Punktem wyjścia do sporządzenia prawidłowego przedmiaru robót przy regulacji cieków naturalnych jest zawsze projekt budowlany. To właśnie w projekcie budowlanym projektant określa przebieg cieku po regulacji, geometrię koryta (szerokości, spadki podłużne i poprzeczne, rzędne dna i koron skarp), typy umocnień brzegów, lokalizację budowli towarzyszących (np. progi, bystrotoki, przepusty) oraz zakres robót ziemnych. Z mojego doświadczenia wynika, że bez aktualnego projektu budowlanego praktycznie nie da się rzetelnie policzyć ilości robót: wykopów, nasypów, umocnień z kamienia czy faszyny, długości odcinków regulowanych, ani powierzchni umocnień skarp i dna. Projekt budowlany zawiera przekroje poprzeczne i podłużne cieku, które są podstawą do obliczeń kubatur i powierzchni w przedmiarze. Zawiera też opis techniczny, gdzie podane są parametry technologiczne, klasy betonu, rodzaje materiałów, a także warunki wykonania robót. W dobrych praktykach kosztorysowania w hydrotechnice przyjmuje się, że przedmiar musi być spójny z dokumentacją projektową zatwierdzoną w procesie uzyskiwania pozwolenia na budowę lub pozwolenia wodnoprawnego. Dzięki temu inwestor, wykonawca i nadzór mają wspólny, jednoznaczny punkt odniesienia. Projekt budowlany jest też powiązany z mapą do celów projektowych i dokumentacją geodezyjną, więc ilości robót wynikające z przedmiaru są zgodne z rzeczywistą geometrią terenu i cieku. W praktyce na budowach wodnych wszelkie rozbieżności między stanem w projekcie a stanem w terenie skutkują koniecznością aktualizacji przedmiaru właśnie poprzez odniesienie do zaktualizowanej dokumentacji projektowej. Moim zdaniem to kluczowy nawyk: zawsze najpierw sięgać do projektu budowlanego, a dopiero potem do kosztorysu czy specyfikacji.
Podczas przygotowywania przedmiaru robót przy regulacji cieków naturalnych łatwo pomylić dokumenty, które są pomocnicze, z tym, który jest naprawdę podstawowy. Przedmiar to zestawienie ilości robót, opartych na rozwiązaniach projektowych, a nie na późniejszych kalkulacjach czy dokumentach powykonawczych. Dlatego opieranie się na kosztorysie ofertowym jest merytorycznie błędne. Kosztorys ofertowy powstaje zazwyczaj już na podstawie gotowego przedmiaru i służy wykonawcy do wyceny robót, uwzględnienia cen jednostkowych, narzutów i własnej organizacji pracy. Jeżeli ktoś próbuje z kosztorysu ofertowego „odwrócić” dane i robić z niego podstawę przedmiaru, to miesza kolejność etapów: najpierw musi istnieć projekt, potem przedmiar, a dopiero później kosztorys. Specyfikacja techniczna wykonania i odbioru robót jest dokumentem bardzo ważnym, ale o innym celu. Określa wymagania jakościowe, sposób wykonania, tolerancje, zasady odbioru i badania materiałów, a także podstawę płatności. Nie zawiera jednak pełnych danych geometrycznych cieku, przekrojów czy rzędnych, na podstawie których można by policzyć kubatury wykopów czy powierzchnie umocnień. Moim zdaniem to typowy błąd: skoro w specyfikacji jest dużo tekstu o technologiach i wymaganiach, to wydaje się, że „wszystko tam jest”. Niestety, do przedmiaru to za mało. Inwentaryzacja powykonawcza z kolei opisuje stan po zakończeniu robót, jest podstawą do odbioru i aktualizacji mapy zasadniczej, ale powstaje na końcu procesu inwestycyjnego, nie na początku. Nie może więc być podstawą do planowania ilości robót, bo te roboty zostały już wykonane. Zdarza się w praktyce, że ktoś próbuje oprzeć przyszłe przedmiary na starej inwentaryzacji powykonawczej z poprzedniej inwestycji na tym samym cieku, jednak jest to tylko materiał pomocniczy, poglądowy. Prawidłowe podejście wynika z logiki procesu budowlanego: projekt budowlany określa, co i gdzie będzie zrobione, a przedmiar przekłada to na liczby. Pozostałe dokumenty – kosztorys, specyfikacje, inwentaryzacje – są ważne, ale pełnią inne funkcje i nie zastąpią rzetelnego projektu jako podstawy przedmiaru.