Prawidłowo – przepływ cieku w dokumentacji projektowej podaje się w metrach sześciennych na sekundę, czyli m³/s. Jest to jednostka natężenia przepływu, która mówi, ile objętości wody w ciągu jednej sekundy przepływa przez dany przekrój poprzeczny cieku (np. rzeki, kanału, rowu). W hydrotechnice, melioracjach i przy urządzeniach wodnych ta jednostka jest absolutnym standardem, bo pozwala bezpośrednio powiązać obliczenia hydrauliczne z wymiarowaniem budowli. Moim zdaniem warto to sobie dobrze poukładać w głowie: m³/s łączy geometrię koryta (pole przekroju, spadek, chropowatość) z prędkością i poziomem wody. W praktyce projektant, robiąc obliczenia np. dla przepustu pod drogą, wału przeciwpowodziowego czy jazu, przyjmuje obliczeniowy przepływ maksymalny Q (np. Q=12,5 m³/s) wynikający z analizy hydrologicznej. Na tej podstawie dobiera się średnicę rury, szerokość światła mostu, wysokość korony wału itp. W operatach wodnoprawnych, instrukcjach gospodarowania wodą, a także w normach i wytycznych branżowych (np. dotyczących obliczeń przepływów miarodajnych i kontrolnych) przepływ też zawsze jest podawany w m³/s. Spotyka się też czasem inne jednostki, np. l/s, ale raczej przy małych przepływach, np. przy odwodnieniach czy małych ciekach, natomiast w dokumentacji typowo hydrotechnicznej standardem są metry sześcienne na sekundę. Dzięki temu wyniki obliczeń są porównywalne, łatwo można sprawdzić zgodność z projektem, a służby utrzymaniowe i eksploatacyjne dokładnie wiedzą, jakie wielkości przepływów były przyjmowane na etapie projektowania. Z mojego doświadczenia jak ktoś myśli w m³/s, to dużo łatwiej mu ogarnąć później dobór przekrojów i ocenę ryzyka zalewania terenów.
W hydrotechnice i przy regulacji cieków kluczowe jest rozróżnienie między prędkością przepływu a natężeniem przepływu. Wiele osób intuicyjnie wybiera jednostki typu m/s albo nawet km/h, bo kojarzą wodę tak jak ruch samochodu: jak szybko płynie. Tymczasem w dokumentacji projektowej interesuje nas przede wszystkim, jaka ilość wody przepływa przez przekrój cieku w jednostce czasu, czyli właśnie natężenie przepływu. To jest różnica między „jak szybko” a „ile na sekundę”. Prędkość w m/s jest oczywiście ważna, bo od niej zależy np. erozja dna, podmywanie skarp, dobór umocnień, ale sama prędkość nie wystarcza do wymiarowania urządzeń wodnych. Jeśli nie znamy pola przekroju koryta, to m/s nic nam nie powie o tym, czy przepust, most czy jaz mają odpowiednią przepustowość. Zdarza się też, że ktoś próbuje używać jednostek długości na czas w nietypowej skali, jak km/h, bo tak jesteśmy przyzwyczajeni z ruchu drogowego. W hydrotechnice to jest kompletnie niepraktyczne i niezgodne z przyjętymi standardami. Prędkość wody mierzy się w m/s, ale w dokumentacji projektowej przepływ cieku podaje się jako objętość na czas, czyli m³/s. Jednostka hm/s to już w ogóle jest sztuczny twór, który nie ma żadnego sensu fizycznego w tym kontekście – hektometr to 100 m, ale tutaj nie mierzymy długości w czasie, tylko objętość w czasie. Typowy błąd myślowy polega na utożsamieniu „przepływu” z „prędkością”, bo w języku potocznym mówi się, że woda „szybko płynie”. W obliczeniach technicznych przepływ Q wyrażony w m³/s jest iloczynem prędkości średniej v [m/s] i pola przekroju A [m²]. Dlatego w dokumentacji projektowej, przy kosztorysowaniu robót hydrotechnicznych, opracowywaniu operatów wodnoprawnych i planowaniu ochrony przeciwpowodziowej zawsze operuje się natężeniem przepływu w m³/s. To pozwala jednoznacznie określić skalę zjawiska, porównać różne cieki i poprawnie dobrać parametry budowli oraz urządzeń wodnych. Trzymanie się tej jednostki to po prostu dobra praktyka inżynierska i wymóg rzetelnej dokumentacji.