Właściwa kolejność użycia maszyn przy produkcji desek podłogowych to: najpierw pilarka tarczowa, potem strugarka wyrówniarka, następnie frezarka i na końcu szlifierka. To naprawdę ma sens, bo każdy z tych etapów przygotowuje materiał na kolejny, zgodnie z zasadami obróbki drewna stosowanymi w stolarstwie. Pilarka tarczowa dzieli surowiec na odpowiednie formatki – bez tego trudno cokolwiek równego uzyskać. Strugarka wyrówniarka to taki klasyczny stół, gdzie uzyskuje się płaskie powierzchnie i kąty proste. Potem dopiero można użyć frezarki do wykonania wpustów czy piór, bo bez wcześniejszego wyrównania nic by tam nie pasowało. Na końcu idzie szlifierka, żeby powierzchnia była gładka i gotowa na lakierowanie albo olejowanie. Tak się po prostu robi w każdej porządnej firmie zajmującej się podłogami z drewna – bez względu na to, czy to produkcja seryjna, czy rzemieślnicza robota w małym warsztacie. Z mojego doświadczenia wynika, że pominięcie któregokolwiek z tych kroków, albo zamiana ich kolejności, kończy się problemami z montażem desek, nieszczelnościami na łączeniach, czy nawet wytrzymałością gotowej podłogi. Zresztą, praktycznie wszystkie normy branżowe – jak polskie PN-D czy nawet wytyczne producentów maszyn – zalecają właśnie takie podejście. Warto pamiętać, że szlifowanie jako ostatni etap pozwala nie tylko wygładzić deskę, ale też zniwelować drobne nierówności powstałe w trakcie wcześniejszych operacji. No i szlifowanie zrobione przed frezowaniem zupełnie nie ma sensu, bo frezarka i tak ponownie naruszy krawędzie czy powierzchnie. W sumie, ta kolejność to taki must-have, jeśli ktoś chce mieć podłogę, która trzyma jakość przez lata.
Pojawia się często mylne wyobrażenie, że deski podłogowe można najpierw wyrównać na strugarce już na długim materiale, a dopiero potem docinać na wymiar, albo że szlifowanie powinno być wykonane jeszcze przed frezowaniem. Z branżowego punktu widzenia takie podejście rodzi sporo problemów. Jeśli zaczniemy od strugarki wyrówniarki przed pocięciem materiału pilarką tarczową, całe wyrównanie może pójść na marne, bo pilarka zawsze zostawia ślady po cięciu i drobne odszczypy na krawędziach. To wymusza ponowne wyrównywanie, co jest po prostu stratą czasu i materiału. Szlifowanie przed frezowaniem jest niepraktyczne, bo frezarka narusza powierzchnię – rowki, pióra i wpusty trzeba potem i tak szlifować, żeby były idealne w dotyku. Z kolei ustawianie pilarki na końcu też nie ma sensu – narzędzie to nie jest precyzyjne na tyle, by po wszystkich wcześniejszych operacjach uzyskać docelową jakość krawędzi i wymiaru. To nie jest też zgodne z podstawowymi standardami pracy w branży drzewnej. Taka błędna kolejność prowadzi do powstawania niedokładności wymiarowych, trudności przy łączeniu desek oraz ryzyka uszkodzenia już obrobionych powierzchni. W praktyce, jeśli szlifujemy przed etapem cięcia lub frezowania, marnujemy środki ścierne i czas, bo trzeba będzie poprawiać końcowy efekt. Często spotykana pomyłka to myślenie, że ważniejsza jest sama estetyka (szlifowanie na początku), a dopiero potem precyzyjne połączenie elementów – niestety, takie podejście skutkuje niedokładnymi złączami i nieestetyczną powierzchnią finalną. Niezależnie od tego, czy produkujemy deski w dużej firmie, czy hobbystycznie w garażu, zawsze najpierw formatujemy materiał (pilarka), potem go wyrównujemy (strugarka), następnie wykonujemy wpusty-frezy (frezarka), a na końcu wygładzamy powierzchnię na gotowo (szlifierka). To nie tylko kwestia wygody, ale i jakości oraz trwałości produktu końcowego. Warto się tego trzymać, bo to podstawa dobrego rzemiosła.