To jest właśnie kluczowa rzecz przy oparzeniach – natychmiastowe schłodzenie miejsca urazu zimną, ale nie lodowatą wodą. Z mojego doświadczenia i tego, co się czyta w literaturze czy zaleceniach służb ratowniczych, chodzi o to, żeby jak najszybciej zatrzymać proces niszczenia tkanek przez wysoką temperaturę. Woda o temperaturze około 15–20°C, najlepiej bieżąca, powinna płynąć po oparzonym fragmencie skóry przez co najmniej 10–20 minut. To naprawdę robi różnicę – ogranicza rozległość oparzenia, łagodzi ból, a nawet poprawia późniejszą regenerację skóry. Warto pamiętać, żeby nie używać lodu ani bardzo zimnej wody, bo można doprowadzić do miejscowego odmrożenia albo szoku termicznego. Takie podejście jest zgodne z wytycznymi Polskiego Towarzystwa Leczenia Oparzeń, a także np. Europejskiej Rady Resuscytacji. Ważne też, żeby po schłodzeniu zabezpieczyć ranę jałowym opatrunkiem, ale to już jest kolejny krok – pierwsza reakcja to zawsze chłodzenie. Moim zdaniem, w praktyce często ludzie się boją, że woda zaszkodzi, a to właśnie jej brak najczęściej pogarsza sprawę. Dobrym nawykiem jest pamiętanie o tej prostej zasadzie, bo w sytuacji stresowej pierwsze minuty są najważniejsze.
W przypadku udzielania pierwszej pomocy osobie oparzonej przez gorącą wodę nietrudno o powielenie mitów i błędnych schematów postępowania. Stosowanie środków odkażających na świeżą ranę oparzeniową może nie tylko pogłębić uszkodzenia skóry, ale także wywołać dodatkowe podrażnienia, reakcje alergiczne czy nawet toksyczne. Nie ma żadnych standardów, które by taką praktykę zalecały – wręcz przeciwnie, stosuje się ją wyłącznie w kontekście ran zanieczyszczonych ciałami obcymi, ale nie zaraz po oparzeniu. Z kolei nakładanie maści na świeże oparzenie to błąd bardzo częsty, ale niestety szkodliwy. Maści mogą utrudnić ocenę rany przez personel medyczny, zatrzymać ciepło pod powierzchnią skóry, a nawet pogorszyć stan miejscowy przez wprowadzenie substancji do zniszczonych warstw skóry. Branżowe wytyczne, zarówno polskie, jak i międzynarodowe, mówią jasno: żadne specyfiki, kremy czy tłuszcze nie są wskazane w pierwszym kontakcie. Zakładanie jałowego opatrunku to dobra praktyka, ale dopiero po schłodzeniu – w przeciwnym razie opatrunek może zatrzymać ciepło i spowodować dalsze uszkodzenia. Najczęstszy błąd myślowy wynika z chęci „ochronienia” rany lub „dezynfekcji” – tymczasem fizyka jest bezlitosna, a czas schładzania decyduje o głębokości i rozległości oparzenia. W pierwszych minutach najważniejsze jest zatrzymanie działania wysokiej temperatury, a nie sterylność czy podanie preparatu. Dlatego właśnie czynność schłodzenia wodą jest uznawana za złoty standard udzielania pierwszej pomocy przy oparzeniach i powinna być bezwzględnie stosowana jako pierwszy krok.