Warto zwrócić uwagę, że wynik testu Wortha, gdzie pacjent widzi trzy zielone światła po lewej i dwa czerwone po prawej stronie, jest typowy dla zeza zbieżnego akomodacyjnego. Mechanizm jest taki, że zielone światła są widziane tylko przez jedno oko (zwykle lewe), a czerwone przez drugie – i ich rozkład wskazuje na przesunięcie osi widzenia. Tu, patrząc „do dali”, osoba z ezotropią akomodacyjną widzi zniekształcony obraz – właśnie rozdzielenie świateł po dwóch stronach pola widzenia. W praktyce taki wynik sugeruje obecność podwójnego widzenia (diplopii) i naprowadza na problem z konwergencją. Moim zdaniem, znajomość interpretacji testu Wortha to absolutna podstawa w badaniu ortoptycznym, bo pozwala nie tylko oceniać obecność supresji, ale też lokalizować typ i kierunek zeza bez użycia bardziej skomplikowanego sprzętu. Warto też zauważyć, że test wykorzystywany jest zarówno w diagnostyce, jak i w terapii ortoptycznej, gdzie ocenia się efekt leczenia. Większość specjalistów kieruje się schematem: jeśli zielone są po lewej, a czerwone po prawej – to zez zbieżny, a jeśli odwrotnie, to rozbieżny. Nie zawsze jest tak podręcznikowo, ale w praktyce klinicznej to bardzo ułatwia życie.
Trzeba jasno powiedzieć, że analiza testu Wortha wymaga solidnej znajomości zasad projekcji obrazów obuocznych. W przypadku zeza rozbieżnego, czyli egzotropii (z eksesem dywergencji), pacjent widziałby odwrotny układ świateł – czerwone po lewej, zielone po prawej, co odpowiada przesunięciu osi oka w bok. To dość częsta pomyłka, bo przy ocenie rozkładu świateł łatwo zamieszać kierunki. Zez pionowy natomiast objawia się zwykle widzeniem powyżej lub poniżej siebie rzutowanych punktów, a nie rozdzieleniem na lewo-prawo – to zupełnie inna płaszczyzna zaburzeń, trudniejsza do rozpoznania w takim prostym teście. Skośny zez to natomiast rzadka sytuacja, gdzie osiowanie jest zaburzone w dwóch płaszczyznach jednocześnie, co daje obrazy skrzyżowane i przemieszczone skośnie (góra-dół, prawo-lewo), co nie pasuje do tej prezentacji wyników. Bardzo często problem polega na myleniu interpretacji „strony”, do której rzutowane są światła – zamiast analizować, którym okiem pacjent widzi które punkty, skupiamy się tylko na kolorach. To prowadzi do błędnych wniosków diagnostycznych. Z mojego doświadczenia wynika, że największym wyzwaniem jest logiczne połączenie wyników testu z objawami pacjenta, żeby nie popełnić prostego błędu kierunku zeza – bardzo ważne jest też odwoływanie się do praktycznych ćwiczeń i obserwacji z gabinetu. Zawsze warto pamiętać o zasadzie, że położenie zielonych świateł względem czerwonych mówi nam, które oko „przoduje” w patrzeniu do dali. Takie szczegóły robią różnicę w prawidłowej diagnostyce i dalszym prowadzeniu pacjenta.