Wykwity solne na ścianach to klasyczny objaw zawilgocenia murów i szczerze mówiąc, bardzo charakterystyczny dla tego zjawiska. Kiedy ściana nasiąka wodą, rozpuszczone w niej sole mineralne – na przykład siarczany, azotany czy chlorki – są transportowane kapilarnie ku powierzchni muru. Tam, gdzie wilgoć odparowuje, sole zaczynają się krystalizować, tworząc białe albo jasnożółte naloty. Takie wykwity nie tylko szpecą, ale też przyspieszają degradację materiału. Moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wykwity często pojawiają się w starszych budynkach bez izolacji poziomej lub pionowej – to sygnał alarmowy i dla konserwatora, i dla użytkownika. W praktyce, zanim zacznie się remontować czy malować takie ściany, najpierw trzeba usunąć przyczynę wilgoci – bo jak nie, to problem wróci. W normach budowlanych określa się sposoby izolacji przeciwwilgociowej, np. PN-EN 1996-2 dotycząca projektowania murów, co pokazuje, jak ważna to kwestia w praktyce budowlanej. Niestety, ignorowanie wykwitów i próby ich „zakrycia” kończą się najczęściej kosztownymi naprawami w przyszłości, bo uszkodzenia postępują głębiej. W skrócie – wykwity solne mówią, że wilgoć weszła do gry i nie wystarczy tylko ją zamalować.
Osiadanie budynku, ukośne pęknięcia murów czy tak zwane „klawiszowanie” stropów to poważne zjawiska konstrukcyjne, których bezpośrednią przyczyną nie jest zawilgocenie budynku. Często spotykam się z myleniem tych pojęć, zwłaszcza gdy obserwuje się różne uszkodzenia w starych obiektach, ale jednak od strony technicznej źródła są zupełnie inne. Osiadanie budynku może wynikać z nieprzewidzianych zmian w gruncie – na przykład z powodu nieodpowiednio zaprojektowanych fundamentów, osłabienia podłoża czy zmian w poziomie wód gruntowych. Samo zawilgocenie murów prowadzi raczej do uszkodzeń powierzchni, łuszczenia się tynków czy właśnie wykwitów solnych, ale nie do globalnego osiadania całej konstrukcji. Z kolei ukośne pęknięcia murów najczęściej są skutkiem nierównomiernych osiadań, zmian konstrukcyjnych czy dużych przeciążeń – z praktyki wiem, że to bardzo poważny sygnał ostrzegawczy, mogący wiązać się z poważnymi problemami fundamentowymi, a nie po prostu z wilgocią. Jeśli chodzi o „klawiszowanie” stropów, to raczej efekt błędów wykonawczych, złego podparcia belek lub ich nadmiernego obciążenia, a nie działania wody w murach. To jest typowy błąd myślowy, że jak coś się dzieje ze ścianą czy stropem, to od razu wina wilgoci, a przecież każdy objaw ma swoją specyficzną przyczynę – i w tym przypadku zawilgocenie najczęściej objawia się właśnie przez wykwity solne, łuszczenie farby czy odpadanie tynku. W praktyce dobre rozpoznanie objawów pozwala zaoszczędzić sporo nerwów i pieniędzy, bo leczenie nie tej przyczyny, co trzeba, prowadzi do powracających problemów. Tak więc świadomość, jakie są skutki zawilgocenia, a jakie konsekwencje innych problemów konstrukcyjnych, przydaje się nie tylko na egzaminie, ale i na każdej budowie.