Na rysunku pokazano klasyczną metodę badania wodoprzepuszczalności gruntu, czyli tzw. próbę infiltracyjną w wykopie lub tzw. perkolację. Moim zdaniem, to jedno z podstawowych badań terenowych przed budową domu, zwłaszcza jeśli planuje się studnię chłonną albo przydomową oczyszczalnię ścieków. Wyniki tej próby dają jasną informację, jak szybko woda przesiąka przez grunt i czy teren nadaje się np. do rozsączania ścieków. Kluczowe są tu parametry jak czas znikania określonej objętości wody oraz stały poziom cieczy w wykopie. W branży budowlanej zwraca się uwagę, że zbyt niska wodoprzepuszczalność może prowadzić do zalegania wody, podmakania fundamentów czy problemów z drenażem. Z drugiej strony, jeśli grunt jest bardzo przepuszczalny (np. piaski), trzeba zadbać o ochronę przed przesuszeniem albo zanieczyszczeniami wód głębinowych. Standardy, takie jak PN-B-04452, określają dokładnie, jak należy to badanie przeprowadzać. W praktyce często stosuje się również podobne próby z użyciem rurek filtracyjnych czy tzw. próbę Lefranca. Wiedza o wodoprzepuszczalności przydaje się też przy projektowaniu ogrodów, zbiorników retencyjnych czy nawet przy planowaniu układu dróg. Bez solidnego rozpoznania tego parametru można narazić się na naprawdę poważne kłopoty już na etapie użytkowania obiektu.
Wiele osób patrząc na taki przekrój gruntu i widząc obecność wody oraz głębokości wykopu, może błędnie skojarzyć to z badaniem wilgotności, zagęszczenia lub plastyczności gruntu. W rzeczywistości, każda z tych metod wymaga zastosowania zupełnie innych narzędzi i procedur. Wilgotność gruntu określa się najczęściej w laboratorium, pobierając próbki do szczelnych pojemników i wykorzystując suszarki laboratoryjne – to zupełnie inny proces, niż prezentowany na rysunku. Stopień zagęszczenia bada się poprzez próby obciążeniowe lub gęstościomierze, często w technologii Proctora, a nie poprzez nalewanie wody i obserwowanie jej wsiąkania. Plastyczność to z kolei własność fizyczna związana z ilością i rodzajem iłu w gruncie, którą oznacza się przez badanie konsystencji, np. próbę wałeczkowania lub wyznaczanie granicy plastyczności w laboratorium. Częsty błąd polega na utożsamianiu każdej obecności wody w badaniu z wilgotnością, a to nieprawda – w tym badaniu woda pełni rolę wskaźnika tempa przesiąkania, a nie zawartości w glebie. Z mojego doświadczenia wynika, że początkujący mylą te pojęcia, bo nie zawsze widzą praktyczne różnice w zastosowaniach – a te są kluczowe, bo od poprawnej interpretacji zależy bezpieczeństwo i trwałość budowli. Właściwe określenie wodoprzepuszczalności gruntu jest niezbędne w kontekście gospodarki wodno-ściekowej, a także przy projektowaniu systemów odwodnienia i zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Bez tej wiedzy, niestety, łatwo o kosztowne pomyłki.