Prawidłowo – przy naprawie umocnienia skarpy cieku kiszką faszynową pracownik powinien mieć na sobie buty do bioder, czyli tzw. wodery. To obuwie sięga wysoko, najczęściej do bioder lub nawet do pasa, i jest wykonane z materiału wodoszczelnego (najczęściej guma, PVC lub nowoczesne tworzywa). Dzięki temu pozwala bezpiecznie pracować w korycie cieku, gdzie woda sięga powyżej kolan, a dno jest nierówne, muliste, z wystającymi gałęziami, kamieniami czy elementami umocnienia. W robotach przy umacnianiu skarp kiszką faszynową bardzo często trzeba wejść do wody, podejść do linii brzegu, stabilizować faszynę, wiązać drutem, dobijać kołki faszynowe. Z mojego doświadczenia, bez butów do bioder człowiek po prostu nie ma komfortu pracy – ciągle czuje, że zaraz mu się naleje woda do środka, a jak się naleje, to robi się zimno, ciężko i niebezpiecznie. W dobrych praktykach BHP dla robót hydrotechnicznych i regulacyjnych zaleca się dobór obuwia do przewidywanego poziomu wody i charakteru podłoża. Wodery chronią nie tylko przed zamoczeniem, ale też przed kontaktem skóry z zanieczyszczoną wodą (ścieki, nawozy spływowe, muł organiczny), co ma znaczenie zdrowotne. Dodatkowo zabezpieczają przed otarciami i skaleczeniami od ostrych przedmiotów w dnie cieku. W praktyce ekip utrzymaniowych melioracji i regulacji rzek standardem jest, że przy pracach w wodzie o głębokości powyżej kolan podstawowym elementem ubioru ochronnego są właśnie buty do bioder, często łączone z kamizelką asekuracyjną, jeśli prąd wody jest silniejszy. To nie jest gadżet, tylko podstawowy środek ochrony indywidualnej przy takich robotach.
Przy tego typu robocie – naprawie umocnienia skarpy cieku kiszką faszynową – kluczowe jest zrozumienie, w jakich warunkach faktycznie pracuje człowiek. Działa on w bezpośredniej strefie wody, często musi wejść do koryta, stanąć w mule, w nurcie, nachylać się nad skarpą. Dlatego zwykłe buty bezpieczne, nawet jeśli mają podnosek stalowy i podeszwę antyprzebiciową, nie spełniają wymagań, bo chronią głównie stopę, a nie zabezpieczają przed zalaniem wodą. To dobre obuwie na placu budowy, przy pracy na suchym terenie, ale nie przy robotach w ciekach. Podobnie trzewiki robocze – są wygodne, często stosowane przy zwykłych robotach ziemnych, na skarpach, przy transporcie faszyny, ale tylko wtedy, gdy pracujemy po suchu lub w minimalnym zawilgoceniu. W kontakcie z wodą sięgającą do kolan czy wyżej, trzewiki szybko przemakają, robią się ciężkie, a mokra skarpeta i stopa to prosta droga do wychłodzenia organizmu i otarć. To nie jest tylko kwestia komfortu, ale też bezpieczeństwa i zdrowia. Trzewiki wodoodporne brzmią niby rozsądnie i wiele osób intuicyjnie myśli, że skoro są „wodoodporne”, to wystarczą. Problem w tym, że takie obuwie zwykle sięga do kostki lub do połowy łydki. Przy pracy w cieku, gdzie poziom wody bywa zmienny, a dno jest nierówne, jeden krok w głębszy dołek i woda wlewa się górą. W praktyce na robotach regulacyjnych to bardzo typowy błąd: ktoś zakłada „dobre, wysokie, wodoodporne buty”, po czym po kilku minutach ma pełne buty wody. W dobrych praktykach BHP i instrukcjach organizacji robót hydrotechnicznych zaleca się stosowanie butów do bioder (woderów) zawsze tam, gdzie pracownik może mieć wodę powyżej kolan albo istnieje ryzyko nagłego wejścia w głębszy fragment koryta. Takie obuwie tworzy szczelne połączenie z odzieżą, ogranicza kontakt skóry z zanieczyszczoną wodą, a jednocześnie pozwala swobodnie przemieszczać się po dnie cieku. Moim zdaniem warto zapamiętać prostą zasadę: jeśli praca odbywa się bezpośrednio w korycie cieku przy umocnieniach faszynowych czy innych elementach brzegowych, to standardem powinny być wodery, a nie zwykłe buty robocze, nawet bardzo solidne. Wtedy minimalizujemy ryzyko wychłodzenia, poślizgnięcia i urazów związanych z ukrytymi w mule przeszkodami.