Na zdjęciu widać klasyczny wodowskaz łatowy – czyli po prostu pionową łatę pomiarową ustawioną przy brzegu cieku. Charakterystyczne są czarne i białe pola z podziałką centymetrową i decymetrową, często w układzie „szachownicy”, żeby poziom wody był dobrze widoczny nawet z większej odległości i przy słabym oświetleniu. Taki wodowskaz montuje się sztywno do stałego elementu: pala, muru oporowego, przyczółka mostu albo specjalnego słupka żelbetowego. Kluczowe jest, żeby łatę powiązać wysokościowo z reperem geodezyjnym, zgodnie z zasadami pomiarów sytuacyjno-wysokościowych, bo tylko wtedy odczyt ma sens hydrologiczny i można go porównać z innymi przekrojami. W praktyce eksploatacyjnej gospodarki wodnej łatowe wodowskazy są podstawowym, najprostszym narzędziem do ręcznego monitorowania stanów wody na rzekach, kanałach, przy jazach i śluzach. Używa się ich do oceny zagrożenia powodziowego, kontroli pracy urządzeń wodnych, a także przy prowadzeniu akcji lodołamania czy piętrzenia na stawach rybnych. Z mojego doświadczenia to rozwiązanie jest mało awaryjne, tanie w utrzymaniu i – co ważne – odczyt jest natychmiastowy, bez potrzeby skomplikowanej aparatury. Standardy branżowe i dobre praktyki (np. wytyczne IMGW i instrukcje gospodarowania wodą na budowlach) zalecają, żeby przy ważniejszych obiektach montować nawet kilka łat: przy brzegu, przy jazie i w przekroju kontrolnym, tak żeby mieć pełniejszy obraz sytuacji hydrologicznej. Dodatkowo zaleca się okresową kontrolę i ewentualną rektyfikację wysokościową łaty, bo osiadanie gruntu albo uszkodzenia konstrukcji mogą wprowadzić systematyczny błąd odczytów.
Na fotografii pokazano bardzo typowe dla hydrotechniki urządzenie pomiarowe, które łatwo pomylić z innymi rodzajami wodowskazów, jeśli patrzy się tylko na ogólny kształt, a nie na szczegóły konstrukcji. Wodowskaz łatowy to sztywna, pionowa łata z wyraźną podziałką, przytwierdzona do stałego elementu brzegu lub budowli. Nie ma tu żadnych ruchomych części ani mechanizmów, dlatego błędem jest kojarzenie go z rozwiązaniami pływakowymi czy samopiszącymi. Wodowskaz palowy, z którym czasem bywa mylony, to raczej pojedynczy pal wbity w dno z prostszymi oznaczeniami wysokości, często bez tak precyzyjnej, kontrastowej skali. Na zdjęciu widać wyraźnie pełnowymiarową łatę, a nie sam pal konstrukcyjny – konstrukcja jest szeroka, płaska, z nadrukowaną skalą milimetrowo–centymetrową, a nie tylko zaznaczone poziomy na okrągłym słupie. Pojęcie wodowskazu pływakowego odnosi się do urządzeń, w których poziom wody przenoszony jest poprzez pływak połączony z linką lub taśmą na wskaźnik, ewentualnie na rejestrator. Taki zestaw musi mieć studzienkę pływakową, prowadnice, bęben, często przekładnię – niczego takiego na zdjęciu nie ma, więc zaklasyfikowanie tego obiektu jako wodowskazu pływakowego wynika raczej z automatycznego skojarzenia słowa „woda” z „pływakiem”, niż z analizy elementów konstrukcyjnych. Podobnie wodowskaz samopiszący to w praktyce cały przyrząd rejestrujący – dawniej bębny z papierem rejestracyjnym, obecnie częściej rejestratory elektroniczne z czujnikiem ciśnieniowym, radarowym czy ultradźwiękowym. Łata widoczna na zdjęciu może współpracować z takim systemem jako wodowskaz kontrolny, ale sama w sobie nim nie jest. Typowy błąd myślowy polega tu na utożsamianiu każdego nowocześniej wyglądającego wodowskazu z wersją „automatyczną” lub „samopiszącą”, podczas gdy w wielu stacjach wodowskazowych wciąż podstawą są bardzo proste, ręczne łaty. W praktyce zawodowej ważne jest, żeby umieć na oko rozpoznać rodzaj wodowskazu, bo od tego zależy sposób odczytu, kalibracji, konserwacji, a także interpretacji danych hydrologicznych.