Prawidłowa odpowiedź wskazuje na wykaszanie skarp, co jest podstawową i najczęściej wymaganą czynnością utrzymaniową na ciekach naturalnych. Regularne koszenie roślinności niskiej na skarpach zapewnia swobodny spływ wód, bo nie dopuszcza do nadmiernego zarastania koryta i ograniczania przekroju przepływu. Z mojego doświadczenia, tam gdzie skarpy są systematycznie wykaszane, woda po większych opadach szybciej spływa, a lokalne podtopienia zdarzają się rzadziej. Dodatkowo wykaszanie umożliwia bieżącą kontrolę stanu technicznego skarp: łatwiej zauważyć zjawiska erozyjne, małe obrywy, nory zwierząt czy uszkodzenia umocnień. W dobrych praktykach utrzymaniowych gospodarki wodnej zakłada się przynajmniej jednorazowe koszenie w roku, często w okresie późnowiosennym lub letnim, z uwzględnieniem wymogów środowiskowych (okresy lęgowe ptaków, ochrona siedlisk). Wykaszanie nie oznacza „wyczyszczenia do zera” – zostawia się część roślinności, która stabilizuje skarpę systemem korzeniowym, ale usuwa się nadmiernie wysokie zarośla i chwasty utrudniające przepływ oraz dostęp do skarpy. Moim zdaniem to taki złoty środek między hydrotechniką a ekologią: zachowujemy drożność cieku i bezpieczeństwo przeciwpowodziowe, a jednocześnie nie dewastujemy całkowicie przybrzeżnej roślinności. W praktyce terenowej wykaszanie wykonuje się ręcznie (kosy, kosy spalinowe) lub mechanicznie (kosiarki bijakowe na ramieniu koparki, kosiarki ciągnikowe), zawsze z zachowaniem zasad BHP na skarpach. To też jedna z tańszych i najbardziej efektywnych metod utrzymania cieków, dlatego pojawia się we wszystkich instrukcjach i planach utrzymaniowych zarządców wód.
W utrzymaniu cieków wodnych bardzo łatwo popaść w skrajności: albo „wyczyścić wszystko do zera”, albo zostawić koryto samemu sobie. Obie skrajności są niekorzystne. Odmulanie całego odcinka rzeki nie jest czynnością, którą wykonuje się co roku z automatu. Odmulanie to ciężka robota regulacyjna, ingerująca w dno cieku, wymagająca często decyzji wodnoprawnych, uzgodnień środowiskowych i dokładnego rozpoznania, czy rzeczywiście nastąpiło istotne zamulenie przekroju. Robienie tego profilaktycznie co roku byłoby nie tylko nieekonomiczne, ale też szkodliwe dla ekosystemu dna rzeki, bo niszczy siedliska organizmów wodnych i zaburza naturalne procesy transportu rumowiska. Z kolei wykonywanie nowych umocnień z kiszki faszynowej jako standardowej corocznej czynności utrzymaniowej też nie ma uzasadnienia technicznego. Umocnienia buduje się tam, gdzie występuje realne zagrożenie erozją skarpy lub gdzie dokumentacja projektowa tak przewiduje. Jeśli co roku „dokładamy” nowe faszynowanie, to znaczy, że albo pierwotne rozwiązanie było źle zaprojektowane, albo stosujemy środki zupełnie na ślepo. Dobra praktyka mówi: najpierw ocena stanu technicznego, potem ewentualna naprawa punktowa, a nie seryjne umacnianie bez potrzeby. Pomysł corocznej wycinki drzew porastających skarpy też jest typowym błędem myślowym – wydaje się, że brak drzew to większa drożność i bezpieczeństwo, a w rzeczywistości drzewa często stabilizują skarpę systemem korzeniowym, ograniczają erozję i podmywanie. Usuwa się tylko drzewa zagrażające bezpieczeństwu (pochylone, spróchniałe, z korzeniami już podmytymi), a nie wszystkie jak leci. Zbyt intensywna wycinka może doprowadzić do osuwania się skarp, zwiększenia spływu powierzchniowego i zamulania koryta. Typowym nieporozumieniem jest utożsamianie „porządku” z całkowitym ogołoceniem brzegów – w nowoczesnej gospodarce wodnej kładzie się nacisk na utrzymanie drożności cieku głównie przez racjonalne wykaszanie roślinności niskiej, a prace ciężkie, jak odmulanie czy nowe umocnienia, wykonuje się tylko wtedy, gdy wynika to z oceny technicznej i dokumentacji. Właśnie takie podejście, oparte na przeglądach, analizie przepustowości i szacowaniu ryzyka powodziowego, jest dziś uznawane za dobrą praktykę utrzymania cieków.