi do błędnej interpretacji tych objawów, to nadmierne skupienie się na „widocznych” zmianach, zamiast na tych subtelnych, jak właśnie budowa miseczek matecznikowych. Dobre praktyki branżowe uczą, żeby nie czekać na oczywiste, rozwinięte objawy (mateczniki z jajami, masowe bielenie czy garbaty czerw), tylko reagować na pierwsze, niepozorne sygnały – głównie na pojawienie się pustych miseczek. To kluczowa różnica, która często decyduje o sukcesie w nowoczesnej gospodarce pasiecznej.

Pytanie 25

Jak często należy wykonywać zabieg korekcji racic u bydła trzymanego w oborach uwięziowych?

A. Raz na miesiąc.
B. Raz na pół roku.
C. Raz na trzy miesiące.
D. Raz w roku.
Moim zdaniem często spotykanym problemem jest przecenianie albo niedocenianie częstotliwości korekcji racic u bydła, szczególnie w oborach uwięziowych. Jeśli ktoś myśli, że zabieg powinno się wykonywać co miesiąc, to zdecydowanie przesadza – takie postępowanie jest zbyt inwazyjne, naraża zwierzęta na niepotrzebny stres, a także generuje niepotrzebne koszty i ryzyko uszkodzenia racic. Z własnych obserwacji wiem, że zbyt częsta ingerencja zamiast pomagać, może wręcz pogorszyć sprawę, bo racica nie ma czasu na naturalną regenerację. Z kolei interwał trzymiesięczny jest stosowany raczej w gospodarstwach, gdzie są wyjątkowe problemy z racicami – np. choroby zakaźne lub bardzo szybki przerost rogu racicowego – ale to są raczej wyjątki, nie reguła. Najczęściej spotykaną pułapką jest jednak przekonanie, że wystarczy korekcja raz w roku. Tak długi odstęp jest niestety niewystarczający, bo w systemach uwięziowych krowy nie mają szansy naturalnie ścierać racic, przez co bardzo łatwo o rozwój deformacji, kulawizn i przewlekłych stanów zapalnych. W efekcie wzrasta nie tylko ryzyko problemów zdrowotnych, ale też spada wydajność i komfort zwierząt. Stosowanie nieodpowiednich interwałów zabiegów wynika najczęściej z braku aktualnej wiedzy branżowej lub próby ograniczenia kosztów, co ostatecznie przynosi więcej szkody niż pożytku. W standardach hodowlanych i zaleceniach weterynaryjnych przyjmuje się, że profilaktyczna korekcja w oborach uwięziowych powinna być wykonywana regularnie co około 6 miesięcy, bo ten cykl pozwala skutecznie zapobiegać problemom zdrowotnym i zapewnić krowom odpowiedni dobrostan. Dlatego warto trzymać się tej praktyki i na bieżąco monitorować stan racic, zamiast eksperymentować ze zbyt częstymi czy za rzadkimi zabiegami.

Pytanie 26

Dobry materiał siewny koniczyny powinien mieć czystość co najmniej

A. 76-79%
B. 86-89%
C. 96-98%
D. 66-69%
Wybór niższych wartości czystości materiału siewnego, takich jak 76-79%, 66-69% czy nawet 86-89%, jest częstym błędem wynikającym z niedoceniania znaczenia jakości nasion w uprawie koniczyny. W praktyce rolniczej często spotykam przekonanie, że nasiona nie muszą być aż tak bardzo „czyste”, bo i tak się coś wyrośnie – to jednak bardzo złudne podejście. Materiał siewny o czystości poniżej 90% może zawierać nie tylko nasiona innych gatunków traw czy chwastów, ale także zanieczyszczenia mechaniczne, które utrudniają wysiew i obniżają efektywność plantacji. W efekcie rolnik naraża się na zwiększone zagrożenie zachwaszczeniem, a czasami i na konieczność ponownego obsiewu. Branżowe normy w Polsce, zgodne z wytycznymi międzynarodowymi, bardzo jasno określają minimalną czystość nasion koniczyny – i jest to właśnie przedział 96-98%. Niższe czystości mogą być akceptowane tylko w przypadku nasion przeznaczonych do innych celów niż siew (np. na paszę), ale już nie do zakładania nowych upraw. Moim zdaniem, niedocenianie tego aspektu często wynika z braku doświadczenia albo niewłaściwej interpretacji etykiet na opakowaniach. Wielu myśli, że skoro nasiona wyglądają na „czyste”, to można siać spokojnie – niestety, mikroskopijne nasiona chwastów czy domieszki są często niewidoczne gołym okiem, a potem generują naprawdę poważne kłopoty w uprawie. Praktyka pokazuje, że inwestycja w certyfikowany i naprawdę czysty materiał siewny przekłada się nie tylko na lepszy i bardziej równomierny wschód, ale też na mniejszą konieczność stosowania herbicydów i ogólnie niższe koszty utrzymania użytku zielonego. Dlatego wybierając jakąkolwiek niższą czystość, stawia się na ryzyko i potencjalne straty – a to już nie jest dobra praktyka rolnicza.

