Technika fladrowania to coś naprawdę ciekawego w świecie renowacji i zdobnictwa stolarki. Tu nie chodzi tylko o malowanie – to cały proces, gdzie nakłada się kilka warstw farby czy bejcy, a potem specjalnymi grzebieniami, pędzlami lub nawet kawałkiem gąbki nadaje się powierzchni taki układ linii i słojów, żeby do złudzenia przypominały prawdziwe drewno. Moim zdaniem, to jest świetna opcja, gdy trzeba odnowić drzwi, meble czy boazerię, które są zrobione z tańszych materiałów (np. z MDF-u albo gładkiej sklejki), a zależy nam na efekcie drewnianego luksusu. Ważne jest zachowanie odpowiedniej kolejności – grunt, podkład, warstwa bazowa i dopiero na końcu warstwa wzoru, a wszystko najlepiej zabezpieczyć lakierem. Praca wymaga sporo wyczucia – nie ma dwóch takich samych fladrów, bo wszystko robi się ręcznie. W wielu starych kamienicach w Polsce można spotkać drzwi czy listwy właśnie fladrowane, bo to była popularna technika, szczególnie w XIX i na początku XX wieku. Z mojego doświadczenia, dobry fladr potrafi naprawdę zmylić nawet specjalistów, jeżeli zrobi się go zgodnie z zasadami sztuki. To wszystko pokazuje, że fladrowanie jest nie tylko malowaniem, ale rzemiosłem na pograniczu sztuki i praktycznego rzemiosła wykończeniowego.
Wiele osób myli fladrowanie z innymi technikami zdobniczymi, które też mają związek z drewnem, ale działają zupełnie inaczej. Intarsja to w rzeczywistości sztuka wykładania powierzchni różnokolorowymi kawałkami drewna albo innych materiałów, żeby stworzyć obraz lub wzór – to taka trochę drewniana mozaika, a nie malowanie czy imitowanie. Snycerka z kolei polega na rzeźbieniu w drewnie, wycinaniu ornamentów, wzorów, czasem nawet całych scen – tutaj liczy się praca dłutem i precyzja ręki. Inkrustacja, często mylona z intarsją, polega na ozdabianiu powierzchni przez wklejanie w nią innych materiałów: metali, mas perłowych, kości, czy nawet kamieni, żeby osiągnąć efekt kontrastu i bogactwa. Żadna z tych technik nie polega na nakładaniu warstw farby ani naśladowaniu słojów drewna w sensie malarskim. Moim zdaniem, takie pomyłki wynikają stąd, że każda z tych metod daje efekt dekoracyjny, ale mechanizm ich działania jest zupełnie różny. Często w szkole czy w praktyce zawodowej brakuje rozróżnienia między sztuką nakładania wzoru przy użyciu materiałów a sztuką uzyskiwania efektu wizualnego samą farbą. Dlatego warto zapamiętać, że tylko fladrowanie pozwala, przez zastosowanie kilku warstw farby i odpowiedniego narzędzia, uzyskać złudzenie naturalnych słojów drewna na powierzchniach, które wcale nie muszą z drewna być. To praktyczne rozwiązanie, szczególnie tam, gdzie budżet nie pozwala na prawdziwe materiały, a efekt optyczny jest priorytetem.