Środki ochrony słuchu to absolutna podstawa podczas pracy z przecinarką tarczową. Te maszyny generują hałas na poziomach, które według norm BHP (np. PN-EN 458) przekraczają granicę bezpieczną dla ludzkiego ucha, czasami nawet powyżej 100 decybeli. Długotrwałe wystawienie na taki hałas może prowadzić do trwałego uszkodzenia słuchu, szumów usznych albo nawet całkowitej głuchoty. W praktyce operatorzy na warsztatach często bagatelizują ten aspekt, a to niestety częsty błąd. Osobiście uważam, że dobre nauszniki albo zatyczki do uszu powinny być obowiązkowym elementem wyposażenia, tak jak rękawice czy okulary. W prawdziwym zakładzie pracy kontrola BHP nieraz zwraca właśnie na to uwagę. Praca z przecinarką nie polega tylko na ochronie przed opiłkami czy iskrzeniem, ale też przed „cichym wrogiem”, którym jest hałas. Przestrzeganie tych zasad to nie tylko wymóg prawny, ale i zdrowy rozsądek – lepiej założyć środki ochrony słuchu i uniknąć problemów zdrowotnych w przyszłości. Warto pamiętać, że sam hałas, zwłaszcza przy ciągłej pracy, potrafi być naprawdę uciążliwy i rozpraszający. Według mnie lepiej zapobiegać niż potem żałować, bo słuch to coś, czego się nie odzyska.
Wiele osób instynktownie wybiera np. nakrycie głowy czy skórzany fartuch, kierując się ogólną zasadą „im więcej ochrony, tym lepiej”. Jednak w przypadku pracy z przecinarką tarczową, specyfika zagrożeń jest zupełnie inna niż np. przy spawaniu czy pracy na otwartej przestrzeni. Nakrycie głowy nie zabezpiecza przed istotnymi zagrożeniami w tej sytuacji – przeciętnie nie mamy tu styczności z odłamkami spadającymi z góry, a raczej z iskrzeniem i hałasem. Skórzany fartuch to świetny wybór przy cięciu materiałów, które mogą wydzielać dużo gorących odprysków lub przy spawaniu, ale przy zwykłym cięciu płaskownika na przecinarce tarczowej odzież robocza i rękawice są w zupełności wystarczające – fartuch nie chroni przed głównym problemem, jakim jest hałas. Maska przeciwpyłowa bywa potrzebna, lecz tylko wtedy, gdy powstaje znaczna ilość pyłu, co w przypadku płaskowników metalowych jest praktycznie niespotykane – najwięcej drobnych cząstek powstaje przy cięciu materiałów betonowych, kamiennych albo podczas szlifowania. W praktyce najczęściej pomijanym, a jednocześnie najważniejszym dodatkiem do podstawowych środków ochrony indywidualnej są właśnie ochronniki słuchu. Pominięcie ich to typowy błąd wynikający z lekceważenia zagrożenia hałasem – wielu osobom wydaje się, że „jakoś to będzie” albo „przecież to tylko chwilka”, a w rzeczywistości nawet krótka ekspozycja na intensywny hałas powoduje stopniowe uszkodzenia słuchu. Dobre praktyki branżowe i normy BHP wprost wymagają stosowania środków ochrony słuchu w takich warunkach, bo tylko wtedy minimalizujemy ryzyko zawodowe na tym stanowisku. Z mojego doświadczenia wynika, że regularne stosowanie ochronników już po kilku tygodniach pracy pozwala uniknąć nieprzyjemnych objawów, takich jak piszczenie lub szumy w uszach. Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby nie ograniczać się tylko do „widocznych” środków ochrony, ale myśleć o wszystkich zagrożeniach – także tych, których nie widać gołym okiem.