Uzyskanie zezwolenia od właściwych organów to absolutna podstawa, jeśli chodzi o transport dłużyc, czyli długich elementów, na drogach publicznych. Prawo o ruchu drogowym jasno reguluje maksymalne wymiary pojazdów i przewożonych ładunków, głównie po to, żeby nie stwarzać zagrożenia dla innych uczestników ruchu i nie niszczyć infrastruktury drogowej. Jeśli razem z pojazdem przekraczasz dozwoloną długość, musisz wcześniej wystąpić o specjalne zezwolenie – najczęściej do starostwa lub GDDKiA, w zależności od kategorii pojazdu i typu drogi. W praktyce takie zezwolenie określa trasę przejazdu, warunki transportu (np. konieczność eskorty czy jazdy tylko w określonych godzinach), a nawet sposób oznakowania ładunku. Bez tego dokumentu przewóz dłużyc nie jest po prostu legalny i grożą za to poważne konsekwencje, włącznie z wysokimi mandatami i zatrzymaniem pojazdu. Z mojego doświadczenia wiem, że często firmy transportowe mają w tym temacie procedury krok po kroku, bo to nie jest tylko biurokracja – chodzi o bezpieczeństwo wszystkich na drodze. Takie procedury to już standard w branży, a osoby zaangażowane w przewóz ponadnormatywny muszą być dobrze zaznajomione z wymaganiami prawnymi. Gdy widzisz na drodze transport dłużyc z pilotem lub oznakowanymi tablicami, to właśnie efekt spełnienia tych wszystkich formalności.
Wiele osób mylnie sądzi, że wystarczy wybrać mniej ruchliwą trasę, unikać kontroli albo nawet próbować transportować ładunek w niekonwencjonalny sposób, żeby ominąć przepisy dotyczące przewozu dłużyc. Takie podejście jednak nie tylko jest błędne, ale i niebezpieczne. Poruszanie się wyłącznie drogami lokalnymi wcale nie zwalnia z obowiązku posiadania stosownego zezwolenia – prawo o ruchu drogowym dotyczy wszystkich dróg publicznych, niezależnie od ich klasy. Z kolei przekonanie, że można „przemykać się” wtedy, gdy Inspekcja Transportu Drogowego nie pracuje, jest wyjątkowo mylne – przepisy obowiązują przez całą dobę, a kontrole mogą przeprowadzać różne służby, w tym policja. Próby obchodzenia prawa w ten sposób to nie tylko ryzyko poważnych konsekwencji prawnych, ale też odpowiedzialność za ewentualne szkody czy wypadki. Pomysł transportowania ładunku, jadąc tyłem do kierunku jazdy, jest zupełnie oderwany od rzeczywistości – takie rozwiązanie byłoby skrajnie niebezpieczne i niezgodne z przepisami, bo pojazd musi zawsze poruszać się przodem do kierunku jazdy. Z mojego punktu widzenia takie błędne założenia biorą się często z nieznajomości szczegółowych regulacji albo prób szukania „dróg na skróty”. Tymczasem procedura uzyskania zezwolenia to nie jest żadna formalność dla samej formalności – chodzi o bezpieczeństwo wszystkich użytkowników dróg i ochronę infrastruktury. Warto pamiętać, że w transporcie ponadnormatywnym nie ma miejsca na prowizorkę czy kombinowanie, a dobra znajomość przepisów i ich respektowanie wyróżnia prawdziwych profesjonalistów.