Pytanie 27

Jak należy postąpić z obnóżami pyłkowymi po ich wysuszeniu?

A. Dokładnie przebrać, aby usunąć zanieczyszczenia.
B. Umieścić w szczelnym, ciemnym pojemniku
C. Wywiać lżejsze zanieczyszczenia strumieniami powietrza.
D. Wyłożyć na słońcu.
Wybranie metody wywiewania lżejszych zanieczyszczeń strumieniami powietrza to naprawdę praktyczne i sprawdzone podejście po wysuszeniu obnóży pyłkowych. W branży pasiecznej powszechnie uznaje się, że takie oczyszczanie najlepiej zabezpiecza pyłek przed dalszymi zanieczyszczeniami, typu resztki wosku, drobne fragmenty pszczół czy inne ciała obce. Moim zdaniem, taki proces jest nie tylko szybki, ale też pozwala zachować wysoką czystość i jakość surowca, co jest kluczowe, gdy chcemy uzyskać produkt nadający się do sprzedaży lub dłuższego przechowywania. Warto przy okazji wspomnieć, że wykorzystuje się do tego specjalne urządzenia lub nawet zwykłe sita z wentylatorkiem, co świetnie się sprawdza w małych pasiekach. Dobra praktyka branżowa zaleca też, żeby ten etap wykonać zaraz po suszeniu, zanim pyłek zostanie zamknięty w pojemnikach. Przechowywanie pyłku z resztkami zanieczyszczeń może prowadzić do rozwoju pleśni albo innych mikroorganizmów, a tego przecież każdy pszczelarz chciałby uniknąć. To taki drobiazg, ale naprawdę robi różnicę w finalnej jakości. Ja zawsze zachęcam, żeby nie pomijać tego etapu, nawet jeśli wydaje się mało znaczący – w dłuższej perspektywie to się bardzo opłaca, szczególnie tam, gdzie liczy się renoma i zaufanie klientów. W literaturze fachowej i na kursach pszczelarskich podkreśla się właśnie, że oczyszczanie powietrzem pozwala pozbyć się tego, czego nie da się usunąć mechanicznie, a jednocześnie nie narusza struktury obnóży, co byłoby dużym minusem innych metod.

Pytanie 28

Którą z wymienionych chorób pszczół opisano?

W komórkach nabłonkowych jelita środkowego pszczoł odbywa się cykl rozwojowy pasożyta. Prowadzi to do zaburzeń w trawieniu i wchłanianiu pokarmu przez pszczoły. Wiosną na wylotku i przed ulem pszczoły pełzają z nabrzmiałymi rozciągniętymi odwłokami. Dochodzi do przepełnienia jelita prostego pszczół i przedwczesnego jego opróżniania. Plastry i ściany ula zabrudzone są kałem.
A. Kiślicę.
B. Askosferiozę.
C. Nosemozę.
D. Warrozę.
W opisanej sytuacji łatwo się pomylić, bo objawy niektórych chorób pszczół bywają do siebie podobne i to często prowadzi do błędnych wniosków. Kiślica, choć groźna, objawia się zupełnie inaczej – to choroba o charakterze gnilnym dotycząca głównie czerwiu, wywołana przez bakterie, powodująca charakterystyczny zapach i zmiany konsystencji larw, a nie zaburzenia trawienne dorosłych pszczół. Warroza natomiast kojarzy się z obecnością roztoczy Varroa destructor, które pasożytują głównie na czerwiu i dorosłych osobnikach, prowadząc do osłabienia rodzin, deformacji skrzydeł i śmierci czerwiu, ale bez typowego zanieczyszczania ula kałem czy rozciągniętych odwłoków. W praktyce warroza ma inne objawy, a jej diagnostyka opiera się na identyfikacji roztoczy, a nie na analizie pracy jelita. Askosferioza (zwana też grzybicą wapienną) także dotyczy czerwiu i prowadzi do powstawania twardych, białych mumii w plastrze – łatwo ją rozpoznać po obecności tych mumii i braku objawów ze strony układu pokarmowego dorosłych pszczół. Typowym błędem jest utożsamianie wszystkich chorób pszczół z problemami w trawieniu lub mylenie objawów czerwiu z tymi, które dotyczą dorosłych robotnic. Moim zdaniem kluczowe jest dokładne czytanie opisu objawów i zwracanie uwagi na to, które stadium rozwojowe pszczoły jest dotknięte – wtedy łatwiej uniknąć pułapki błędnych skojarzeń. W opisanej sytuacji wszystko – od miejsca cyklu rozwojowego pasożyta, przez objawy trawienne, po zanieczyszczenia ula – wskazuje jednoznacznie na nosemozę, co świetnie pokazuje, jak ważna jest gruntowna znajomość objawów różnych chorób w codziennej pracy pszczelarza.

