Prawidłowo – w miejscach występowania wyrw, urwisk i wysięków wód gruntowych stosuje się darniowanie „na mur”. Chodzi o sposób układania darni (płaty trawy z glebą), który tworzy coś w rodzaju małego murku, czyli umocnienia o charakterze pionowo-skarpowym. Płaty darni układa się warstwowo, z przesunięciem spoin, najczęściej tak, żeby krawędzie zachodziły na siebie jak cegły w murze. Dzięki temu umocnienie jest bardziej odporne na podmywanie, erozję powierzchniową i wypłukiwanie gruntu przez sączące się wody podziemne. W praktyce takie darniowanie spotyka się np. na skarpach cieków, przy umocnieniu brzegów rowów melioracyjnych, w rejonach rozmyć przy przepustach czy przy podciętych skarpach wałów. Tam, gdzie pojawiają się wysięki wód gruntowych, grunt jest osłabiony, łatwo się rozmywa i osuwa. Dlatego klasyczne darniowanie „w kratę” czy „kożuchowe” nie daje wystarczającej stabilizacji pionowej krawędzi. Układ „na mur” zapewnia większą sztywność lica skarpy i lepsze dociążenie gruntu, co ogranicza powstawanie nowych wyrw. Z mojego doświadczenia w utrzymaniu cieków wynika, że jeżeli darniowanie na mur jest dobrze wykonane (porządne zagęszczenie podłoża, odpowiednia grubość darni, zachowanie spadków), to potrafi wytrzymać kilka sezonów przy dość intensywnych wezbraniach. W wytycznych utrzymaniowych zarządców wód, jak Wody Polskie czy dawne RZGW, właśnie ten typ darniowania podaje się jako zalecany w miejscach szczególnie narażonych na erozję i wysięki, zanim sięgnie się po cięższe rozwiązania typu faszyna, gabiony czy narzuty kamienne.
Darniowanie w miejscach wyrw, urwisk i wysięków wód gruntowych musi przede wszystkim zapewnić stabilizację skarpy i ograniczyć dalszą erozję. Tu nie chodzi tylko o to, żeby „była trawa”, ale o sposób ułożenia darni, który przeniesie parcie gruntu i poradzi sobie z wodą wychodzącą na powierzchnię. Dlatego właśnie wybiera się układ „na mur”, a nie inne, bardziej powierzchniowe formy darniowania. Częstym błędem jest skojarzenie, że darniowanie „w kratę” będzie najlepsze, bo wygląda technicznie i estetycznie. Ten sposób dobrze sprawdza się na spokojnych skarpach, bez silnych wysięków, gdzie trzeba głównie zabezpieczyć powierzchnię przed spływem powierzchniowym i erozją deszczową. Przy aktywnych wyrwach i urwiskach problem jest głębszy – grunt jest rozluźniony, często nawodniony, a woda wypływa z wnętrza skarpy. Układ w kratę nie daje odpowiedniego „docisku” krawędzi i nie pracuje jak mały mur oporowy. Podobnie darniowanie kożuchowe, czyli po prostu przykrycie powierzchni ciągłą warstwą darni, jest dobre na łagodnych skarpach o małych spadkach i bez większych uszkodzeń. Przy urwiskach i wysiękach taki kożuch bardzo łatwo się zsuwa, jest podmywany od spodu i szybko traci kontakt z podłożem. Moim zdaniem to jest typowy przykład zbyt „delikatnej” technologii zastosowanej do zbyt agresywnych warunków. Z kolei określenie „przemienne” bywa mylnie kojarzone z jakimś naprzemiennym układaniem płatów, ale w utrzymaniu cieków i umocnieniach skarp nie funkcjonuje jako standardowa, zalecana technika dla tak trudnych miejsc jak wyrwy czy wysięki. W dobrych praktykach branżowych przyjmuje się zasadę: im większe uszkodzenie i im bardziej aktywna erozja, tym bardziej przestrzennie „nośne” umocnienie. Dlatego przy urwiskach w pierwszej kolejności wybiera się układy darniowania dające efekt małego muru i dopiero, gdy to nie wystarcza, przechodzi się na cięższe konstrukcje, jak faszynowanie, kosze siatkowo-kamienne czy narzuty kamienne. Wybór innych form darniowania w takich miejscach to typowy błąd polegający na niedoszacowaniu sił działających na skarpę i traktowaniu wszystkich technik darniowania jako równoważnych, co w praktyce prowadzi do szybkiego zniszczenia umocnienia.