W przypadku wykonywania okładu ciepłego, kluczowe jest, żeby warstwę wilgotną zwilżyć w ciepłej wodzie i właśnie skropić 70% spirytusem etylowym. To nie jest przypadek – taki stężony spirytus etylowy działa dwukierunkowo. Po pierwsze, znacznie wzmacnia efekt rozgrzewający, bo rozszerza naczynia krwionośne w skórze, co powoduje, że ciepło wnika głębiej i intensywniej. Po drugie, ma silne właściwości odkażające, więc dodatkowo zabezpiecza skórę przed rozwojem drobnoustrojów, które mogą się mnożyć przy podwyższonej temperaturze i wilgoci. Moim zdaniem to takie trochę niedoceniane, bo często ludzie myślą, że wystarczy sama woda. A tu chodzi właśnie o ten efekt synergii – ciepło plus spirytus. Tak robi się to od lat w placówkach medycznych, pielęgniarskich i nawet w domowej opiece nad seniorami. Standardy pielęgniarskie jasno wskazują, że 70% spirytus jest optymalny – słabszy nie działa już tak skutecznie, a mocniejszy może podrażniać. Trochę praktyki pokazuje, że ten sposób najlepiej się sprawdza, chociaż u osób z bardzo wrażliwą skórą trzeba zachować ostrożność i dokładnie obserwować reakcję skóry. Co ważne, nie stosuje się tu innych płynów jak alkohole salicylowe czy kwasy, bo mogą wywołać niepożądane skutki uboczne. Tak więc, wybór 70% spirytusu etylowego to nie tylko teoria, ale i praktyka sprawdzona przez lata.
Przy wykonywaniu okładów ciepłych można się łatwo pomylić, jeśli nie zna się dokładnie ich mechanizmu działania i zasad bezpieczeństwa. Często pojawia się przekonanie, że do takich okładów można użyć praktycznie dowolnego płynu, który jest „dezynfekujący” albo szeroko stosowany w pielęgnacji skóry. Jednak to podejście jest mylne i może prowadzić do niepożądanych skutków. Na przykład 2% spirytus salicylowy ma właściwości odkażające, ale zawiera również kwas salicylowy, który mocno wysusza i może podrażnić skórę, zwłaszcza przy cieple i wilgoci. W ogóle nie jest rekomendowany do okładów rozgrzewających, bo nie poprawia efektu termicznego, a wręcz zwiększa ryzyko podrażnień. Z kolei 0,9% chlorek sodu, czyli popularna sól fizjologiczna, jest używany głównie do przemywania ran, oczu czy nawilżania, ale nie ma żadnych właściwości rozgrzewających ani naczyniorozszerzających. Użycie jej do okładu ciepłego nie przynosi żadnych dodatkowych korzyści, a wręcz jest marnowaniem materiału. 3% kwas borowy był dawniej wykorzystywany do płukania ran czy skóry, ale obecnie praktycznie się od tego odchodzi, bo może być toksyczny przy dłuższym kontakcie, a jego działanie rozgrzewające jest znikome. Typowym błędem jest myślenie, że skoro coś dezynfekuje, to nadaje się do wszystkiego – niestety, nie zawsze to idzie w parze z efektem, jakiego oczekujemy w okładzie rozgrzewającym. Przy okazji warto pamiętać, że tylko 70% spirytus etylowy ma udowodnione działanie podnoszące temperaturę lokalnie, szybko ulatnia się z powierzchni skóry i nie powoduje takich skutków ubocznych jak inne preparaty. Dlatego zawsze warto kierować się aktualnymi standardami, a nie tylko intuicją czy przyzwyczajeniem.