Prawidłowa odpowiedź to rysunek 1 i szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi. Kolejność uderzeń: środek, potem na przemian na boki i znowu środek, to klasyka w operacji rozszerzania materiału podczas kucia. Taki schemat pozwala na równomierne rozprowadzenie materiału na boki bez niepotrzebnych zgrubień czy pęknięć bocznych. Gdy zaczynamy od środka i przesuwamy się naprzemiennie na prawo i lewo, uzyskujemy najrówniejszy efekt i materiał się "rozpływa" dokładnie tam, gdzie chcemy. W praktyce spotyka się to zwłaszcza przy kuciu prętów na szerokość albo formowaniu łopatek – naprawdę łatwo zauważyć różnicę, jeśli ktoś kiedyś zrobił to "po swojemu" i potem poprawił zgodnie z zasadami. Z branżowego punktu widzenia, to właśnie takie sekwencje uderzeń rekomendują instrukcje BHP i podręczniki obróbki plastycznej metali. Moim zdaniem, kto raz dobrze opanuje prawidłową kolejność, ten już nigdy nie wróci do złych nawyków. Warto pamiętać, że taki układ minimalizuje naprężenia wewnętrzne i ryzyko skrzywienia czy zawinięcia materiału. Chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się, że nie ma to dużego znaczenia, w rzeczywistości taka precyzja przekłada się na trwałość i jakość gotowego wyrobu – a o to przecież chodzi w rzemiośle.
Każda z pozostałych propozycji wprowadza pewien chaos w rozkładzie sił lub prowadzi do nierównomiernego rozszerzenia materiału, co jest częstym błędem zwłaszcza u osób zaczynających naukę kowalstwa. Sekwencje, które prowadzą od jednej strony do drugiej (np. 1-2-3-4-5-6-7) albo stopniowo przesuwają się tylko w jednym kierunku, generują niepotrzebne spiętrzenia materiału oraz tworzą wyraźne różnice w grubości czy szerokości kutej części. Efekt bywa taki, że po jednej stronie powstaje zgrubienie, a po drugiej stronie nawet niewielkie pęknięcia lub wręcz niedokucie materiału. Można to łatwo zaobserwować w warsztacie, gdy próbuje się takiej metody na rzeczywistym pręcie lub płaskowniku – metal wyraźnie „ucieka” na jedną stronę zamiast równomiernie się rozchodzić. Kolejną pułapką jest przekonanie, że takie podejście ułatwia pracę, bo wydaje się szybsze, ale niestety prowadzi tylko do większych poprawek na sam koniec. Z doświadczenia wiem, że próba kucia od krawędzi do krawędzi sprawia potem sporo problemów przy prostowaniu powierzchni lub ich wykańczaniu. Standardy branżowe oraz wszelkie instrukcje do praktyk zawodowych od lat zwracają uwagę na konieczność rozpoczynania kucia od środka i naprzemiennego rozkładania sił w kolejnych uderzeniach. To nie jest przesadna pedanteria – po prostu tylko taki układ daje szansę na uzyskanie jednolitego, dobrze wyprofilowanego rozszerzenia. Wielu uczniów powtarza te błędy, bo po prostu nie widzą od razu negatywnych skutków, ale w dłuższej perspektywie jakość produktu i ilość poprawek mówią same za siebie. Warto więc od początku skupić się na dobrych praktykach, bo to one decydują o końcowym sukcesie.