Odpowiedź jest zgodna z zasadami udzielania pierwszej pomocy przy złamaniach. To, co się liczy najbardziej, to unieruchomienie nie tylko uszkodzonej kości, ale też dwóch przyległych stawów – dokładnie tak, jak stanowi podstawowa procedura ratownicza. Z mojego doświadczenia wynika, że właśnie takie podejście minimalizuje ryzyko przemieszczania się odłamków kości, co mogłoby prowadzić do poważniejszych powikłań, np. uszkodzenia naczyń krwionośnych, nerwów albo nawet pogłębienia samego złamania. Standardy branżowe, w tym zalecenia Europejskiej Rady Resuscytacji, wyraźnie podkreślają taką konieczność w przypadku złamań długich kości – tutaj podudzia. W praktyce, jeśli mamy do czynienia ze złamaniem piszczeli lub strzałki, musimy zabezpieczyć zarówno staw kolanowy, jak i skokowy. Moim zdaniem wielu ludzi niepotrzebnie skupia się na samej kości, a zapomina, że stawy działają jak „zawiasy” – ich ruch może przesunąć odłamy i pogorszyć stan poszkodowanego. Dobre unieruchomienie powinno być stabilne i wystarczająco długie, żeby objąć oba stawy sąsiadujące z miejscem złamania. Warto pamiętać też, że w warunkach domowych można do tego użyć np. koca, deski czy nawet zwiniętej gazety, jeżeli nie mamy profesjonalnej szyny. W sytuacji stresowej łatwo zapomnieć o takim szczególe, ale to właśnie on często decyduje o skuteczności pomocy i komforcie osoby poszkodowanej.
Temat unieruchamiania złamań budzi sporo nieporozumień, szczególnie kiedy chodzi o to, jak rozległe powinno być unieruchomienie. W praktyce najczęstszym błędem jest skupienie się wyłącznie na jednej kości, np. udowej, podczas gdy złamanie dotyczy podudzia. Taka postawa wynika czasem z mylnego przełożenia anatomicznych nazw albo z przekonania, że im większy obszar zabezpieczymy, tym lepiej. Jednak zbyt szerokie unieruchomienie, np. całej kończyny, nie tylko jest niepraktyczne (ogranicza mobilność, utrudnia transport), ale też niepotrzebnie wydłuża czas udzielania pomocy. Z kolei unieruchamianie dwóch kości i sąsiadujących stawów sugeruje, że każda kontuzja obejmuje cały segment kończyny, co po prostu nie znajduje odzwierciedlenia w aktualnych wytycznych. W rzeczywistości – i to potwierdzają wyraźnie podręczniki ratownictwa medycznego – bezpieczeństwo poszkodowanego zapewnia unieruchomienie złamanej kości oraz dwóch najbliższych stawów, bo to właśnie ruch w tych miejscach grozi powikłaniami. Z mojego punktu widzenia częsty błąd polega też na lekceważeniu roli stawów – ludzie sądzą, że wystarczy zabandażować miejsce urazu, a to zdecydowanie za mało. Takie podejście nie stabilizuje kończyny odpowiednio i może prowadzić do przemieszczania się odłamów. Osoby zaczynające naukę pierwszej pomocy często przeceniają też znaczenie sztywności unieruchomienia, a de facto liczy się bardziej to, żeby ruchomość kości i stawów wokół złamania była ograniczona. Podsumowując: istotą dobrego unieruchomienia jest ochrona złamanej kości wraz z dwoma przyległymi stawami – rozwiązania wykraczające poza ten zakres nie poprawiają efektywności, a mogą tylko utrudnić dalsze postępowanie ratunkowe.