BMI, czyli wskaźnik masy ciała, to jedno z podstawowych narzędzi używanych w ocenie stanu odżywienia dorosłych. Przyjęte normy WHO są tu jasno określone: BMI powyżej 30 to już otyłość, a zakres 35–39,9 to właśnie otyłość II stopnia, nazywana też otyłością dużą. Wartość 36 klasyfikuje więc badaną osobę właśnie w tym przedziale. Moim zdaniem to ważne, aby nie lekceważyć tej granicy – otyłość II stopnia niesie ze sobą już wyraźnie zwiększone ryzyko powikłań zdrowotnych. Praktycznie w pracy opiekuna czy osoby związanej z opieką zdrowotną warto rozumieć, że osoby w tej grupie wymagają już nie tylko edukacji żywieniowej, ale i często wsparcia specjalistów – dietetyka, lekarza czy nawet psychologa. Co ciekawe, w polskich wytycznych, podobnie jak w międzynarodowych, te przedziały BMI są używane do kwalifikacji pacjentów do różnych programów leczenia, np. farmakologicznego czy chirurgicznego leczenia otyłości. Z mojego doświadczenia, kiedy ktoś ma BMI równe 36, zaleca się już konkretną, indywidualną strategię postępowania – tu nie wystarcza już ogólna rada „więcej się ruszaj”. Osoba z takim BMI może mieć już istotne ograniczenia ruchowe i zwykle też choroby współistniejące, na przykład nadciśnienie czy cukrzycę typu 2. Tak że dobrze znać te przedziały i rozumieć, jak je stosować w praktyce.
Wskaźnik masy ciała (BMI) to taki prosty, ale bardzo przydatny algorytm oceny stanu odżywienia, który wykorzystuje się praktycznie w każdej dziedzinie medycyny, dietetyki czy opieki długoterminowej. Często zdarzają się błędne interpretacje tych przedziałów, co prowadzi do nieprawidłowych wniosków podczas oceny pacjenta. Na przykład mylenie nadwagi z otyłością – BMI w przedziale 25–29,9 to nadwaga, ale 30 lub więcej zawsze kwalifikuje już do otyłości. Otyłość też ma swoje stopnie: I stopień to BMI od 30 do 34,9, II stopień – 35 do 39,9, a powyżej tego – otyłość III stopnia. Niedowaga zaś to wynik poniżej 18,5. W praktyce często widzi się, że ludzie z BMI 36 bagatelizują swój stan, licząc na to, że to jeszcze tylko trochę nadwagi – w rzeczywistości ich ryzyko poważnych chorób metabolicznych, sercowo-naczyniowych czy problemów ze stawami jest już bardzo wysokie. Branżowe wytyczne, np. WHO czy polskie zalecenia PTBO, są tu jednoznaczne. Moim zdaniem spore zamieszanie wprowadza też potoczne rozumienie pojęć, gdzie „otyłość” brzmi już bardzo groźnie, a „nadwaga” wydaje się czymś mniej poważnym. W rzeczywistości klasyfikowanie osoby z BMI 36 jako mającej tylko nadwagę lub nawet otyłość I stopnia jest nie tylko błędne, ale i niebezpieczne, bo opóźnia konieczną interwencję. Niedowaga natomiast to zupełnie inna kategoria, z którą spotykamy się głównie u osób przewlekle chorych, starszych, czy z zaburzeniami odżywiania – nie ma tu mowy o tak wysokich wartościach BMI. Dlatego tak ważne jest, żeby dobrze znać te zakresy i rozumieć, co się pod nimi kryje – to podstawa profesjonalnej opieki i planowania efektywnych działań profilaktycznych czy terapeutycznych.