To jest dokładnie to, czego oczekuje się w branży obuwniczej podczas klasyfikowania odpadów powstających przy rozkroju skór miękkich na wierzchy butów. Standardowo przyjmuje się właśnie pięć klas, co wynika z dość szczegółowych norm technologicznych oraz praktyki wieloletniej. Każda z tych klas dotyczy innego rodzaju odpadu – od największych elementów, które jeszcze mogą być dalej wykorzystane (na mniejsze detale czy wstawki), aż po te zupełnie nieprzydatne, które kwalifikują się już tylko do utylizacji albo ewentualnie na bardzo drobne wyroby jak np. klamerki, etykietki czy różne gadżety reklamowe. Moim zdaniem ten podział jest bardzo sensowny, bo pozwala na maksymalne wykorzystanie cennego surowca, jakim jest skóra, a co za tym idzie – ogranicza koszty oraz wpływa na aspekt ekologiczny. W praktyce, przy sortowaniu w zakładach, pracownicy często kierują się właśnie tym podziałem, bo ułatwia on późniejsze zarządzanie odpadami na każdym etapie produkcji. Warto też wiedzieć, że niektóre firmy są jeszcze bardziej precyzyjne i wprowadzają swoje podklasy w ramach tych pięciu, co tylko pokazuje, jak ważna jest kontrola jakości i dbałość o surowce w branży obuwniczej. Takie podejście przekłada się na oszczędności, lepszą organizację pracy i mniejsze straty materiałowe. Dobre opanowanie tej klasyfikacji naprawdę się przydaje w codziennej pracy.
Podział odpadów powstałych podczas rozkroju skór miękkich na wierzchy obuwia jest zagadnieniem zdecydowanie bardziej złożonym, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Często można spotkać się z przekonaniem, że wystarczą dwie czy trzy klasy, bo przecież są odpadki większe i mniejsze, ewentualnie można dorzucić jeszcze coś pośredniego. Niestety takie uproszczenie prowadzi do nieefektywnego zarządzania materiałami oraz może skutkować stratą surowca, który – gdyby został odpowiednio sklasyfikowany – jeszcze by się do czegoś przydał. Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie niedocenianie drobiazgowej klasyfikacji sprawia najwięcej problemów w praktyce produkcyjnej. Przykładowo, jeśli podzielimy odpady tylko na dwie grupy – użyteczne i bezużyteczne – tracimy kontrolę nad tym, co można jeszcze zastosować, a co już rzeczywiście kwalifikuje się do utylizacji. Trzy lub cztery klasy również nie oddają różnorodności powstających odpadów, bo nie respektują wszystkich cech, takich jak wielkość, jakość czy możliwości późniejszego zastosowania. Branżowe normy i dobre praktyki wyraźnie wskazują na potrzebę pięciu klas, co pozwala na szczegółową segregację i praktycznie pełne wykorzystanie surowca, co jest ważne zarówno ekonomicznie, jak i środowiskowo. Typowym błędem jest też kierowanie się wyłącznie własną wygodą lub skrótem myślowym – a jednak systematyka odpadów to podstawa racjonalnej gospodarki materiałowej. Tym bardziej, im cenniejszy jest surowiec, tym większe znaczenie ma precyzyjna klasyfikacja, żeby nawet drobne ścinki znaleźć mogły swoje zastosowanie. Dlatego dwie, trzy czy cztery klasy po prostu nie wystarczają do profesjonalnego podejścia w tej branży.