Kluczową kwestią przy ocenie poprawności procesu hartowania jest pomiar twardości powierzchni materiału po zakończonym zabiegu. To właśnie twardość najlepiej odzwierciedla, czy materiał został właściwie zahartowany, bo hartowanie polega głównie na zwiększeniu twardości i wytrzymałości powierzchniowej, przez szybkie chłodzenie z wysokiej temperatury. No i nie chodzi tylko o samą liczbę – często stosuje się pomiary w kilku miejscach, różnymi metodami (np. Rockwella, Vickersa czy Brinella), żeby mieć pewność co do jednorodności efektu. W praktyce przemysłowej, zwłaszcza w produkcji narzędzi i elementów maszyn, twardość powierzchni mówi nam czy stal uzyskała strukturę martenzytyczną, która jest kluczowa dla odporności na ścieranie. W dokumentacji technicznej – na przykład normie PN-EN ISO 6508-1 – jasno wskazane są wymagania, jak mierzyć twardość i jakie wartości powinny być osiągane dla określonego gatunku stali. Moim zdaniem niewiele jest lepszych wskaźników sukcesu w hartowaniu niż właśnie wynik pomiaru twardości. To takie trochę "być albo nie być" jakości całego procesu. Jeśli powierzchnia nie osiąga założonej twardości, trzeba wrócić do parametrów obróbki cieplnej i je skorygować. Pomiary te są dosyć proste do wykonania, a wyniki są jednoznaczne i bardzo praktyczne w ocenie trwałości gotowego produktu.
W procesie hartowania metali, szczególnie stali, wiele osób daje się zwieść mylącemu przekonaniu, że o skuteczności zabiegu świadczą takie parametry, jak grubość warstwy zahartowanej czy sama temperatura po hartowaniu. Często spotykam się z opinią, że im większa warstwa utwardzona, tym lepiej – a to błąd, bo rzeczywisty efekt hartowania ocenia się przez zmianę właściwości mechanicznych, a nie tylko przez obserwację przekroju. Grubość warstwy zahartowanej zależy od wielu czynników – np. rodzaju materiału, czasu nagrzewania, czy sposobu chłodzenia – ale to nie ona mówi nam, czy hartowanie się powiodło. Z kolei mierzona temperatura materiału tuż po hartowaniu nie daje praktycznie żadnej informacji o końcowej strukturze czy właściwościach użytkowych. To po prostu wynik procesu, a nie wskaźnik efektu. Jeszcze inny kierunek myślenia prowadzi do pomiaru składu chemicznego warstwy wierzchniej. To oczywiście ważne na etapie doboru materiału albo przy obróbce cieplno-chemicznej (jak nawęglanie czy azotowanie), ale hartowanie klasyczne opiera się na przemianach fazowych już istniejącego materiału, bez zmiany składu chemicznego. Typowym błędem jest więc skupianie się na parametrach, które są jedynie pośrednimi wskaźnikami lub nawet nie mają wpływu na efekt. Praktyka przemysłowa i normy techniczne jasno pokazują, że kluczowy jest pomiar twardości, bo tylko on daje rzetelną informację o tym, czy materiał osiągnął wymagane właściwości. To właśnie twardość pozwala ocenić, czy uzyskano pożądaną strukturę martenzytyczną i czy wyrób spełni swoją funkcję podczas eksploatacji. Warto o tym pamiętać, szczególnie przy pracy z wymagającymi normami jakościowymi czy podczas kontroli technicznej gotowych elementów.