Prawidłowa odpowiedź to 0,5 m, bo wynika to bezpośrednio z wytycznych instrukcji Ie-4 obowiązującej w branży kolejowej. Zawsze przy układaniu kabla sygnałowego w obrębie stacji, głębokość rowu liczona od górnej płaszczyzny główki szyny powinna wynosić właśnie minimum 0,5 metra – to taki standard, którego trzymają się fachowcy, żeby zachować odpowiedni poziom bezpieczeństwa i trwałości instalacji. Chodzi tu głównie o ochronę kabla przed uszkodzeniami mechanicznymi, obciążeniami od ruchu pojazdów szynowych czy nawet wpływem warunków atmosferycznych. Moim zdaniem, to minimum 0,5 m jest rozsądnym kompromisem – z jednej strony nie wymaga niepotrzebnie głębokich wykopów, a z drugiej już daje wystarczającą ochronę. W praktyce często spotyka się sytuacje, gdzie teren jest trudniejszy (na przykład dużo instalacji podziemnych albo wysoki poziom wód gruntowych), ale wtedy projektanci zawsze i tak muszą brać pod uwagę te minimalne wymagania. Często spotykałem się z tym, że mniej doświadczeni instalatorzy próbują kłaść te kable płyciej, żeby roboty szły szybciej, ale to od razu jest niezgodne z instrukcją i może prowadzić do kosztownych awarii. Warto też pamiętać, że dodatkowe zabezpieczenia, jak np. płytki ochronne czy oznaczniki, nie zwalniają od obowiązku zachowania tej minimalnej głębokości – one są tylko uzupełnieniem. Takie podejście to po prostu element dobrej praktyki i dbałości o bezpieczeństwo ruchu kolejowego.
Wiele osób sądzi, że kable sygnałowe w obrębie stacji muszą być układane głębiej – na przykład na 0,8 m czy nawet 1,0 m, bo im głębiej, tym bezpieczniej. Jednak taka intuicja nie do końca sprawdza się w praktyce kolejowej. Standardy określone w instrukcji Ie-4 jasno precyzują, że minimalna głębokość rowu liczona od górnej płaszczyzny główki szyny wynosi właśnie 0,5 m i to wystarczy, aby zapewnić bezpieczeństwo kabla przed typowymi zagrożeniami. Przesadne pogłębianie, na przykład do 1,0 m czy nawet 1,5 m, nie daje realnie większej ochrony przy obecnych metodach budowlanych, a wręcz może prowadzić do problemów – choćby większych kosztów, niepotrzebnego przecięcia innych instalacji czy trudności na terenach o wysokim poziomie wód gruntowych. Takie zawyżanie głębokości często wynika z przekładania praktyk z innych branż (np. energetyki, gdzie normy bywają bardziej rygorystyczne), albo z chęci przesadnego zabezpieczenia kabla bez znajomości konkretnych wymagań kolejowych. Z drugiej strony, układanie przewodów płyciej niż 0,5 m – na przykład tuż pod powierzchnią, co czasem zdarza się z pośpiechu – to już poważne naruszenie zasad: naraża kabel na uszkodzenia mechaniczne, zagniatanie przez maszyny, ryzyko porażenia czy ingerencji osób postronnych. To też źródło wielu późniejszych problemów eksploatacyjnych. Moim zdaniem, znajomość i stosowanie się do precyzyjnych wytycznych, takich jak w instrukcji Ie-4, to podstawa profesjonalizmu w tej branży. Odpowiednia głębokość to nie tylko wymóg formalny, ale realny element zapewniający trwałość i bezpieczeństwo infrastruktury kolejowej – nie warto z tym eksperymentować w żadną stronę.