Poprawnie wskazana odpowiedź „jakość i ilość wykonanych robót” bardzo dobrze oddaje sens profesjonalnej kontroli robót faszynowych. W praktyce hydrotechnicznej sama ilość wbudowanej faszyny, liczba metrów bieżących umocnienia czy liczba pali nie wystarcza, żeby uznać robotę za prawidłowo wykonaną. Inspektor nadzoru, kierownik budowy czy nawet doświadczony majster zawsze ocenia dwie rzeczy równocześnie: czy wykonano pełny zakres przewidziany w dokumentacji (ilość) oraz czy wykonano to zgodnie z projektem, specyfikacją techniczną i zasadami sztuki budowlanej (jakość). Jakość robót faszynowych obejmuje m.in. właściwe ułożenie wiązek faszynowych (gęstość, kierunek, zakład), prawidłowe ich przymocowanie do podłoża (paliki, drut, kołki), zachowanie projektowanych spadków skarp i niwelety dna, a także odpowiednie dociążenie narzutem kamiennym lub innym materiałem przewidzianym w dokumentacji. Kontroluje się też stan techniczny samej faszyny – czy nie jest przegniła, przesuszona, czy średnice gałęzi są zgodne z wymaganiami. Z kolei ilość robót sprawdza się na podstawie obmiaru geodezyjnego, dziennika budowy, protokołów odbioru częściowego i końcowego. Z mojego doświadczenia dobrą praktyką jest porównywanie obmiaru powykonawczego z projektem oraz oględziny w terenie po pierwszych wyższych stanach wody – wtedy widać, czy ilość i jakość robót były wystarczające. Normy branżowe i specyfikacje techniczne zamówienia publicznego zawsze kładą nacisk na obie te rzeczy, bo tylko kompletna kontrola ilościowo–jakościowa daje gwarancję trwałości umocnienia, bezpieczeństwa skarp i stabilnej pracy całego układu regulacyjnego.
Przy ocenie robót faszynowych bardzo łatwo skupić się tylko na jednym aspekcie i przez to pominąć pełny obraz jakości wykonania. Częsty błąd myślowy polega na tym, że skoro inwestor rozlicza roboty „z metra” albo „z metra sześciennego”, to wystarczy dopilnować ilości. W praktyce hydrotechnicznej takie podejście jest po prostu niebezpieczne. Sama ilość wykonanych robót nie mówi nic o tym, czy faszyna została ułożona z odpowiednim zakładem, czy wiązki są właściwie dociśnięte do podłoża, czy paliki są wbite na właściwą głębokość i w odpowiednim rozstawie. Można mieć formalnie „zgodny” obmiar, a umocnienie i tak zostanie wypłukane przy pierwszej większej fali wezbraniowej. Z drugiej strony koncentracja wyłącznie na jakości, bez kontroli ilości, też jest błędna. Nawet bardzo starannie wykonany odcinek, jeśli będzie krótszy niż w projekcie, albo umocnienie nie obejmie całej wymaganej długości i wysokości skarpy, nie spełni funkcji ochronnej. Brak pełnego zakresu powoduje powstawanie tzw. słabych miejsc, gdzie nurt rzeki zaczyna podmywać brzeg, a erozja boczna szybko „wchodzi” pod dobrze wykonaną faszynę. Podobne nieporozumienie dotyczy skupienia się jedynie na doborze materiałów. Oczywiście, ważne jest, by faszyna była z właściwego gatunku drewna, o odpowiedniej średnicy i długości, żeby drut wiążący był odporny na korozję, a paliki miały odpowiednią wytrzymałość. Ale nawet najlepszy materiał użyty w niewłaściwy sposób, z błędnym rozstawem, bez zachowania projektowanych spadków i bez właściwego dociążenia, nie zapewni trwałości umocnienia. W dobrych praktykach branżowych przyjmuje się, że kontrola robót faszynowych jest zawsze ilościowo–jakościowa: sprawdza się zarówno zgodność obmiaru z dokumentacją, jak i staranność wykonania, zgodność z projektem, specyfikacjami technicznymi oraz wymaganiami eksploatacyjnymi cieków. Moim zdaniem dopiero takie całościowe podejście daje realną pewność, że skarpa, brzeg czy dno rzeki będą stabilne i odporne na działanie wody przez długie lata.