To właśnie jest złoty standard podejścia do opieki nad osobą z chorobą Alzheimera – włączenie jej w życie rodzinne i podtrzymywanie, a nawet ćwiczenie pozostałych umiejętności. Takie postępowanie jest zgodne z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Alzheimerowskiego oraz praktyką pracy z seniorami na całym świecie. Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie izolować osoby chorej, bo izolacja prowadzi do szybszego pogorszenia stanu psychicznego, nasilenia depresji czy jeszcze większego wycofania z życia. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet bardzo proste czynności, jak obieranie ziemniaków razem czy wspólne oglądanie rodzinnych zdjęć, mają ogromne znaczenie dla utrzymania samodzielności i poczucia bycia częścią rodziny. Oczywiście, nie chodzi o zmuszanie chorego do trudnych zadań, tylko delikatne zachęcanie do tego, co jeszcze potrafi zrobić. Warto też pamiętać, że zachowanie resztek samodzielności i aktywności jest jednym z najważniejszych czynników spowalniających przebieg choroby; nawet jeśli dana osoba robi coś dużo wolniej niż kiedyś, to i tak warto, żeby próbowała. Poza tym rodzina powinna dbać o to, aby chory czuł się potrzebny i akceptowany. Takie podejście to nie tylko teoria z książek, ale realna praktyka, która poprawia jakość życia chorego i jego bliskich.
Wiele osób sądzi, że najlepszym rozwiązaniem w opiece nad osobą z chorobą Alzheimera jest ograniczanie jej samodzielności w imię bezpieczeństwa lub wygody otoczenia, albo nawet całkowite wyłączanie jej z życia codziennego. Niestety, takie podejście zwykle prowadzi do szybszej utraty sprawności i nasilenia objawów choroby. Ograniczanie chorego do roli biernego obserwatora, tłumacząc się jego nieporadnością, w praktyce odbiera mu resztki poczucia wartości. To nie tylko niezgodne z aktualnymi standardami opieki, ale i bardzo szkodliwe psychologicznie. Z kolei próby farmakologicznego uspokajania na co dzień, „dla świętego spokoju”, mogą prowadzić do poważnych efektów ubocznych, takich jak upadki, pogorszenie orientacji czy wręcz przyspieszenie otępienia. Tylko wyjątkowe sytuacje uzasadniają takie leczenie i zawsze powinno być ono nadzorowane przez lekarza. Stały dozór i nadmierna kontrola, nawet jeśli podyktowane troską, w praktyce pozbawiają chorego jakiejkolwiek autonomii, co nie tylko pogarsza jego samopoczucie, ale też wpływa negatywnie na przebieg choroby – człowiek bez żadnych bodźców i zadań szybciej się wycofuje. Z mojego punktu widzenia, częstym błędem jest też traktowanie osoby z Alzheimerem jak dziecka, którym trzeba się wyręczać i decydować za nie we wszystkim. Tymczasem najlepszą praktyką, potwierdzoną przez specjalistów i organizacje zajmujące się demencją, jest aktywizowanie chorego, dostosowywanie zadań do jego możliwości i włączanie w codzienność rodziny. Dzięki temu utrzymuje on poczucie przynależności, a tempo pogarszania funkcji poznawczych często znacząco się obniża. W skrócie – chodzi o to, by być wsparciem, a nie przejmować całkowitą kontrolę nad życiem bliskiej osoby.