W przypadku ręcznego odspajania gruntu spoistego prawidłowym narzędziem jest kilof, bo grunt spoisty (gliny, iły, grunty ilaste z domieszką piasku) ma dużą kohezję, jest zbity i trudny do naruszenia samą siłą łopaty czy szpadla. Kilof ma ostre, skoncentrowane ostrze, które działa punktowo – dzięki temu łatwo przełamuje strukturę zwięzłego gruntu, rozluźnia go i dopiero potem taki rozbity urobek można wygodnie zebrać szuflą czy szpadlem. W praktyce budowlanej, także przy robotach hydrotechnicznych, przyjmuje się zasadę: najpierw narzędzie udarowe do rozluźnienia, potem narzędzie do załadunku. Kilof jest typowym narzędziem udarowym do gruntów twardych i spoistych, podobnie jak młot wyburzeniowy przy pracach mechanicznych. Moim zdaniem warto zapamiętać prostą regułę: jeśli grunt „trzyma się w bryle” i ciężko go odcinać, to sięgamy po kilof, a nie po sam szpadel. W instrukcjach BHP i dobrych praktykach organizacji robót ziemnych podkreśla się też, że używanie właściwego narzędzia ogranicza wysiłek fizyczny pracownika, zmniejsza ryzyko kontuzji (np. przeciążenia kręgosłupa) i przyspiesza tempo robót. Przy wykonywaniu wykopów w glinie, przy odkrywkach fundamentów, przy ręcznym korytowaniu pod małe umocnienia brzegowe – najpierw kilofem luzujemy grunt spoisty, dopiero potem wybieramy go szuflą lub szpadlem. W robotach hydrotechnicznych jest to szczególnie ważne np. przy ręcznym korygowaniu skarp rowów, małych cieków czy przy naprawach w trudno dostępnych miejscach, gdzie sprzęt mechaniczny nie wjedzie. Dobrze dobrane narzędzie po prostu robi różnicę w jakości i tempie pracy.
Przy ręcznym odspajaniu gruntu kluczowe jest zrozumienie, z jakim rodzajem podłoża mamy do czynienia. Grunty spoiste, takie jak gliny czy iły, charakteryzują się dużą kohezją, trzymają się w zwarte bryły i stawiają znaczny opór przy próbie ich przecięcia narzędziem o dużej powierzchni roboczej. Dlatego użycie zwykłej szufli wydaje się wielu osobom intuicyjne, bo kojarzy się z „kopaniem”, ale w praktyce szufla służy głównie do przerzucania już rozluźnionego urobku, piasku, żwiru, ziemi ogrodowej, a nie do zasadniczego odspajania zbitej masy gruntowej. Przy zwięzłym gruncie szufla będzie się po prostu ślizgać po powierzchni, a pracownik będzie się męczył bez efektu. Podobnie jest ze szpadlem, który co prawda ma ostrzejszą krawędź niż szufla i sprawdza się dobrze w gruntach niespoistych, sypkich lub średnio zwięzłych, ale przy typowej glinie, szczególnie przesuszonej lub zwięzłej, szpadel zaczyna się wyginać, odbija, często „odskakuje” od podłoża. Z mojego doświadczenia wynika, że to jest bardzo częsty błąd na budowie: ktoś próbuje za wszelką cenę kopać szpadlem tam, gdzie po prostu trzeba najpierw rozbić grunt narzędziem udarowym. Dołownik natomiast jest narzędziem wyspecjalizowanym – używa się go do wykonywania wąskich, głębokich otworów czy dołków, np. pod słupki, paliki, dreny. Jego konstrukcja nie jest przeznaczona do systematycznego odspajania większych powierzchni gruntu spoistego, tylko do formowania otworów o określonym kształcie. W robotach ziemnych przyjmuje się dobrą praktykę: grunt spoisty najpierw luzujemy narzędziem o działaniu udarowym i skupionej sile (kilof, łom, młot udarowy przy pracy mechanicznej), a dopiero potem stosujemy narzędzia do wybierania i transportu urobku, jak szufla czy szpadel. Błąd myślowy polega często na utożsamieniu „kopania” wyłącznie z łopatą, bez rozróżnienia etapu odspajania i etapu przerzucania. W efekcie praca jest wolniejsza, mniej bezpieczna i sprzeczna z zaleceniami efektywnej organizacji robót ziemnych obowiązującymi również w branży hydrotechnicznej.