Konstrukcja wsporcza rzeczywiście powinna być tak zaprojektowana, żeby strumień ciepła przekazywany od płaszcza był możliwie najmniejszy. Chodzi tu o to, żeby ograniczyć straty ciepła z elementów grzewczych (np. płaszcza zbiornika, aparatu czy rurociągu) do konstrukcji wsporczej, która zazwyczaj nie ma funkcji wymiany ciepła, a wręcz przeciwnie – może działać jak mostek cieplny, przez który ciepło ucieka w niekontrolowany sposób. W praktyce, inżynierowie stosują różne materiały o niskiej przewodności cieplnej, specjalne podkładki izolacyjne czy nawet przemyślane kształty podpór, aby zminimalizować ten efekt. Często spotyka się np. podpory o przekroju minimalizującym kontakt cieplny, stosuje się stal nierdzewną lub elementy ceramiczne. To są rozwiązania zgodne z normami branżowymi, np. wytycznymi PN-EN dotyczących projektowania urządzeń ciśnieniowych czy instalacji technologicznych. Moim zdaniem takie podejście nie tylko pozwala oszczędzać energię, ale też zabezpiecza instalację przed niepożądanym nagrzewaniem konstrukcji stalowych, co mogłoby prowadzić do ich odkształceń czy nawet uszkodzeń. W dużych obiektach przemysłowych to są konkretne oszczędności, a i praca urządzeń jest stabilniejsza. Takie detale naprawdę mają znaczenie!
Często można się spotkać z mylnym przekonaniem, że konstrukcja wsporcza powinna przekazywać możliwie największy strumień ciepła, być zmienna pod tym względem albo wręcz punktowo skupiać przekazywanie ciepła. W rzeczywistości takie podejście prowadziłoby do sporych problemów eksploatacyjnych i niepotrzebnych strat energii. Jeśli konstrukcja przekazuje duży strumień ciepła od płaszcza, to po prostu działa jak tzw. mostek termiczny – wyobraź sobie, że grzejesz wodę, a połowa ciepła ucieka przez metalowe nóżki czy wsporniki. To nie tylko zwiększa koszty ogrzewania, ale też powoduje nierównomierne rozkłady temperatur, co może prowadzić do uszkodzeń mechanicznych i szybszego zużycia materiałów. Koncepcja zmiennego czy punktowego przekazywania ciepła nie znajduje uzasadnienia w żadnych normach (np. PN-EN 13445 czy rozporządzeniach dotyczących izolacji przemysłowych) i zazwyczaj wynika z niezrozumienia zasad przewodnictwa cieplnego w konstrukcjach stalowych. Typowym błędem myślowym jest założenie, że skoro konstrukcja jest mocna, to może też swobodnie przekazywać ciepło – a tymczasem to właśnie ograniczenie tego zjawiska stanowi o dobrej praktyce inżynierskiej. Lepiej więc zawsze dążyć do minimalizacji strat cieplnych przez właściwy dobór materiałów i geometrii podpór, niż próbować zwiększać czy modulować ten przepływ ciepła. Takie działania są nie tylko ekonomicznie nieopłacalne, ale i z punktu widzenia trwałości całej instalacji – zupełnie niepotrzebne.