Pytanie 29

W Polsce południowej największym źródłem pożytku spadziowego jest

A. dąb.
B. klon.
C. jodła.
D. świerk.
Często spotykam się z przekonaniem, że inne drzewa liściaste lub iglaste – jak dąb czy świerk – są równie ważne jak jodła pod względem pożytku spadziowego w południowej Polsce. To dość popularny błąd, który być może wynika z mylenia różnych typów spadzi albo z faktu, że w innych rejonach kraju rzeczywiście inne gatunki drzew mają większe znaczenie. Dąb, choć bywa źródłem spadzi liściastej, raczej nie dominuje w południowej części Polski, zwłaszcza w górach i na pogórzu, gdzie królują lasy iglaste. Klon natomiast praktycznie nie ma znaczenia dla pożytku spadziowego, bo na jego liściach bardzo rzadko rozwijają się kolonie mszyc spadziotwórczych, a pszczelarze cenią go raczej jako źródło nektaru, choć i to marginalnie. Świerk bywa lokalnie istotny (np. w niektórych rejonach Górnego Śląska czy Sudetów), ale w skali całej południowej Polski to właśnie jodła daje największy i najbardziej stabilny pożytek spadziowy. Typowym błędem jest też utożsamianie intensywnych lasów świerkowych z dużą ilością spadzi – świerk jest bardziej podatny na ataki szkodników, które mogą zniszczyć kolonie mszyc, przez co pożytek jest mniej przewidywalny. Branżowe opracowania jednoznacznie wskazują, że jodła, ze względu na specyfikę klimatu i składu gatunkowego lasów południa Polski, jest tam zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o ilość i jakość miodu spadziowego. Warto też pamiętać, że rozpoznanie właściwego źródła pożytku pozwala lepiej zaplanować gospodarkę pasieczną i unikać rozczarowań, np. jeśli postawimy ule na wrzosowisku licząc na spadź – a tej nie będzie, bo brakuje odpowiednich drzew.

Pytanie 30

Rombowate zaczerwienienia na powierzchni skóry świń to objawy

A. brucelozy.
B. pomoru.
C. ochwatu.
D. różycy.
W weterynarii bardzo ważne jest rozróżnianie objawów chorób na podstawie zmian widocznych na skórze, szczególnie u świń, gdzie często różne schorzenia mogą dawać podobne pierwsze symptomy. Bruceloza u świń w polskich warunkach występuje rzadko i zdecydowanie nie powoduje charakterystycznych rumieni czy rombowatych zaczerwienień na skórze. Tu typowe są raczej zaburzenia rozrodu, jak ronienia i niepłodność, a nie zmiany dermatologiczne. Pomór świń, to znaczy klasyczny pomór świń (CSF) lub afrykański pomór świń (ASF), również nie daje takich zmian – przy tych chorobach mogą pojawiać się wybroczyny, podskórne krwotoki, czasem siność uszu czy brzucha, ale nie regularne, rombowate zaczerwienienia. Ochwat natomiast to schorzenie racic, które u świń jest bardzo rzadkie, a nawet jeśli występuje, nie objawia się zmianami skórnymi jak w pytaniu, tylko kulawizną i zmianami w obrębie racic. Moim zdaniem jednym z najczęstszych błędów w tej dziedzinie jest zbyt dosłowne kojarzenie zaczerwienień na skórze z każdą chorobą zakaźną – zamiast patrzeć na ich kształt, rozmieszczenie i towarzyszące objawy. Dobra praktyka w hodowli świń wymaga nie tylko szybkiego reagowania na widoczne objawy, ale też umiejętności ich właściwej interpretacji. Zamiast więc automatycznie łączyć każde zaczerwienienie z pomorem czy brucelozą, warto zwrócić uwagę na specyficzny układ i kształt zmian – tu romby wręcz „krzyczą”: różyca. Branżowe standardy podkreślają, jak ważne jest wczesne rozpoznanie tej choroby dla skutecznego leczenia i ograniczenia strat w stadzie. Takie podejście pozwala uniknąć niepotrzebnych kosztów i pomyłek w leczeniu, a także zmniejsza ryzyko szerzenia się zakażeń na fermie.

