Prawidłowo – wyściółki budowli regulacyjnych wykonywane sposobem wyrzutkowym stosuje się przy głębokości wody do około 3,0 m i właśnie ta wartość jest przyjmowana w przepisach i dobrych praktykach wykonawczych jako graniczna. Chodzi tu głównie o bezpieczeństwo ludzi oraz o możliwość w miarę równomiernego rozłożenia materiału (np. kamienia, tłucznia) z jednostek pływających lub z brzegu. Przy głębokości do 3 m operator ma jeszcze szansę ocenić efekt pracy – czy narzut układa się tam, gdzie trzeba, czy nie tworzą się niekontrolowane stożki usypiskowe, czy nie dochodzi do odsłonięcia podłoża w niebezpiecznych miejscach. Przy większych głębokościach trzeba już stosować inne technologie: z użyciem sprzętu podwodnego, koszy siatkowo-kamiennych opuszczanych dźwigiem, materacy gabionowych czy chociażby dokładniejszych pomiarów dna (sonar, nurek, ROV). Moim zdaniem ta granica 3 m jest takim rozsądnym kompromisem między efektywnością a ryzykiem rozmycia i błędów wykonawczych. W regulacji rzek, zwłaszcza na odcinkach o zmiennych przepływach, ważne jest, żeby narzut kamienny ułożony wyrzutkowo miał szansę się „douszczelnić” w czasie pierwszych wyższych stanów wody, a to dobrze działa właśnie przy niezbyt dużej głębokości. W praktyce terenowej spotkasz to np. przy umacnianiu brzegów i dna w rejonie ostróg, główek, progów dennech, gdzie roboty wykonuje się z barki lub z brzegu koparką chwytakową. W dokumentacjach technicznych i specyfikacjach wykonania robót hydrotechnicznych bardzo często znajdziesz zapis, że metoda wyrzutkowa jest dopuszczalna tylko do określonej głębokości (właśnie ok. 3 m), a poniżej trzeba już przejść na bardziej kontrolowane sposoby układania umocnień, żeby zapewnić zgodność z projektem i trwałość budowli.
W tym zadaniu łatwo się pomylić, bo wszystkie podane głębokości wyglądają na w miarę rozsądne, a w praktyce na budowie często słyszy się różne „reguły kciuka”. Problem w tym, że przy wyściółkach wykonywanych sposobem wyrzutkowym kluczowe są dwie rzeczy: kontrola ułożenia materiału na dnie oraz bezpieczeństwo pracowników i sprzętu. Zbyt mała przyjęta dopuszczalna głębokość, na przykład 1,0 m czy 1,5 m, to w zasadzie głębokości typowe bardziej dla prac prowadzonych prawie na sucho, z brzegu, często nawet bez potrzeby użycia jednostek pływających. Ograniczanie metody wyrzutkowej tylko do tak małych głębokości byłoby po prostu nieekonomiczne i oderwane od realiów robót regulacyjnych na rzekach żeglownych czy większych potokach. W praktyce przy 1–1,5 m głębokości wody materiał można często układać ręcznie lub mechanicznie w sposób dużo bardziej kontrolowany niż zwykłym wyrzutem z barki czy chwytaka, więc takie wartości nie odzwierciedlają faktycznej granicy technologicznej tej metody. Z kolei głębokość 2,0 m bywa myląca, bo wydaje się „złotym środkiem”. Jednak przy dwóch metrach wody da się jeszcze w miarę kontrolować ułożenie narzutu, ale w wielu sytuacjach praktycznych projektanci i normy wykonawcze dopuszczają stosowanie wyrzutkowego układania materiału nieco głębiej, właśnie do około 3,0 m. Poniżej tej wartości operator ma jeszcze możliwość oceny efektu prac, a ruch wody nie powoduje tak dużego rozmywania świeżo zrzucanego materiału. Przyjęcie 2,0 m jako granicy jest więc zbyt zachowawcze i nie wynika z typowych wytycznych dla budowli regulacyjnych. Częsty błąd myślowy polega na tym, że ktoś intuicyjnie kojarzy większą głębokość z automatycznie większym ryzykiem i stara się „przykrócić” dopuszczalny zakres. Tymczasem w hydrotechnice patrzy się na całość: charakter przepływu, uciąg wody, rodzaj materiału narzutu, sposób jego zrzutu, możliwości kontroli (pomiary dna, wizje lokalne), a dopiero na tym tle ustala się graniczną głębokość dla danej metody. Stąd przyjęcie wartości 3,0 m nie jest przypadkowe, tylko wynika z doświadczeń eksploatacyjnych i z praktyki projektowej. Jeżeli w testach widzisz niższe wartości jako odpowiedzi, to najczęściej są one po prostu zbyt ostrożne i niezgodne z typowymi specyfikacjami robót regulacyjnych.