To jest bardzo ważna sprawa w codziennej praktyce stolarskiej czy konserwatorskiej. Jeśli mebel zabytkowy nie jest wpisany do rejestru konserwatorskiego, nie podlega oficjalnej ochronie prawnej, więc to właściciel – często nazywany inwestorem – decyduje o zakresie napraw albo renowacji. Oczywiście, nie robi tego zupełnie sam. Zazwyczaj konsultuje się ze stolarzem, który zna się na technologii drewna, typowych uszkodzeniach i sposobach naprawy takich obiektów. Dzięki temu można dobrać rozwiązania zarówno bezpieczne dla konstrukcji mebla, jak i opłacalne finansowo. W praktyce spotyka się np. takie sytuacje, że właściciel chce zachować oryginalny wygląd frontu komody, ale pozwala na wymianę tylnej płyty, jeśli jest spróchniała. Z mojego doświadczenia najważniejsze jest tutaj zaufanie między stronami oraz jasne ustalenie, co jest możliwe, a co nie. Profesjonalni stolarze czy renowatorzy kierują się przy tym zasadami minimalnej ingerencji i odwracalności napraw – czyli nie robią nic, czego nie można ewentualnie cofnąć w przyszłości. Nie ma tu konieczności formalnej kontroli konserwatora zabytków, a wszelkie decyzje podejmuje się na bazie dobrej praktyki branżowej oraz wspólnych ustaleń między właścicielem a fachowcem. Warto też wspomnieć, że jeśli mebel w przyszłości miałby trafić do rejestru, zakres dotychczasowych prac i dokumentacja będą wtedy bardzo ważne.
Wydaje się, że wiele osób automatycznie zakłada, iż w przypadku każdego zabytkowego mebla decyzje dotyczące napraw podejmuje konserwator zabytków lub specjalista od rekonstrukcji. Jednak takie podejście jest nieprecyzyjne i może prowadzić do niepotrzebnych formalności czy nawet kosztów. Przepisy prawa jasno rozdzielają ochronę konserwatorską na dwie kategorie: obiekty wpisane do rejestru oraz te, które tego wpisu nie mają. Tylko pierwszy przypadek wymaga formalnej zgody konserwatora i jego współudziału w ustalaniu zakresu prac. Z mojego doświadczenia wynika, że częsty błąd polega na utożsamianiu wartości historycznej z ochroną prawną – a to nie to samo. Jeśli mebel nie jest wpisany do rejestru, nie istnieje obowiązek angażowania konserwatora w proces decyzyjny. Rzemieślnik prowadzący prace również nie ma samodzielnego prawa określania zakresu – działa przecież na zlecenie i według potrzeb właściciela. Odpowiedzialność zawodowa nakazuje oczywiście proponować rozwiązania zgodne z dobrą praktyką, ale ostateczna decyzja należy do inwestora. To, że konserwator zabytków mógłby współpracować ze stolarzem również nie ma podstaw prawnych w tym przypadku – takie porozumienie jest wymagane tylko przy zabytkach objętych ochroną. Myślę, że częsty błąd myślowy to przecenianie formalnych procedur, podczas gdy rzeczywistość wymaga zdrowego rozsądku i partnerskiej współpracy właściciela z fachowcem. Warto też pamiętać, że nadmierna biurokracja może zniechęcać do ratowania starych mebli, a przecież nie o to chodzi w branży konserwatorskiej i stolarskiej. W przypadku mebli niebędących pod ochroną, kluczowe jest zaufanie i otwarta komunikacja – a nie formalne decyzje urzędników czy wyłącznie rzemieślników.