Prawidłowa jest odpowiedź: dopuszczalne odchyłki grubości i nierówności powierzchni nadwodnego narzutu kamiennego wynoszą ± 5 cm i ± 5 cm. Wynika to z praktyki wykonawczej oraz zapisów w specyfikacjach technicznych robót hydrotechnicznych, gdzie narzut kamienny traktuje się jako umocnienie o charakterze raczej masowym niż „milimetrowo” precyzyjnym. Kamienie mają z natury nieregularne kształty, różne frakcje, a ich układanie odbywa się często w trudnych warunkach terenowych, na skarpach, przy zmiennych stanach wody. Dlatego dopuszcza się stosunkowo większe tolerancje niż np. przy betonie czy prefabrykatach. Grubość narzutu projektuje się tak, aby zapewnić stateczność na działanie falowania, prądu wody, lodu i erozji, a te dodatkowe 5 cm w jedną czy drugą stronę nie wpływają istotnie na bezpieczeństwo konstrukcji, o ile zachowana jest średnia grubość warstwy i właściwa granulacja kamienia. Podobnie z nierównością powierzchni – narzut nie ma być „na oko równy jak stół”, tylko ma zapewniać ciągłą, zwartą osłonę brzegu czy skarpy bez większych pustek i przebić podłoża. W praktyce przy odbiorze robót geodeta lub majster sprawdza wyrywkowo profil skarpy, mierzy grubość i ocenia wizualnie równomierność pokrycia. Jeśli różnice w stosunku do projektu mieszczą się w ± 5 cm, uznaje się to za zgodne ze sztuką budowlaną. Moim zdaniem ważniejsze od „polowania” na centymetry jest tu właściwe zagęszczenie narzutu, dobre klinowanie kamieni i brak wyraźnych linii osłabienia, bo to one decydują, czy umocnienie wytrzyma kilka powodzi, a nie tylko jedną kontrolę odbiorową.
W narzutach kamiennych bardzo łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że im mniejsze odchyłki, tym lepiej, bo przecież „dokładniej” znaczy „bardziej profesjonalnie”. W praktyce hydrotechnicznej takie podejście jest trochę złudne. Zbyt małe tolerancje, rzędu ± 1 cm czy ± 2 cm, są po prostu nierealne do utrzymania przy pracy z materiałem naturalnym, jakim jest kamień o nieregularnych kształtach i różnych wymiarach. Narzut wykonuje się często z użyciem koparek chwytakowych, chwytaków czerpakowych, czasem ręcznie, na skarpach o dużym nachyleniu, z utrudnionym dostępem. W takich warunkach wymaganie dokładności jak przy wylewce betonowej mija się z celem i nie ma oparcia ani w normach, ani w typowych specyfikacjach technicznych. Zbyt rygorystyczne tolerancje grubości, na przykład ± 1 cm, sugerują, że wykonawca miałby układać każdy kamień jak kafelek, co przy grubościach warstwy liczonych często w dziesiątkach centymetrów jest po prostu nielogiczne. Podobnie z nierównością powierzchni – wymóg, żeby powierzchnia narzutu miała odchyłkę tylko ± 1 czy ± 2 cm, byłby sensowny przy elementach prefabrykowanych albo płytach betonowych, ale nie przy polowym układaniu głazów i kamieni łamanych. Typowym błędem myślowym jest tu przenoszenie standardów z budownictwa kubaturowego (typu tynki, posadzki, płyty) na roboty hydrotechniczne, gdzie liczy się bardziej stabilność hydrauliczna, dobór frakcji, odpowiednie przewiązanie warstw i brak przebić podłoża, niż idealna równość lica. Zbyt „wyśrubowane” tolerancje mogłyby też paradoksalnie pogorszyć jakość, bo wykonawca zamiast układać kamień stabilnie, zacząłby go niepotrzebnie podcinać, dobijać lub dobierać zbyt małe frakcje, żeby tylko zmieścić się w centymetrach. Dobre praktyki mówią jasno: dla nadwodnych narzutów kamiennych przyjmuje się tolerancje około ± 5 cm zarówno dla grubości, jak i nierówności powierzchni, co zapewnia rozsądny kompromis między wymaganiami projektowymi a realnymi możliwościami wykonania w terenie.