Dobrze wybrana metoda, bo właśnie przy naprawach starej powłoki politurowej, gdzie nie ma ubytku okleiny, najważniejsze jest precyzyjne uzupełnienie uszkodzeń samej politury. Z mojego doświadczenia wynika, że zacieranie uszkodzeń, nakapywanie szelaku bezpośrednio na miejsca ubytków i późniejsze dociskanie oraz szlifowanie to taki standard w branży konserwatorskiej. To pozwala na punktowe naprawy bez ryzyka naruszenia większych partii powłoki czy okleiny. Bardzo istotne jest użycie szelaku, bo to materiał naturalny i w pełni kompatybilny z dawnymi politurami, dzięki czemu naprawa nie wyróżnia się optycznie ani nie prowadzi do problemów z przyczepnością. Często spotyka się sytuacje, gdzie stare meble mają drobne rysy czy odpryski – wtedy właśnie takie miejscowe nakładanie rozgrzanego szelaku i jego delikatne dociskanie daje najlepszy efekt. Trzeba tylko uważać, żeby nie przegrzać politury i nie doprowadzić do matowienia wokół naprawianego miejsca. Po wyschnięciu szelaku powierzchnię delikatnie szlifuje się papierem o wysokiej gradacji, żeby wyrównać fakturę i zapewnić ciągłość połysku. Cały zabieg jest dość precyzyjny, ale daje bardzo profesjonalny rezultat i jest zgodny z zaleceniami konserwatorskimi. Takie działania nie tylko naprawiają ubytki, ale też pozwalają zachować historyczną wartość mebla.
W przypadku starych powłok politurowych bez ubytków okleiny trzeba bardzo uważać, żeby nie przesadzić z zakresem prac. Jednym z najczęstszych błędów jest przeprowadzanie gruntowania czy pełnego wypełniania porów drewna, jakbyśmy robili zupełnie nową powłokę – a przecież chodzi tu o subtelną, punktową naprawę. Nakładanie powłoki zasadniczej czy polerowanie całej powierzchni w sytuacji drobnych uszkodzeń politury to działanie zdecydowanie na wyrost. To może prowadzić do niepotrzebnego zamalowania oryginału, utraty patyny i charakterystycznego wyglądu starego mebla. Jeszcze gorszym pomysłem byłoby szlifowanie całej powierzchni wzdłuż włókien czy wielokrotne szlifowanie – przez to można łatwo zedrzeć warstwę politury, a nawet naruszyć okleinę, co potem trudno naprawić. Takie podejście jest typowe dla osób, które nie odróżniają miejscowej renowacji od pełnej rekonstrukcji. Z kolei przenoszenie na kalkę kształtu ubytku i wklejanie wstawki ma sens tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z ubytkiem okleiny, a nie z brakiem politury. To jest już zupełnie inna technika – bardziej stolarska niż konserwatorska. Typowym błędem myślowym jest też traktowanie każdego ubytku jako powodu do pełnej renowacji, co z punktu widzenia ochrony zabytków czy rzemiosła meblarskiego jest nieuzasadnione. Najlepszą praktyką w branży jest jak najmniej inwazyjna naprawa, respektująca oryginalny materiał i zachowująca możliwie dużo z pierwotnej substancji. Miejscowe uzupełnianie szelakiem i delikatne dociskanie oraz szlifowanie pozwala skutecznie ukryć defekty bez utraty wartości mebla. Właśnie takie rozwiązania są rekomendowane przez doświadczonych konserwatorów.