Pytanie 31

Kiedy wysiewany jest międzyplon ścierniskowy?

A. Wczesną wiosną przed wysianiem plonu głównego.
B. Jesienią po zbiorze plonu głównego.
C. W drugiej połowie lata po zbiorze wczesnego plonu głównego.
D. Wiosną jednocześnie z plonem głównym.
Wysiewanie międzyplonu ścierniskowego w innym terminie niż po zbiorze wczesnego plonu głównego wiąże się z dość poważnymi błędami agronomicznymi. Wielu początkujących myli chwytliwe hasła o poplonach z terminami siewu poplonów ozimych i wsiewek, przez co wybierają np. siew wiosną czy jesienią. Jeśli chodzi o wysiew wiosenny razem z plonem głównym – to zupełnie inna technologia, bo tu mówimy o wsiewkach, które mają inną funkcję i wymagania. Wsiewka rozwija się pod osłoną rośliny głównej, a nie na polu już po żniwach. Z kolei jesienne wysiewanie poplonów po zbiorze plonu głównego nie ma większego sensu w polskich warunkach, bo okres wegetacji jest wtedy za krótki, a rośliny nie zdążą wytworzyć odpowiedniej masy przed zimą. To tylko niepotrzebna strata materiału siewnego i pracy. Wczesna wiosna przed siewem plonu głównego również nie jest odpowiednia – wtedy gleba jest często zbyt wilgotna, a poplony nie mają szans na szybki rozwój i mogłyby nawet przeszkadzać w późniejszym przygotowaniu pola pod główną uprawę. Częsty błąd w rozumowaniu polega na myleniu typów poplonów i ich funkcji – poplony ścierniskowe są ściśle związane z terminem pożniwnym, bo właśnie wtedy gleba jest wolna i można ją efektywnie zagospodarować. Dobre praktyki branżowe i literatura fachowa jasno wskazują, że liczy się czas po zbiorze wczesnego plonu, kiedy gleba jest jeszcze ciepła, a dni dostatecznie długie, by rośliny poplonowe miały szansę na szybki i bujny wzrost. Z mojego doświadczenia wynika, że eksperymentowanie z innymi terminami kończy się zazwyczaj słabym efektem agronomicznym i rozczarowaniem.

Pytanie 32

W gospodarstwach nastawionych na intensywną produkcję mleka, cielęta, przez początkowy okres odpajania mlekiem lub preparatami mleko-zastępczymi, powinny być utrzymywane

A. w indywidualnych kojcach z budkami.
B. w kombiboksach.
C. z matkami.
D. w kojcach zbiorowych.
W praktyce nowoczesnej produkcji mleka utrzymanie cieląt z matkami, w kojcach zbiorowych czy tzw. kombiboksach nie przynosi takich efektów zdrowotnych i produkcyjnych, jak mogłoby się wydawać. Utrzymywanie cieląt z matkami, choć na pierwszy rzut oka wydaje się naturalne i zgodne z ich biologią, w rzeczywistości sprzyja przenoszeniu chorób, niekontrolowanemu pobieraniu siary oraz trudnościom w regularnej obserwacji stanu zdrowia młodych zwierząt. Przez to często dochodzi do problemów z odpasaniem i wzrostem, a przecież w intensywnych systemach liczy się każdy dzień rozwoju. Kojce zbiorowe też mają sporo minusów—cielęta kontaktują się bezpośrednio ze sobą, co prowadzi do szybkiego rozprzestrzeniania się zakażeń przewodu pokarmowego i oddechowego. Wystarczy, że jedno cielę zachoruje, a w krótkim czasie reszta też zaczyna chorować. Z kolei kombiboksy, choć brzmią nowocześnie, nie są zbyt powszechne w naszym kraju i raczej nie spełniają standardów bioasekuracji wymaganych przy intensywnej produkcji mleka. W wielu gospodarstwach powiela się błąd, patrząc na rozwiązania grupowe przez pryzmat wygody obsługi, a w rzeczywistości często tracimy z oczu zdrowie i indywidualny nadzór nad cielęciem. Dobre praktyki branżowe, zalecenia weterynaryjne i doświadczenia najlepszych hodowców wyraźnie pokazują, że indywidualne kojce z budkami to sprawdzony sposób na uzyskanie niskiej śmiertelności cieląt i osiągnięcie lepszych parametrów produkcyjnych w przyszłości. Przesadne przywiązanie do tradycyjnych metod lub oszczędzanie na wyposażeniu często prowadzi do strat, których można łatwo uniknąć, stosując właściwe rozwiązania.

