Rodzina i sąsiedzi to właśnie ten pierwotny system wsparcia, na którym najczęściej opierają się osoby po ciężkich wydarzeniach zdrowotnych, takich jak zawał serca. Moim zdaniem to bardzo praktyczna wiedza, bo w polskim systemie opieki długoterminowej od lat podkreśla się znaczenie środowiska domowego podopiecznego. Zazwyczaj to właśnie bliscy – dzieci, wnuki, czasem sąsiedzi – pierwsi zauważają pogorszenie stanu zdrowia czy pomagają w codziennych czynnościach, jak podanie leków, przygotowanie posiłków, czy nawet wspólna rozmowa. Standardy pracy socjalnej i opieki środowiskowej (na przykład te przedstawiane w programach Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej) jasno określają, że instytucje czy opiekunowie formalni wchodzą do akcji jako wsparcie drugiego rzędu – czyli dopiero wtedy, gdy zasoby rodzinne są niewystarczające. Praktyka pokazuje, że bez takiego wsparcia codziennego trudno mówić o skutecznej rehabilitacji czy adaptacji do nowych warunków po chorobie. Warto pamiętać, że sąsiedzi choć nie są rodziną, często wykazują się zaangażowaniem, np. robią zakupy, pilnują, czy z mieszkaniem wszystko w porządku. To niby proste, ale właśnie na tym polega efektywność pomocy – na szybkim reagowaniu i znajomości potrzeb danej osoby. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet najlepsza opieka instytucjonalna nie zastąpi empatii i uważności bliskich. Takie podejście zgodne jest też z europejskimi i polskimi standardami opieki środowiskowej.
Rozważając ten temat od strony praktycznej, łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wsparcie podopiecznej po zawale serca zapewniają przede wszystkim profesjonaliści, różne instytucje czy nawet wolontariusze. W polskich realiach, często promuje się opiekę instytucjonalną i pomoc organizacji społecznych, ale to są zwykle elementy wsparcia wtórnego, które uruchamia się dopiero, kiedy zasoby środowiska domowego okazują się niewystarczające. Opiekunka środowiskowa i pracownicy ochrony zdrowia to osoby bardzo ważne, jednak wchodzą do działania najczęściej później – po zgłoszeniu problemu przez rodzinę lub sąsiadów, albo wtedy, gdy sytuacja wymaga interwencji specjalistycznej. Instytucje ochrony zdrowia i organizacje pozarządowe – no jasne, one zapewniają dostęp do leczenia, rehabilitacji czy wsparcia materialnego, ale nie towarzyszą choremu w codzienności, nie są obecne na co dzień przy prostych czynnościach ani nie monitorują stanu zdrowia tak regularnie jak najbliżsi. Wolontariusze i znajomi mogą być bardzo pomocni, jednak ich wsparcie zwykle jest okazjonalne i uzupełniające, a nie podstawowe. Typowym błędem jest przekonanie, że formalne struktury są odpowiedzialne za wszystko, bo tak wynika z dokumentów prawnych. Praktyka pokazuje jednak, że to właśnie rodzina i sąsiedzi, czyli tzw. naturalne zaplecze społeczne, są pierwszą linią pomocy – znają potrzeby podopiecznej, reagują na zmiany jej stanu zdrowia i tworzą poczucie bezpieczeństwa. Standardy pracy socjalnej oraz dobre praktyki opieki długoterminowej jasno mówią, że pierwszy poziom wsparcia to środowisko bliskie podopiecznemu, dopiero potem angażuje się profesjonalistów i instytucje. Warto zapamiętać, że skuteczna opieka zaczyna się od ludzi, którzy są tuż obok – czasem wystarczy drobna pomoc, czasem po prostu obecność. Właśnie dlatego w tym kontekście odpowiedź o rodzinie i sąsiadach jest najbardziej zgodna z praktycznym, holistycznym podejściem do wsparcia osób w trudnej sytuacji zdrowotnej.