Prawidłową metodą w tym pytaniu jest umocnienie brzegów wikliną. W hydrotechnice nazywa się to najczęściej wiklinowaniem albo stosowaniem faszyny wiklinowej. Chodzi o wykorzystanie żywej lub martwej wikliny (pęki, maty, płoty faszynowe) do zabezpieczenia skarp przed rozmywaniem przez wodę, szczególnie przy długotrwałych, niskich stanach letnich. Moim zdaniem to jedno z najbardziej sprytnych i „sprytnie prostych” rozwiązań: materiał jest tani, łatwo dostępny, lekki w transporcie, a do montażu nie potrzeba ciężkiego sprzętu. W praktyce wykonuje się np. opaski brzegowe z faszyny przybitej kołkami drewnianymi do skarpy, płoty faszynowe wzdłuż linii brzegu albo kosze faszynowe w strefie przywodnej. Z czasem wiklina się ukorzenia, stabilizuje grunt i przejmuje część sił ścinających od przepływu. Dobrą praktyką, zgodnie z wytycznymi utrzymania cieków, jest łączenie wikliny z obsiewem mieszanką traw oraz dosadzaniem krzewów, ale pierwszą, podstawową i najtańszą linią obrony jest właśnie faszyna wiklinowa. W odróżnieniu od umocnień kamiennych czy betonowych, jest to rozwiązanie biologiczne i „miękkie”, które nie zaburza tak mocno warunków ekologicznych w korycie. Na wielu małych i średnich ciekach w Polsce standardem eksploatacyjnym zarządców wód jest właśnie stosowanie wikliny w strefie brzegowej zamiast ciężkich obudów. Co ważne, wiklina dobrze pracuje przy cyklicznych zmianach stanów wody, a przy letnich, długotrwałych niskich stanach nie ulega tak szybkiemu niszczeniu jak np. sama darń. W praktyce terenowej widzi się często, że dobrze wykonane wiklinowanie potrafi trzymać brzeg przez wiele lat przy minimalnych kosztach konserwacji, o ile jest okresowo doglądane i uzupełniane.
W pytaniu chodzi o najprostszy i najtańszy biologiczny sposób ubezpieczenia brzegów rzeki przy długotrwałych, letnich stanach wody. Tu łatwo dać się zwieść pozorom, bo każda z podanych odpowiedzi brzmi w pewnym sensie „naturalnie”. Obsianie brzegów trawą jest rozwiązaniem typowo darniowym, które rzeczywiście poprawia ochronę skarp przed erozją powierzchniową od deszczu czy drobnych spływów. Problem w tym, że sama trawa, szczególnie przy zmiennych stanach wody, ma dość płytki system korzeniowy, szybko wysycha latem i łatwo się wyrywa przy podmyciu stopy skarpy. W efekcie przy przepływach wezbraniowych darń się odspaja, a brzeg zaczyna się osuwać. Dlatego w utrzymaniu cieków trawę traktuje się raczej jako uzupełnienie, a nie samodzielne biologiczne umocnienie w strefie bezpośredniego działania nurtu. Obłożenie brzegów gałązkami lipy brzmi jak jakiś rodzaj faszyny, ale w praktyce hydrotechnicznej nie stosuje się lipy jako standardowego materiału umocnieniowego. Gałązki tego typu szybko butwieją, nie ukorzeniają się, nie tworzą trwałej konstrukcji i nie mają odpowiedniej wytrzymałości na ścinanie od przepływu. To byłby bardziej doraźny zabieg, który po jednym czy dwóch sezonach po prostu zniknie, a brzeg zostanie znowu odsłonięty. Częsty błąd myślowy jest tu taki, że „jakiekolwiek gałęzie” to już jest rozwiązanie biologiczne, tymczasem w dobrej praktyce stosuje się gatunki o konkretnych właściwościach – właśnie wiklina, wierzba, czasem inne wierzbowate. Obsadzenie brzegów sadzonkami krzewów jest z kolei metodą, która ma sens jako długoterminowe wzmocnienie, ale na starcie jest bardziej pracochłonna, droższa i dość wolno daje efekt pełnej ochrony. Krzewy potrzebują czasu, żeby się przyjąć, rozwinąć system korzeniowy i zacząć realnie stabilizować skarpę. W dodatku przy długotrwałych niskich stanach letnich młode sadzonki są narażone na przesuszenie, jeśli nie ma dodatkowych zabezpieczeń. Z mojego doświadczenia takie nasadzenia robi się zwykle jako etap uzupełniający, po wcześniejszym umocnieniu faszyną wiklinową, a nie jako samodzielne, „najprostsze i najtańsze” rozwiązanie startowe. Podsumowując: błędne odpowiedzi wynikają najczęściej z utożsamiania każdego „zielonego” działania z prawidłowym umocnieniem biologicznym. W praktyce regulacji i utrzymania cieków wodnych liczy się nie tylko to, że coś jest naturalne, ale też trwałość, zdolność do ukorzeniania, odporność na przepływ i realne koszty wykonania oraz pielęgnacji. Dlatego standardem branżowym przy takich warunkach pozostaje wiklina, a pozostałe pomysły są mniej efektywne albo po prostu niestandardowe.