Pytanie 33

W celu wyrównania zapachu łączonych rodzin pszczelich można zastosować

A. olejek lawendowy.
B. roztwór octu.
C. kamforę krystaliczną.
D. wywar z pokrzywy.
Kamfora krystaliczna to klasyczny, sprawdzony środek stosowany przez pszczelarzy właśnie do wyrównywania zapachu podczas łączenia rodzin. Jej główną zaletą jest to, że jej intensywny, specyficzny aromat skutecznie maskuje indywidualny zapach każdej z rodzin, przez co pszczoły łatwiej się tolerują i nie traktują się nawzajem jako intruzów. W praktyce po zastosowaniu kamfory ryzyko walk między pszczołami albo nawet zabicia matki przez obcą rodzinę spada naprawdę wyraźnie. Moim zdaniem to jedno z tych narzędzi, które warto mieć zawsze pod ręką, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie Ci ratować osłabione rodziny. W branżowych podręcznikach, takich jak „Pszczelarstwo” Romana i Jerzego Sitkiewiczów, kamfora jest wymieniana jako środek polecany, sprawdzony w praktyce i bezpieczny dla pszczół. U wielu doświadczonych pszczelarzy kamfora to taki niepisany standard – działa, nie szkodzi pszczołom i nie wpływa negatywnie na produkty pasieczne. Praktyczny przykład: jeśli łączysz dwa odkłady po poddaniu matek, wystarczy umieścić odrobinę kamfory w ulu – po kilku godzinach pszczoły mają na tyle jednolity zapach, że akceptują się wzajemnie. Oczywiście ważne jest dawkowanie – za dużo kamfory też może stresować pszczoły, ale umiejętnie stosowana to świetna sprawa. Warto też wiedzieć, że inne metody, choć popularne np. wśród początkujących, nie są tak skuteczne albo mogą wręcz zaszkodzić rodzinom.

Pytanie 34

Której metody tworzenia rodzin pszczelich dotyczy opis?

Z kilku rodzin pszczelich należy odebrać po 1-2 plastry z czerwiem na wygryzieniu, a także plastry z miodem i pierzgą oraz odsiadującymi je pszczołami. Po przewiezieniu ula na nowe pasieczysko należy podać matecznik na wygryzieniu lub nieunasiennioną matkę pszczelą.
A. Dzielenia na pół lotu.
B. Składańców.
C. Zsypańców.
D. Z dwóch trzecia.
W opisanej sytuacji łatwo się pomylić, zwłaszcza że różne metody tworzenia nowych rodzin pszczelich mają niekiedy podobne elementy, jak przenoszenie plastrów czy podawanie matecznika. Dzielenie na pół lotu polega na ustawieniu nowego ula obok starego i rozdzieleniu pszczół według ich naturalnych lotów – tu jednak nie pobiera się plastrów z kilku rodzin, tylko wykorzystuje pojedynczą rodzinę, a matka zwykle zostaje w jednym z uli. Metoda zsypańców jest jeszcze inna: polega na strząsaniu pszczół z kilku rodzin do jednego ula i tworzeniu tym samym sztucznej rodziny, ale bez przekładania plastrów z czerwiem, miodem czy pierzgą. Często stosuje się ją przy zwalczaniu chorób, np. warrozy, albo do produkcji odkładów do zapylania, ale absolutnie nie polega ona na scalaniu fragmentów plastrów pochodzących od różnych matek. Z dwóch trzecia to kolejna technika, która polega na podziale jednej rodziny na trzy części, gdzie każda dostaje fragment pszczół i czerwiu, żeby uzyskać trzy mniejsze rodziny – znowu, nie wykorzystuje się tutaj zasobów z wielu rodzin, tylko rozdziela jedną rodzinę na trzy. Moim zdaniem, najczęstszy błąd to właśnie utożsamianie przenoszenia plastrów z jakimkolwiek podziałem rodziny, podczas gdy ważna jest skala i sposób pozyskiwania materiału – tylko metoda składańców bazuje na pobieraniu ramek od kilku różnych rodzin i zestawianiu ich w nowym ulu. Branżowe podręczniki podkreślają, że odpowiedni wybór metody gwarantuje sukces – błędne rozpoznanie techniki może prowadzić do osłabienia kilku rodzin lub niepowodzenia przy próbie wprowadzenia nowej matki. W praktyce pasiecznej warto dobrze rozróżniać te metody, bo każda z nich ma inne zastosowanie i konsekwencje dla zdrowia oraz produktywności pasieki.

