Prawidłowa odpowiedź dobrze oddaje istotę ergonomii na budowie, także przy robotach regulacyjnych na ciekach. Ergonomia w praktyce oznacza właśnie dostosowanie warunków pracy do możliwości człowieka – fizycznych, psychicznych i nawet percepcyjnych. Nie chodzi o to, żeby pracownik się „dopasował” do niewygodnego stanowiska, tylko żeby stanowisko, narzędzia, organizacja robót i tempo pracy były rozsądnie zaprojektowane. Na budowach hydrotechnicznych widać to chociażby przy ręcznym profilowaniu skarp, układaniu faszyny czy montażu elementów umocnień brzegów: wysokość stanowiska, zasięg pracy rąk, ciężar narzędzi, sposób podawania materiału powinny ograniczać nadmierne schylanie, dźwiganie i skręty tułowia. Z mojego doświadczenia, dobrze zorganizowane stanowisko przy robotach ziemnych, z użyciem chwytaków, podajników, minikoparek czy wciągarek, bardzo zmniejsza zmęczenie brygady i liczbę urazów przeciążeniowych. Normy BHP i ogólne wytyczne ergonomiczne mówią wprost: trzeba tak kształtować środowisko pracy (podłoże, oświetlenie, mikroklimat, hałas, wibracje), dobór narzędzi i rytm pracy, aby nie przekraczać możliwości organizmu. W robotach regulacyjnych ma to też wymiar bezpieczeństwa – zmęczony pracownik na śliskiej skarpie, w pobliżu wody, szybciej popełnia błąd, potknie się, wpadnie do koryta. Dlatego stosuje się przerwy regeneracyjne, rotację na cięższych stanowiskach, mechanizację najcięższych operacji i szkolenia z prawidłowych technik podnoszenia. Moim zdaniem, kto raz pracował przy regulacji rzeki bez zachowania zasad ergonomii, ten już potem bardzo docenia sens takiego podejścia i widzi, że to nie „fanaberia”, tylko realna ochrona zdrowia i wydajności załogi.
W tym pytaniu łatwo dać się złapać na odpowiedzi, które brzmią rozsądnie, ale mijają się z istotą ergonomii. Kluczowe jest zrozumienie, że ergonomia dotyczy przede wszystkim dopasowania środowiska i organizacji pracy do człowieka, a nie odwrotnie. Zasady ekonomii pracy, choć ważne przy planowaniu robót regulacyjnych, koncentrują się głównie na wydajności, czasie i kosztach. Oczywiście, dobrze zorganizowane ergonomicznie stanowisko zwykle jest też bardziej ekonomiczne, bo pracownik mniej się męczy i popełnia mniej błędów, ale sama „ekonomia w czasie pracy” nie gwarantuje, że obciążenia fizyczne i psychiczne będą dla niego bezpieczne. To jest typowy błąd myślowy: utożsamianie szybkiej pracy z dobrą pracą, bez refleksji, czy nie jest ona wykonywana kosztem zdrowia ludzi. Pojawia się też pokusa, żeby myśleć o ergonomii w kategoriach prawa pracy, czyli próbować „dostosowywać prawo pracy do możliwości człowieka”. W praktyce branżowej jest odwrotnie: przepisy BHP i prawa pracy już są oparte na wiedzy o możliwościach i ograniczeniach organizmu. Nie modyfikujemy przepisów pod konkretną brygadę, tylko organizujemy roboty tak, aby spełniać wymogi i nie przeciążać pracowników. To stanowisko, narzędzia i technologia wykonania muszą być tak dobrane, żeby nie przekraczać dopuszczalnych norm dźwigania, czasu pracy w wymuszonej pozycji czy ekspozycji na hałas i wibracje. Kolejne nieporozumienie to utożsamianie ergonomii wyłącznie z ochroną środowiska na stanowisku pracy. Ochrona środowiska jest oczywiście ważna przy robotach wodnych – chodzi o ograniczenie zanieczyszczeń, właściwe gospodarowanie urobkiem, ochronę roślinności brzegowej – ale to inny obszar niż ergonomia. Można mieć świetnie zorganizowaną gospodarkę odpadami i zero wycieków oleju, a jednocześnie katastrofalne warunki pracy ludzi na skarpie: brak podestów roboczych, niewłaściwe dojścia, za ciężkie narzędzia. Dlatego dobre praktyki branżowe wyraźnie rozróżniają BHP, ergonomię stanowiska, ochronę środowiska i ekonomię robót. Wszystkie te elementy powinny się uzupełniać, ale tylko dostosowanie warunków pracy do możliwości człowieka spełnia definicję ergonomii i realnie chroni zdrowie pracowników przy robotach regulacyjnych.