Prawidłowo – w robotach ziemnych przy budowie wałów przeciwpowodziowych absolutnym pierwszym etapem przygotowania podłoża jest usunięcie humusu, czyli warstwy ziemi urodzajnej. Ta warstwa zawiera dużo części organicznych: korzenie, resztki roślin, próchnicę. Z punktu widzenia budownictwa hydrotechnicznego jest to grunt całkowicie nieprzydatny konstrukcyjnie. Ma małą nośność, jest podatny na rozkład, zmianę objętości i osiadanie. Jeśli zostawi się humus pod nasypem wału, to z czasem będzie się on rozkładał, tworząc pustki, nierównomierne osiadania i potencjalne drogi filtracji wody. Moim zdaniem to jest taki klasyczny błąd, który później mści się pęknięciami korpusu wału albo lokalnymi zapadnięciami korony. Dlatego zgodnie z dobrą praktyką i wytycznymi branżowymi (np. instrukcjami IMGW i standardami budowy wałów przeciwpowodziowych) humus zdejmuje się mechanicznie na całą projektowaną szerokość podstawy wału oraz na strefę dodatkową, tzw. pas roboczy. Usuwa się go aż do warstwy gruntu mineralnego o odpowiedniej nośności – najczęściej jest to piasek, glina, pospółka. Dopiero na tak oczyszczonym podłożu można dalej je przygotowywać: ewentualnie dogęszczać, wykonywać stopniowanie skarp, układać warstwy przesłon przeciwfiltracyjnych czy geowłóknin. W praktyce na budowie wygląda to tak, że spycharka lub koparka zrywa warstwę urodzajną, a materiał ten jest później odkładany na hałdę i wykorzystywany np. do humusowania skarp zewnętrznych wału po zakończeniu robót zasadniczych. Czyli humus nie idzie „na zmarnowanie”, ale nie może pozostawać pod konstrukcją nośną. Dobrą praktyką jest też kontrola grubości zdjętego humusu przez nadzór techniczny, bo w terenie rolniczym ta warstwa bywa dość gruba i łatwo ją niedoszacować.
Przy przygotowaniu podłoża pod wał przeciwpowodziowy bardzo łatwo skupić się na czynnościach, które wyglądają „technicznie”, a pominąć to, co jest absolutną podstawą. Wystopniowanie gruntu brzmi sensownie, bo kojarzy się z formowaniem skarp, poprawą stateczności, lepszym związaniem nasypu z podłożem. Tyle że takie prace wykonuje się dopiero na gruncie nośnym, czyli już po usunięciu warstwy humusu. Jeśli wystopniujemy grunt razem z warstwą ziemi urodzajnej, to tak naprawdę tylko ukształtujemy słaby, organiczny materiał, który i tak nie powinien pozostać pod nasypem. Stopniowanie ma sens dopiero na czystym, mineralnym podłożu, kiedy chcemy zwiększyć powierzchnię styku i poprawić współpracę nasypu z podłożem, szczególnie na większych spadkach. Częstym błędnym myśleniem jest też przekonanie, że trzeba „zabezpieczyć podłoże przed osiadaniem” już na starcie. W praktyce nie da się całkowicie wyeliminować osiadań – dąży się do tego, żeby były małe, równomierne i przewidywalne. Podstawową metodą ograniczania osiadań jest właśnie usunięcie słabonośnych warstw (jak humus, torfy, namuły) oraz odpowiednie zagęszczenie podłoża mineralnego, a nie jakieś bliżej nieokreślone „zabezpieczenie”. Dopiero po wykonaniu oczyszczenia i wymiany gruntu można stosować dodatkowe rozwiązania, jak warstwy wzmacniające, geosyntetyki czy dogęszczanie dynamiczne, jeśli wynika to z projektu. Zaoranie podłoża równolegle do osi wału to z kolei podejście typowo rolnicze, a nie hydrotechniczne. Orka rozluźnia glebę, zwiększa jej porowatość i zmniejsza nośność, czyli robi dokładnie odwrotnie, niż potrzebujemy pod konstrukcją wału. Niektórzy mylą to z tzw. zrywkowym spulchnieniem podłoża w celu lepszego związania warstw, ale to robi się w gruncie mineralnym, kontrolowanie i najczęściej poprzecznie do kierunku przepływu, a nie jako orkę pola. Kluczowym błędem myślowym przy takich pytaniach jest pomijanie kolejności technologicznej robót: najpierw usuwa się wszystkie warstwy niekonstrukcyjne (humus, grunty organiczne), dopiero potem kształtuje, zagęszcza i wzmacnia podłoże. Jeśli odwrócimy tę logikę, to nawet bardzo „profesjonalnie” wyglądające czynności nie dają trwałego i bezpiecznego wału.