Na zdjęciu widać klasyczny system igłofiltrów – cienkie rury (filtry) wbite lub wwibrowane w grunt wzdłuż krawędzi wykopu, połączone z kolektorem ssącym i pompą próżniową. To właśnie ten zestaw pozwala skutecznie obniżyć zwierciadło wody gruntowej w strefie wykopu. Igłofiltry pracują w podciśnieniu, zasysają wodę z przepuszczalnych warstw gruntu i odprowadzają ją poza obszar robót. Dzięki temu dno wykopu jest względnie suche i stabilne, a maszyny mogą bezpiecznie pracować, co jest zgodne z dobrymi praktykami robót ziemnych opisanymi m.in. w normach i wytycznych dotyczących odwodnień wykopów. W praktyce budownictwa wodnego i ziemnego igłofiltry stosuje się szczególnie tam, gdzie mamy wysoki poziom wód gruntowych w piaskach, pospółkach lub innych gruntach przepuszczalnych, a głębokość wykopu jest większa niż możliwości zwykłego odpompowania z dna. Moim zdaniem to jedno z podstawowych rozwiązań, które warto mieć w małym palcu: pojawia się przy budowie przepustów, komór czerpnych, fundamentów pod jaz czy małe elektrownie wodne. W odróżnieniu od prostych rowków czy sączków, system igłofiltrowy pozwala kontrolować zasięg leja depresji i tym samym ograniczać uplastycznienie skarp oraz ryzyko sufozji. Dobrą praktyką jest też etapowe uruchamianie igłofiltrów, monitorowanie poziomu wody w piezometrach i utrzymywanie odwodnienia aż do zakończenia kluczowych robót konstrukcyjnych.
Na fotografii pokazano sytuację, gdzie samo odprowadzenie wody z dna wykopu absolutnie by nie wystarczyło. Widać rząd cienkich rur wprowadzonych w grunt, połączonych z poziomym kolektorem i agregatem pompowym. To nie są zwykłe drenarskie przewody ani sączki, tylko typowy zestaw igłofiltrów, używany do obniżania poziomu wody gruntowej w całej strefie wykopu. Częsty błąd polega na myleniu igłofiltrów z drenażem, bo jedno i drugie „odprowadza wodę”. Dreny kojarzą się z rurami drenarskimi układanymi w gruncie na stałe, zwykle w warstwie filtracyjnej z żwiru, do długotrwałego obniżania zwilgocenia terenu czy odwadniania skarp. Tutaj mamy instalację tymczasową, pracującą podciśnieniowo, która ma za zadanie szybko i skutecznie obniżyć zwierciadło wody na czas robót ziemnych, zgodnie z zasadami organizacji robót ziemnych przy wysokich wodach gruntowych. Podobnie bywa z rowkami – łatwo pomyśleć, że skoro widać wodę w wykopie, to wystarczy przekopać jakiś rowek odwadniający. Rowki nadają się jednak głównie do odprowadzenia wód opadowych z powierzchni lub płytkich przesiąków. Nie są w stanie kontrolować poziomu wód gruntowych na większej głębokości, zwłaszcza w gruntach przepuszczalnych, gdzie napływ wody jest ciągły. Sączki natomiast to bardziej lokalne elementy drenażowe, niewielkie przewody lub odcinki drenu, które zbierają wodę z ograniczonego obszaru i przekazują ją do głównego drenu czy studzienki. W głębokim wykopie pod obiekt hydrotechniczny czy przepust taka metoda byłaby zwyczajnie za słaba i nie zapewniłaby stateczności skarp ani bezpiecznych warunków pracy. Z mojego doświadczenia największy problem polega na tym, że osoby początkujące patrzą tylko na to, że „jakoś tę wodę trzeba zabrać”, zamiast myśleć o obniżeniu całego poziomu wód gruntowych i kształcie leja depresji. Właśnie do tego służą igłofiltry – to system zaprojektowany, żeby kontrolować napływ wody z gruntu, a nie tylko zbierać ją z dna wykopu, co jest istotną różnicą technologiczną w robotach ziemnych.