Pytanie 35

Podczas pozyskiwania miodu z plastrów w skład niezbędnego sprzętu wchodzą: miodarka, stół do odsklepiania, odsklepiacz widelcowy oraz

A. cedzidło.
B. przegonka.
C. topiarka.
D. izolatory.
Jeśli ktoś myśli o sprzęcie do pozyskiwania miodu i wybiera na przykład topiarkę, przegonkę czy izolatory, to widać tu pewne pomieszanie pojęć związanych z różnymi etapami pracy w pasiece. Topiarka służy zupełnie do czegoś innego – jej zadaniem jest wytapianie wosku z ramek i innych odpadów pszczelarskich, a nie obróbka miodu podczas wirowania czy oczyszczania. Stosuje się ją dopiero przy przerabianiu wosku, więc nie pojawia się w zestawie sprzętu typowo wykorzystywanego do pozyskiwania miodu z plastrów. Przegonka to z kolei narzędzie, które wykorzystuje się do wyganiania pszczół z nadstawek lub korpusów, żeby można było zabrać ramki z miodem bez dodatkowego stresowania owadów. To przydatne akcesorium, ale jego rola kończy się jeszcze przed odsklepianiem czy wirowaniem miodu. Izolatory natomiast mają znaczenie głównie w hodowli matek pszczelich albo w specyficznych sytuacjach, gdy chcemy ograniczyć dostęp matki do części ula – one nie mają żadnego zastosowania podczas samego procesu wydobywania miodu z plastrów. Takie błędne skojarzenia pojawiają się chyba najczęściej wtedy, gdy ktoś kojarzy pojedyncze narzędzia jako uniwersalne i nie analizuje dokładnie, do czego służą na danym etapie prac pasiecznych. W rzeczywistości podczas wirowania i pozyskiwania miodu najważniejsze jest, by mieć sprzęt, który pozwala nie tylko na wydobycie miodu z plastrów, ale również na jego oczyszczenie i przygotowanie do przechowywania. Z tego powodu cedzidło jest niezbędne – bez niego trudno mówić o profesjonalnym podejściu i zachowaniu standardów jakościowych zalecanych przez środowisko pszczelarskie. Mylenie tych narzędzi to częsty błąd początkujących, ale warto od razu rozróżniać funkcje poszczególnych akcesoriów, żeby praca była po prostu sprawna, bezpieczna i dawała najlepsze efekty.

Pytanie 36

Który zabieg agrotechniczny należy wykonać bezpośrednio po podorywce?

A. Wałowanie.
B. Bronowanie.
C. Kultywatorowanie.
D. Włókowanie.
Bronowanie tuż po podorywce to nie jest przypadek – to wynik praktycznego doświadczenia pokoleń rolników i dobrze opisanych standardów agrotechnicznych. Wiele osób sądzi, że wystarczy przejechać kultywatorem albo wałem, bo wtedy ziemia się trochę ruszy, ale niestety to nie wystarcza, by osiągnąć odpowiedni efekt. Kultywatorowanie raczej stosuje się do głębszego spulchniania gleby, zwłaszcza jeśli planuje się siew roślin głęboko korzeniących się lub chcemy przerwać podeszwę płużną, a niekoniecznie zaraz po płytkiej podorywce. Wałowanie natomiast to zabieg, który ma inną funkcję – służy głównie do dociśnięcia gleby po siewie, poprawia kontakt nasion z glebą oraz ogranicza przesuszenie, ale nie rozbija gruzeł i nie wyrównuje powierzchni aż tak skutecznie jak brona. Z kolei włókowanie, choć czasem stosowane do wyrównania powierzchni, nie jest przeznaczone do pracy z większymi grudami i nie daje tak dobrego efektu w zatrzymaniu parowania wody – to raczej zabieg wykańczający, często po bronowaniu albo na bardzo lekkich glebach, żeby ostatecznie wyrównać pole przed siewem. Częsty błąd wśród uczniów (i niektórych młodych rolników) polega na tym, że nie odróżniają celów poszczególnych zabiegów – każdy z nich ma swoje miejsce w harmonogramie prac polowych. Po podorywce, która zostawia pole w stanie dość zgrubnym, najważniejsze jest szybkie rozdrobnienie brył i zatrzymanie wilgoci – i to właśnie brona radzi sobie najlepiej. Z mojego punktu widzenia, jeśli ktoś wybiera inne narzędzie jako pierwsze po podorywce, to prawdopodobnie nie doświadczył jeszcze, jak szybko pole potrafi wyschnąć i jak trudno później przygotować je pod siew, kiedy pominiemy ten etap. Warto poświęcić chwilę na przemyślenie kolejności zabiegów, bo to naprawdę wpływa na późniejsze wyniki uprawy.

