Poprawnie wybrałeś koszt 480,00 zł, bo wszystkie dane w zadaniu są tak dobrane, że jeden robotnik jest w stanie w ciągu jednego dnia pracy (8 godzin) wykonać dokładnie cały podany zakres robót. Z tabeli wynika, że dzienna wydajność przy koszeniu pasa przybrzeżnego ręcznie to 300 m². W zadaniu mamy do skoszenia dokładnie 300 m², czyli robotnik zużywa na to cały swój „limit” dzienny na ten rodzaj pracy. Podobnie przy koszeniu skarp – dzienna wydajność to 100 m² i dokładnie tyle wynosi zakres robót. Przy wygrabianiu skoszonej roślinności dzienna wydajność to 400 m² i znowu zakres robót jest identyczny. Z tego wynika, że na każdy z trzech rodzajów robót przypada po jednym pełnym dniu pracy jednego robotnika. Razem mamy więc 3 dni robocze. Jeżeli jeden dzień pracy to 8 godzin, to 3 dni to 3 × 8 = 24 godziny pracy. Stawka godzinowa wynosi 20,00 zł, więc całkowity koszt robocizny obliczamy: 24 h × 20,00 zł/h = 480,00 zł. To jest właśnie logika kosztorysowania na podstawie wydajności dziennej – najpierw przeliczamy powierzchnię na liczbę dni roboczych (albo godzin), a dopiero potem na pieniądze. W praktyce utrzymania cieków wodnych, rowów czy kanałów takie przeliczenia robi się non stop: planując koszenie wałów przeciwpowodziowych, skarp kanałów, czy konserwację rowów melioracyjnych, korzysta się z tablic normatywnych wydajności i stawek robocizny. Moim zdaniem warto od razu wyrabiać sobie nawyk, żeby zawsze: 1) porównać zakres robót z dzienną wydajnością, 2) wyliczyć liczbę roboczodni, 3) przeliczyć to na roboczogodziny, 4) dopiero na końcu pomnożyć przez stawkę godzinową. To jest dokładnie ta sama metoda, której używa się w kosztorysach ofertowych i inwestorskich w branży gospodarki wodnej i melioracji.
W tym zadaniu pułapka polega głównie na nieuważnym odczytaniu tabeli i pominięciu faktu, że podane wartości to dzienna wydajność jednego robotnika, a nie np. czas wykonania w godzinach. Jeżeli patrzymy tylko na liczby 300 m², 100 m² i 400 m², to łatwo skupić się na sumowaniu powierzchni lub intuicyjnym „strzelaniu” kosztu, zamiast spokojnie przejść pełną ścieżkę obliczeń od wydajności do roboczogodzin i dopiero potem do złotówek. Podstawowa zasada w kosztorysowaniu robocizny jest taka, że najpierw określamy, ile roboczodni (albo roboczogodzin) potrzeba na wykonanie danego zakresu, a dopiero w kolejnym kroku mnożymy to przez stawkę. Tutaj tabela mówi jasno: w ciągu jednego dnia pracy jeden robotnik jest w stanie skosić ręcznie 300 m² pasa przybrzeżnego. Zakres robót to dokładnie 300 m², więc to nie jest część dnia, tylko pełny dzień roboczy. Identycznie z koszeniem skarp: dzienna wydajność to 100 m² i dokładnie tyle mamy do skoszenia, więc znów wychodzi jeden dzień. Przy wygrabianiu skoszonej roślinności dzienna wydajność to 400 m² i zakres też 400 m², więc trzeci pełny dzień pracy. Typowy błąd polega na myśleniu, że skoro wszystko „mieści się” w jednej tabeli, to może da się to wykonać w jeden dzień, albo że łączna powierzchnia jakoś przelicza się na jeden wspólny dzień pracy. To jest niestety mylące – tu nie sumuje się powierzchni, tylko patrzy osobno na każdy rodzaj robót, bo to są trzy oddzielne pozycje przedmiaru. W dobrych praktykach kosztorysowania w budownictwie wodnym każdy rodzaj robót (koszenie pasa, koszenie skarp, wygrabianie) traktuje się jako osobny nakład robocizny z własną normą wydajności. Dopiero na końcu sumuje się koszt tych pozycji. W tym zadaniu każdy rodzaj robót wymaga jednego dnia pracy, więc łącznie mamy 3 dni × 8 godzin = 24 godziny. Pomnożone przez stawkę 20,00 zł/h daje to 480,00 zł. Niższe odpowiedzi wynikają zazwyczaj z przeoczenia jednego z etapów: albo ktoś liczy tylko jedną robotę, albo przyjmuje błędnie, że wszystko zrobi się w jednym dniu, albo myli stawkę dzienną z godzinową. W praktyce utrzymania cieków takie pomyłki przy dużych odcinkach rzek czy wałów dają potem spore rozjazdy w kosztorysie, dlatego tak ważne jest trzymanie się poprawnej kolejności: wydajność → roboczodni → roboczogodziny → koszt.