Lakierowanie proszkowe to naprawdę ciekawy i praktyczny proces. Kluczowym etapem jest utwardzanie powłoki, czyli tzw. polimeryzacja proszku. Właśnie dlatego wskazanie przedziału 140°C ÷ 200°C jest poprawne. Takie temperatury pozwalają, żeby cząsteczki proszku równomiernie stopiły się i utworzyły trwałą, gładką powłokę ochronną. W praktyce, większość proszków poliestrowych, epoksydowych czy hybrydowych wymaga nagrzania detalu właśnie do tych wartości. Zbyt niska temperatura skutkowałaby niepełnym utwardzeniem, a za wysoka – degradacją powłoki i podłoża, co można spotkać choćby przy próbach utwardzania aluminium czy ocynkowanej stali. W branży funkcjonuje wiele norm, choćby PN-EN 12206-1:2021, które podkreślają te zakresy temperatur. Moim zdaniem, duża zaleta tej technologii polega na tym, że powłoki są odporne na korozję, uszkodzenia mechaniczne i promieniowanie UV, co jest mega ważne chociażby w elementach ogrodzeń, felg samochodowych czy konstrukcji budynków. Warto pamiętać, że jakość utwardzenia bezpośrednio wpływa na trwałość i estetykę końcowego wyrobu – jeśli producent trzyma się tych temperatur, to naprawdę ciężko coś popsuć. Z mojego doświadczenia wynika, że czasem operatorzy próbują skracać cykl przez podkręcenie temperatury, ale efekty bywają opłakane. Solidny lakiernik proszkowy zawsze pilnuje właśnie tego zakresu 140–200°C i nie ryzykuje „na oko”.
Lakierowanie proszkowe wymaga precyzyjnego utrzymania parametrów technologicznych, zwłaszcza w zakresie utwardzania powłoki. Bardzo często spotyka się przekonanie, że utwardzanie powinno zachodzić w bardzo wysokich temperaturach, czasem nawet powyżej 350°C. Takie myślenie wynika często z porównania do innych technologii, jak np. wypalanie ceramiki czy wyżarzanie metali, gdzie rzeczywiście stosuje się ekstremalne temperatury. Jednak w przypadku lakierowania proszkowego przewidziano inny zakres – większość proszków, zarówno poliestrowych, jak i epoksydowych, wymaga utwardzania w temperaturze 140–200°C. Ustawienie pieca na 350°C lub więcej mogłoby prowadzić do przegrzewania detali, uszkodzenia zarówno powłoki, jak i podłoża (szczególnie w przypadku aluminium lub ocynku), a nawet zniszczenia samego elementu. Z kolei temperatury rzędu 50–100°C są zdecydowanie za niskie, żeby proszek się stopił i przeszedł w fazę utwardzoną – powłoka byłaby krucha, matowa, miejscami mogłaby się po prostu obsypywać. Taki błąd wynika najczęściej z pomylenia etapów: czasem 50–100°C stosuje się do suszenia wstępnego detalu (po myciu czy fosforanowaniu), ale to zupełnie inny proces. W branżowych normach, np. PN-EN 13438, jasno wskazuje się zalecane temperatury i czasy utwardzania, bo tylko wtedy dostaje się powłokę trwałą, odporną na korozję i ścieranie. Opierając się na doświadczeniu z warsztatu, widziałem przypadki, gdzie za wysokie temperatury powodowały żółknięcie lub odpadanie lakieru – nie warto ryzykować. Dlatego tak istotne jest trzymanie się standardów i nie sugerowanie się innymi procesami cieplnymi. To, że coś wymaga pieca, nie znaczy, że od razu trzeba go rozgrzać do maksimum. Poprawne utwardzenie to gwarancja jakości.