Pytanie 37

Jak nazywa się chwast roślin uprawnych przedstawiony na rysunku?

Ilustracja do pytania
A. Mlecz polny.
B. Czyściec błotny.
C. Wierzbownica kosmata.
D. Koniczyna żółtozłocista.
W przypadku tego pytania nietrudno zauważyć, że identyfikacja chwastów bywa problematyczna, szczególnie dla osób początkujących w praktyce rolniczej. Często spotykanym błędem jest sugerowanie się samym kolorem kwiatów lub ogólnym pokrojem rośliny, co prowadzi do mylenia podobnych gatunków. Przykładowo, wierzbownica kosmata, choć bywa spotykana na polach uprawnych i ma charakterystyczne różowo-fioletowe kwiaty, w ogóle nie przypomina pokrojem koniczyny i jej żółtych kwiatostanów – jej liście są wąskie i wydłużone, a kwiaty pojedyncze lub luźno zebrane. Z kolei czyściec błotny preferuje stanowiska wilgotne, błotniste, a jego kwiaty są fioletowe, co od razu odróżnia go od żółto kwitnącej rośliny ze zdjęcia; ponadto, czyściec jest dość charakterystyczny przez miękko owłosione łodygi i liście. Mlecz polny natomiast – bardzo często mylony z innymi chwastami ze względu na żółte kwiaty – w rzeczywistości ma zupełnie inny typ kwiatostanu (koszyczki, bardziej rozłożyste i o innym kształcie liści), a także specyficzny biały sok mleczny, który nie występuje u koniczyn. Typowym błędem jest też nieuwzględnianie siedliska i fazy rozwojowej chwastu podczas identyfikacji. W branżowej praktyce zaleca się bazowanie na kilku cechach diagnostycznych równocześnie: wygląd liści, kwiatostan, układ łodyg oraz środowisko występowania. Tylko wtedy można mieć pewność co do rozpoznania chwastu i prawidłowego wdrożenia metod zwalczania. Warto ćwiczyć rozpoznawanie na różnych etapach rozwoju roślin, bo to bardzo ułatwia codzienną pracę w polu i pozwala unikać kosztownych błędów przy doborze środków ochrony roślin.

Pytanie 38

Ograniczenie matek w czerwieniu wykonuje się poprzez

A. zastosowanie kraty odgrodowej.
B. odsklepienie plastrów.
C. przestawienie czerwiu.
D. podkarmienie stymulacyjne.
W pszczelarstwie łatwo o zamieszanie, jeśli chodzi o metody ograniczania czerwienia matki, bo niektóre czynności mogą wydawać się z pozoru skuteczne, ale w rzeczywistości nie mają na to realnego wpływu. Podkarmienie stymulacyjne ma na celu raczej pobudzenie matki do czerwienia, a nie jego ograniczenie; ono powoduje, że rodzina pszczela zaczyna intensywniej pracować i matka wręcz zwiększa tempo czerwienia, bo pszczoły czują dopływ świeżego pokarmu i uznają, że są dobre warunki do rozwoju. Przestawienie czerwiu, czyli np. przenoszenie ramek z czerwiem w inne miejsce w ulu, jest stosowane czasem do wyrównania rozwoju rodzin albo w celu przeglądu, ale nie wpływa bezpośrednio na matkę – ona dalej będzie czerwiła tam, gdzie będzie miała miejsce, niezależnie od tego, gdzie postawimy czerw. To bardziej technika zarządzania ilością i rozmieszczeniem czerwiu, a nie sposobem na ograniczenie aktywności matki. Odsklepianie plastrów natomiast to zabieg związany z pozyskiwaniem miodu, czyli usuwaniem wosku z zasklepionych komórek, by wyjąć miód z plastrów w miodarce – nie ma to żadnego związku z ograniczaniem czerwienia. Typowe błędy polegają na myleniu zabiegów pobudzających rodzinę z tymi, które faktycznie ograniczają przestrzeń dla matki. Często początkujący pszczelarze uważają, że jakiekolwiek manipulowanie ramkami lub karmienie wpłynie na tempo czerwienia, ale jeśli matka ma dostęp do pustych komórek, będzie dalej czerwić. Tylko fizyczna bariera, jak krata odgrodowa, pozwala skutecznie i bezpiecznie dla rodziny pszczelej kontrolować miejsce i wielkość czerwienia. Pozostałe metody, choć mają swoje zastosowanie w gospodarce pasiecznej, nie są narzędziami do ograniczania matki w czerwieniu – co potwierdzają też zalecenia doświadczonych pszczelarzy oraz literatura branżowa.

