Prawidłowo wskazana została odległość pomiędzy prowadnicami, bo to właśnie ten parametr wprost determinuje wymiary i wykonanie drewnianych szandorów na zastawce piętrzącej. Szandor musi dać się swobodnie wsunąć w prowadnice, ale jednocześnie szczelnie do nich przylegać, żeby ograniczyć przecieki i dobrze piętrzyć wodę. W praktyce przyjmuje się szerokość pojedynczego szandora minimalnie mniejszą od rozstawu prowadnic, z uwzględnieniem luzu montażowego, ewentualnych odkształceń drewna i dokładności wykonania. Moim zdaniem to jest taki typowy detal, który odróżnia projekt „z kartki” od rozwiązania faktycznie działającego na budowli. W dokumentacji technicznej zastawki najpierw projektuje się same prowadnice (ich usytuowanie, przekrój, zakotwienie w żelbecie czy stali), a dopiero potem dobiera się do nich szandory. Wysokość budowli, szerokość koryta czy długość umocnień mogą wpływać na ilość szandorów, ich grubość, klasę drewna, ewentualne zbrojenie czy sposób uszczelnienia, ale kluczowy wymiar gabarytowy w poziomie to rozstaw prowadnic. Dobre praktyki utrzymaniowe mówią też, żeby zachować powtarzalność tego rozstawu na wszystkich przęsłach danego obiektu, co ułatwia magazynowanie i wymianę szandorów w czasie akcji przeciwpowodziowych. W normach i wytycznych branżowych dotyczących małych urządzeń piętrzących podkreśla się konieczność zapewnienia odpowiedniej tolerancji wykonania prowadnic i elementów drewnianych, tak aby przy zmianach temperatury i zawilgoceniu drewna szandory nadal można było bezpiecznie montować i demontować ręcznie lub przy użyciu prostego sprzętu.
Przy projektowaniu i wykonywaniu drewnianych szandorów na zastawce piętrzącej bardzo łatwo skupić się na parametrach ogólnych budowli, a pominąć to, co naprawdę decyduje o ich wymiarze roboczym. Wysokość budowli wodnej czy poziom piętrzenia mają oczywiście znaczenie, ale głównie dla liczby szandorów układanych jeden na drugim oraz ich wysokości w pionie, a nie dla szerokości pojedynczego elementu. Szerokość dna rzeki też bywa myląca – wiele osób intuicyjnie kojarzy ją z szerokością samej zastawki, jednak w praktyce przęsło z prowadnicami zwykle jest tylko fragmentem całego koryta, a szandory pracują lokalnie między dwoma konkretnymi prowadnicami, a nie „od brzegu do brzegu”. Podobnie długość umocnień dolnych czy brzegowych to parametr istotny z punktu widzenia stateczności koryta, ochrony przed erozją i organizacji przepływu, ale nie ma on bezpośredniego przełożenia na wymiar desek szandorowych. Typowym błędem myślowym jest traktowanie szandorów jako elementu zależnego głównie od skali i gabarytów całej budowli, zamiast od geometrii samego gniazda, w którym pracują. Z technicznego punktu widzenia kluczowe jest, aby szandor pasował do prowadnic: miał odpowiednią szerokość w poziomie (czyli był dopasowany do odległości między prowadnicami) oraz odpowiedni przekrój i uszczelnienie, żeby wytrzymać obciążenia hydrostatyczne i ograniczyć przecieki. To rozstaw prowadnic narzuca wymiar, a nie szerokość rzeki ani długość umocnień. W dobrze zaprojektowanych urządzeniach wodnych wszystkie elementy konstrukcyjne wokół mogą się różnić między budowlami, natomiast powiązanie szandor–prowadnice zawsze pozostaje bezpośrednie i wynika z ich wzajemnej geometrii. Dlatego właśnie wybór innych parametrów niż odległość pomiędzy prowadnicami prowadzi do nieprawidłowego wniosku i w praktyce skutkowałby szandorami, które albo się klinują, albo są zbyt luźne i nieszczelne.