Prawidłowy kąt 45° wynika z praktyki umacniania skarp sadzonkami wiklinowymi i jest przyjęty w typowych wytycznych dla robót regulacyjnych i biologicznych umocnień brzegów. Przy takim nachyleniu rzędów wiklina jest wbijana ukośnie w skarpę tak, żeby system korzeniowy dobrze kotwił się w gruncie, a część nadziemna mogła swobodnie się rozwijać. Moim zdaniem to jest taki rozsądny kompromis między nośnością a możliwością łatwego wykonania robót w terenie. Zbyt mały kąt nie zapewniłby odpowiedniej długości zakotwienia w gruncie, a za duży utrudniałby prawidłowe wbicie i mógłby uszkadzać sadzonki. Przy układaniu sadzonek co około 0,3 m i pod kątem 45° tworzy się gęsta, przestrzenna siatka korzeni i pędów, która działa jak naturalne zbrojenie skarpy. W praktyce terenowej takie rozwiązanie stosuje się np. przy umacnianiu skarp rowów melioracyjnych, brzegów małych cieków, kanałów czy przy naprawie lokalnych obrywów wałów przeciwpowodziowych tam, gdzie można zastosować umocnienia biologiczne zamiast ciężkich narzut kamiennych. W wytycznych dotyczących inżynierii wodnej i środowiskowej, a także w projektach małej retencji, umacnianie wikliną jest traktowane jako metoda przyjazna środowisku, poprawiająca bioróżnorodność i stabilność skarp. Dobrą praktyką jest łączenie rzędów sadzonek wiklinowych z innymi umocnieniami, np. z darniowaniem, faszyną lub geowłókniną, tak aby w pierwszym okresie eksploatacji skarpa była zabezpieczona zarówno mechanicznie, jak i biologicznie. Warto też pamiętać, że układ pod kątem 45° ułatwia odprowadzanie wody po skarpie i zmniejsza ryzyko koncentracji spływu, co dodatkowo ogranicza erozję powierzchniową.
Wybór kąta innego niż 45° w przypadku umacniania skarp sadzonkami wiklinowymi wynika zwykle z mylnego wyobrażenia o tym, jak pracuje takie biologiczne zabezpieczenie. Często ktoś intuicyjnie zakłada, że im mniejszy kąt względem poziomu, tym lepiej, bo sadzonka jest bardziej „położona” w gruncie. W praktyce hydrotechnicznej i regulacyjnej jest dokładnie odwrotnie: za mały kąt, rzędu 10° czy 25°, sprawia, że pręt wiklinowy przebiega zbyt płytko pod powierzchnią skarpy. Oznacza to mniejszą głębokość zakotwienia, słabsze rozwinięcie systemu korzeniowego w strefie stabilizującej i większą podatność na wyrwanie podczas wezbrań, falowania czy ruchów gruntu. Dodatkowo przy bardzo małym kącie sadzonki łatwiej przesychają, bo ich część jest zbyt blisko powierzchni, szczególnie na nasłonecznionych skarpach. Z kolei wartości typu 30° wydają się na pierwszy rzut oka rozsądne, bo kojarzą się z łagodnym nachyleniem skarpy, ale to dalej jest zbyt małe nachylenie w stosunku do optymalnego przebiegu pręta w gruncie. W praktyce projektowej przyjmuje się, że kąt około 45° zapewnia wystarczająco długą drogę pręta przez masę gruntu, dobrą kotwę i jednocześnie pozwala na łatwe wykonanie robót z brzegu lub z korony skarpy. Z mojego doświadczenia typowym błędem jest też mieszanie dwóch różnych kątów: kąta nachylenia samej skarpy do poziomu oraz kąta, pod jakim zakłada się rzędy wikliny względem skarpy. Niektórzy próbują „dopasować” kąt rzędów do nachylenia skarpy, co nie ma sensu, bo liczy się kierunek przebiegu sadzonki w masie gruntu, a nie tylko względem poziomu. Gdy przyjmiemy inne wartości niż 45°, osłabiamy główną zaletę tego typu umocnienia, czyli tworzenie przestrzennej, gęstej struktury korzeni i pędów, która zachowuje się jak naturalna siatka przeciwerozyjna. W dobrych praktykach robót regulacyjnych i umocnieniowych wyraźnie podkreśla się, że właściwy dobór kąta i rozstawu sadzonek jest równie ważny jak sam dobór materiału, dlatego odchodzenie od przyjętego standardu 45° bez uzasadnienia projektowego jest po prostu błędem technicznym.