Pytanie 39

Jaką minimalną ilość pszczół powinna liczyć rodzina pszczela na początku maja, aby można było uznać ją za silną?

A. Ok. 40 tys.
B. Ok. 10 tys.
C. Ok. 80 tys.
D. Ok. 20 tys.
W pszczelarstwie bardzo często przecenia się lub nie docenia roli liczebności rodziny pszczelej, zwłaszcza na początku sezonu, czyli właśnie w maju. Spotyka się czasem pogląd, że już 10 tys. pszczół wystarczy, by mówić o silnej rodzinie – to jednak zdecydowanie za mało. W takiej rodzinie matka nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej siły roboczej do zebrania pożytku, a pszczoły nie nadążają ani z opieką nad czerwiem, ani z rozwojem gniazda. Z mojego doświadczenia rodziny tej wielkości mają problem z wykorzystaniem nawet średnich pożytków, nie mówiąc o intensywnych okresach kwitnienia. Z kolei około 20 tys. pszczół to już lepiej, ale wciąż nie daje pełnych możliwości produkcyjnych – można liczyć na pewne zbiory, ale nie na miarę profesjonalnej pasieki. Natomiast odpowiedź sugerująca aż 80 tys. pszczół wykracza poza realne potrzeby i możliwości rodziny na początku maja – taka liczba to raczej szczyt sezonu, np. czerwiec czy lipiec, jeśli warunki były bardzo dobre, a matka szczególnie wydajna. Często popełniany błąd polega na myleniu siły rodziny z jej potencjałem latem, a nie realną liczebnością na starcie sezonu. Minimum 40 tys. pszczół to wartość poparta wieloletnimi obserwacjami i zaleceniami instytucji branżowych; pozwala uzyskać najlepszą wydajność, zoptymalizować produkcję i zapewnić bezpieczeństwo rodzinie. Większe liczby są możliwe, ale nie są konieczne na początku maja, a zbyt małe prowadzą do ograniczeń produkcyjnych i problemów z rozwojem rodziny.

Pytanie 40

Ile wynosi zapotrzebowanie rodziny pszczelej na miód w ciągu roku?

A. 90 kg
B. 60 kg
C. 120 kg
D. 30 kg
Zapotrzebowanie rodziny pszczelej na miód w ciągu roku faktycznie oscyluje wokół 90 kg i to jest taka wartość, którą można spokojnie przyjąć jako standard w polskich warunkach klimatycznych. Miód jest dla pszczół podstawowym pokarmem, szczególnie zimą, kiedy nie mają dostępu do świeżego nektaru ani pyłku. Takie zapasy umożliwiają nie tylko przetrwanie zimy, ale też utrzymanie odpowiedniej temperatury w kłębie i prawidłowy rozwój wiosną. W praktyce, pszczelarze zalecają zostawiać rodzinie pszczelej właśnie około 18–20 kg miodu na zimę, ale przez cały rok pszczoły zużywają znacznie więcej, bo muszą wykarmić czerwiące matki, wychować nowe pokolenia i utrzymać całą społeczność. Z mojego doświadczenia wynika, że przy mniejszych zapasach, pszczoły mogą zbyt szybko zużyć miód i głodować jeszcze przed końcem zimy, a to prowadzi do poważnych strat w pasiece. Standardy branżowe i literatura fachowa, jak np. „Pszczelnictwo” Lipińskiego, wskazują, że roczne zużycie miodu przez rodzinę pszczelą sięga właśnie 80–100 kg, w zależności od siły rodziny i sezonu. Warto to uwzględnić planując gospodarkę pasieczną, bo nie tylko miód dla pszczół jest ważny – to podstawa ich zdrowia i siły na kolejny sezon. Zostawienie zbyt małej ilości zapasów to typowy błąd początkujących pszczelarzy, który może szybko się zemścić.