Metoda organoleptyczna to w branży kaletniczej absolutna podstawa, jeśli chodzi o ocenę jakości wyrobu, zwłaszcza po renowacji. Dlaczego? Bo większość wad da się wychwycić wzrokiem, dotykiem albo nawet zapachem. Przykładowo, po odnowieniu torby skórzanej specjalista przegląda całość pod kątem kolorystyki, jednolitości powłoki, wyczuwa ewentualne uszkodzenia faktury skóry czy pozostałości po środkach czyszczących. Dotyk pozwala szybko ocenić, czy skóra wróciła do odpowiedniej miękkości, czy nie ma zgrubień po środkach impregnujących, a oko wyłapie różnice w połysku czy miejscowe przebarwienia. Branżowe standardy, na przykład te, które można spotkać w wewnętrznych instrukcjach renomowanych zakładów kaletniczych, zawsze kładą nacisk właśnie na końcową kontrolę organoleptyczną. Nie ma tu zbędnej przesady – to najprostszy, a zarazem bardzo skuteczny sposób na szybkie wyeliminowanie usterek. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet najlepszy sprzęt nie zastąpi wprawionego oka i ręki fachowca. Organoleptyka to takie rzemieślnicze know-how, bez którego żaden produkt nie wyjdzie z warsztatu z gwarancją jakości. Moim zdaniem, to właśnie takie podejście odróżnia profesjonalnych kaletników od amatorów.
W branży kaletniczej bardzo często można spotkać się z próbą stosowania narzędzi i metod, które wydają się profesjonalne na pierwszy rzut oka, jednak w praktyce okazują się nieadekwatne do kontroli jakości po renowacji. Przykładowo, użycie mikroskopu raczej nie wnosi nic istotnego, bo ta metoda została stworzona do wysoce precyzyjnych obserwacji mikrostruktur, jak w laboratoriach czy przy badaniu tkanin technicznych. W kaletnictwie zwykle nie analizuje się skóry na takim poziomie szczegółowości, bo najważniejsze wady są widoczne gołym okiem albo właśnie przy dotyku. Podobnie rzecz ma się z lupą – powiększenie optyczne może być przydatne przy ocenie bardzo drobnych detali, np. przy pracy z biżuterią czy przy renowacji miniaturowych elementów, ale w przypadku typowego wyrobu kaletniczego po renowacji kluczowe są walory ogólnowizualne i użytkowe, nie mikroskopijne defekty. Metoda laboratoryjna to już w ogóle inna bajka – wymaga specjalistycznej aparatury, kosztów i czasu, na które żaden zakład kaletniczy sobie nie pozwoli przy rutynowej kontroli wyrobu po usłudze. Moim zdaniem, częstym błędem jest mylenie profesjonalizmu z przesadą techniczną – nie zawsze najbardziej zaawansowane urządzenia dają lepszy efekt, zwłaszcza kiedy najistotniejsze są proste, praktyczne kryteria: wygląd, zapach, faktura, funkcjonalność. Przekonanie, że wyroby skórzane trzeba badać laboratoryjnie lub pod mikroskopem po renowacji, wynika często z niezrozumienia specyfiki pracy z tym materiałem. W rzeczywistości to fachowa ocena organoleptyczna jest uznanym standardem jakościowym w tej branży. Zdecydowanie warto stawiać na rozwiązania sprawdzone w praktyce, a nie przesadnie skomplikowane metody, które rzadko sprawdzają się w codziennej pracy kaletnika.