Prawidłowo – ilość wody przepływającej przez przekrój regulacyjny to właśnie przepływ. W hydrotechnice i przy robotach regulacyjnych używa się zwykle pojęcia „przepływ Q”, wyrażanego najczęściej w m³/s. Przekrój regulacyjny to taki przekrój koryta rzeki lub potoku, który został zaprojektowany i wykonany tak, żeby bezpiecznie przeprowadzać określony przepływ, np. przepływ średni, maksymalny miarodajny czy przepływ powodziowy o zadanym prawdopodobieństwie przewyższenia. Moim zdaniem warto od razu kojarzyć: przekrój regulacyjny = profil koryta + przepływ, który ma przez niego przejść bez wylewania się wody i bez uszkodzeń umocnień. W praktyce, przy projektowaniu regulacji rzek, najpierw określa się przepływy obliczeniowe (np. Q1%, Q10%, Qśr), a dopiero potem dobiera się geometrię przekroju regulacyjnego: szerokość dna, nachylenie skarp, rzędne korony umocnień, rodzaj i grubość narzutów kamiennych. Dobre praktyki mówią, że przekrój musi zapewniać bezpieczne przeprowadzenie przepływu miarodajnego z odpowiednim zapasem. Dlatego pomiar i obliczanie przepływu jest kluczowe przy odbiorach robót, przeglądach budowli hydrotechnicznych czy planowaniu prac utrzymaniowych. W terenie stosuje się różne metody wyznaczania przepływu: pomiary prędkości wody młynkiem hydrometrycznym, metody wskaźnikowe, a w małych ciekach nawet proste pomiary objętości i czasu. Wszystko po to, żeby mieć pewność, że przekrój regulacyjny „przyjmie” zakładany przepływ i nie dojdzie do podtopień ani rozmycia umocnień.
W tym pytaniu haczyk polega na tym, że wszystkie podane pojęcia są używane w hydrotechnice i przy robotach regulacyjnych, ale tylko jedno opisuje ilość wody przepływającej przez przekrój regulacyjny. Wiele osób myli tu pojęcia, bo w praktyce terenowej często mówi się ogólnie „wysoka woda”, „duży spadek” i wszystko się zlewa w jedno. Ilość wody przepływającej przez dany przekrój w jednostce czasu to przepływ, oznaczany zwykle jako Q i wyrażany w m³/s. To jest wielkość strumienia wody, a nie jego wysokość ani nachylenie koryta. Stan wód to po prostu poziom zwierciadła wody, odczytywany np. na wodowskazie w metrach lub centymetrach. Stan wody może być wysoki, a przepływ wciąż nie musi być ekstremalny, jeśli przekrój jest szeroki i głęboki. Odwrotnie też bywa: przy stosunkowo niewielkim stanie wody, ale bardzo wąskim przekroju, przepływ może być znaczący. Mylenie stanu wód z przepływem to typowy błąd: patrzymy na poziom wody i „na oko” oceniamy, że jest jej dużo lub mało, zamiast odnosić się do faktycznego strumienia objętości. Spadek podłużny natomiast opisuje nachylenie koryta wzdłuż biegu rzeki, czyli różnicę wysokości na danej długości. Owszem, wpływa on na prędkość przepływu i tym samym pośrednio na warunki hydrauliczne, ale sam w sobie nie jest miarą ilości wody. To parametr geometryczny, kluczowy przy projektowaniu regulacji, progów, bystrzy czy umocnień dna. Podobnie spadek poprzeczny dotyczy nachylenia w poprzek przekroju, czyli ukształtowania skarp i dna, np. czy dno jest płaskie, czy opada do jednego brzegu. To znowu wpływa na rozkład prędkości i głębokości, stabilność skarp, ale nie określa, ile wody przez przekrój przepływa. Można powiedzieć, że stan wód, spadek podłużny i poprzeczny to warunki, w jakich woda płynie, a przepływ to konkretna ilość tej wody. W regulacji cieków ważne jest, żeby tych pojęć nie mieszać, bo inaczej łatwo o błędne wnioski przy ocenie bezpieczeństwa przeciwpowodziowego czy doborze przekrojów regulacyjnych.