Prawidłowo – przy zatapianiu materaca taflowego jego narożniki oznacza się 4 tyczkami, po jednej w każdym rogu. Wynika to z bardzo prostej, ale ważnej zasady: materac ma cztery naroża, więc żeby mieć pełną kontrolę nad jego położeniem w planie i w trakcie opuszczania pod wodę, trzeba widzieć wszystkie krańcowe punkty. Tyczki pełnią tu rolę znaczników geodezyjno‑montażowych – ułatwiają obserwację z brzegu, z łodzi, a czasem także z pomostu roboczego. Dzięki temu ekipa wie, czy materac nie został skręcony, przesunięty albo zassany prądem w bok. Moim zdaniem to jest jedna z tych rzeczy, które w teorii brzmią banalnie, a w praktyce ratują robotę. Jeśli każdy róg jest zaznaczony, można na bieżąco korygować ustawienie linami, wyciągarką czy nawet lekkim przestawieniem dźwigu, zanim materac osiądzie na dnie. Zgodnie z dobrą praktyką hydrotechniczną oraz wytycznymi do robót umocnieniowych, materace faszynowe i taflowe powinny być układane możliwie dokładnie według projektu – zarówno co do położenia w planie, jak i spadków. Właśnie te cztery tyczki dają wizualną kontrolę, czy materac nie „płynie” i czy nie wchodzi poza zaprojektowany obrys umocnienia. W robotach regulacyjnych na rzekach, przy umacnianiu brzegów i skarp, takie oznakowanie naroży pomaga też przy późniejszym obmiarze i dokumentowaniu robót. Inspektor, patrząc na ustawione tyczki, łatwiej ocenia, czy szerokość i długość pasa umocnienia są zgodne z projektem. W praktyce, przy większych polach materacowych, naroża są punktem odniesienia także do rozmieszczenia dodatkowych obciążeń kamiennych czy worków z piaskiem, które dociskają materac do dna, zanim zostanie on ostatecznie przykryty narzutem. Dlatego właśnie cztery tyczki na narożach to taki podstawowy standard wykonawczy, który naprawdę warto mieć w głowie.
W tym zadaniu problem zwykle wynika z niedocenienia, po co w ogóle oznacza się narożniki materaca taflowego i jak wygląda praktyka na budowie hydrotechnicznej. Często ktoś myśli: „wystarczą dwie tyczki, przecież będę widział kierunek”, albo przeciwnie – „dajmy więcej, im więcej tym lepiej”. W obu podejściach brakuje jednak spojrzenia na geometrię i organizację robót. Dwie tyczki pozwalają zaznaczyć tylko jedną linię, tak naprawdę jedną krawędź lub przekątną. Przy zatapianiu materaca to za mało, bo nie kontrolujemy wtedy drugiego końca konstrukcji. Materac może się skręcić, przekosić, a my tego od razu nie zauważymy. Z mojego doświadczenia wynika, że takie „oszczędzanie” na oznakowaniu kończy się potem poprawkami, rozcinaniem, dopasowywaniem kolejnych elementów, a to już są realne koszty. Z kolei pomysły typu 8 czy 10 tyczek biorą się zazwyczaj z przekonania, że im więcej znaczników, tym dokładniej. Tyle że na wodzie nadmiar tyczek wprowadza chaos. Trudniej odróżnić, które są narożne, które pośrednie, ekipa zaczyna się mylić, zwłaszcza przy gorszej widoczności, falowaniu czy pracy o zmierzchu. Dodatkowo, każda tyczka to element, który trzeba ustawić, zakotwić, później usunąć – to jest czas i logistyka. Dobre praktyki wykonawcze w robotach regulacyjnych i przy umocnieniach brzegowych mówią raczej o czytelnym, prostym oznakowaniu: kluczowe punkty, czyli naroża, a reszta kontrolowana jest już przez pomiary, liny prowadzące czy dodatkowe obciążenia. Warto też pamiętać, że materac taflowy to element o określonym, zwykle prostokątnym kształcie. Cztery rogi to cztery podstawowe punkty kontrolne i jeśli każdy z nich jest widoczny na powierzchni wody dzięki tyczce, to mamy pełną informację o jego położeniu w planie. Dodawanie kolejnych tyczek nie poprawia geometrii, tylko komplikuje obraz. Typowy błąd myślowy polega tu na przeniesieniu logiki z geodezji liniowej („więcej punktów pomiarowych = lepiej”) na prostą czynność montażową, gdzie liczy się czytelność i bezpieczeństwo. Właśnie dlatego prawidłowe jest oznaczenie czterech naroży, a nie dwóch ani ośmiu czy dziesięciu.